Najsłynniejszą książką o wampirach jest "Dracula" Brama Stokera, przedstawiciel powieści epistolarnej. Zasadne wydaje się tym samym, że "Dziki Ląd", komiks łączący tematykę krwiopijców z indyjskimi demonami, opiera się głównie na narracji listownej. To za jej sprawą charakteryzowane są postacie, przywiązujące się do siebie i emocjonalne.
Opowieść rozgrywa się w latach 60. XVIII wieku. Brytyjska ekspansja na ziemiach indyjskich przeplata się z rywalizacją niebezpiecznych istot z różnych kontynentów. Po jednej stronie wampiry, po drugiej demony. W tym rozgardiaszu nie brakuje konfliktów natury wojennej, a nawet odpowiednika Van Helsinga. Smakowita mieszanka? Na pewno ładnie pachnąca.
To już druga z kolei pozycja – po "Indyjskiej włóczędze" – zabierająca czytelnika w egzotyczne rejony. Właściwie, czemu nie, nie zauważam przesytu, a w dodatku "Dziki Ląd" prezentuje inny rodzaj opowieści, bo łączącej klasyczną grozę, brytyjskie wpływy w Indiach i nadnaturalną miłość. Coś innego i pozostaje tylko odpowiedzieć, na ile dobrego.
Najpierw muszę powiedzieć, że nie do końca tego się spodziewałem. Hołd dla "Draculi" w porządku, tylko że postacie idą w niepodobającą mi się czułostkowość, co z perspektywy czytelnika nie ma uzasadnienia, bo widzi on już wytworzone relacje, a nie relacje tworzące się. Gdy mówimy o kilku takich więziach na przestrzeni całego albumu, do tego bez wyraźnego rozwijania się, zamienia się to w problem umowności – trzeba przyjąć istotne motywacje na wiarę. Ogólnie jednak wampirze kreacje, choć z sentymentalnym "Wywiadem z wampirem" czy operującą kiczem "Czystą krwią" nie mogą się równać, są tak w klasycznym duchu wykonane, że można chętnie im kibicować. Tylko że to nie są główni bohaterowie, a czarne charaktery.
Główny bohater (ten, na którym historia skupia się najbardziej) to taka kreacja jak z "Pięknej i Bestii", w której Bestia jest pozbawiona pazurów – pod względem charakterologicznym, bo w walce jest zabójcza – a Piękna okazuje się dużo ciekawsza, lecz jej potencjał nie został w pełni wykorzystany. Boleję nad tym, bo nieśmiertelny demon powinien oferować więcej niż "honor, miłość, przywiązanie", które stanowią oklepany zestaw cech. Wypuśćcie go na żer, pokażcie jego gniew, dzikość – to wszystko jest takie stępione. To w końcu dotyczy też samej historii, która mogłaby przybrać bardziej odważny obrót, a której refleksje rozmazują się niczym postacie na tle wydarzeń z przeskokami w czasie.
Za to świetnie wypadają konfrontacje między bohaterami. Twórcy budują napięcie przed starciami i chociaż kibicowałem nie tym, co trzeba, to i tak niecierpliwie wyczekiwałem rozwiązań konfliktów. Na trochę zbyt dalekim planie odbywają się polityczne sprawy, ale jeśli się zastanowić, łączenie miłosnych wątków z wojennymi to domena melodramatów (np. "Wzgórze nadziei") – coś z tego więc jest, choć w małym stopniu, bo na tyle motywów komiks mógłby być dwa razy dłuższy. Nie zapominajmy o indyjskim i londyńskim klimacie, ponieważ akcja dzieje się w tych dwóch miejscach. Znów więc klasyczna groza łączy się z egzotyką, gotyckie lokacje z dżunglą, w mrocznej kolorystyce i z nieszczędzeniem dynamicznych scen akcji. Sumit Kumar i Vittorio Astone wykonali znakomitą robotę.
Niestety "Dziki Ląd" jest przypadkiem, który większy entuzjazm wywołuje ilustracjami niż scenariuszem. To nadal niezły komiks, mogący skusić do lektury miłośników orientalnej kultury, stającej w szranki z brytyjską grozą. Bokiem wyszły różnorodne konwencje w jednym albumie – zabrakło stron, żeby każdą odpowiednio rozwinąć, aby nie przyjmować miłosnych uniesień na wiarę czy więcej wyciągnąć z motywów grozy. Czasem lepiej zmniejszyć liczbę wątków, a zadbać o ich jakość, która w "Dzikim Lądzie" waha się między przeciętną a dobrą.
Dziękujemy wydawnictwu Lost In Time za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz