„Dolina Szkieletów”, która ukazała się na polskim rynku 10 marca 2010 roku nakładem wydawnictwa Nasza Księgarnia, to innowacyjny projekt multimedialny autorstwa Patricka Carmana. Czeka nas przedstawiona z dwóch perspektyw historia pewnego niecodziennego śledztwa prowadzonego przez dwójkę nastoletnich przyjaciół. Tą informacją zostałam uraczona przy pierwszym kontakcie fizycznym z wyżej wspomnianym tytułem.
Do moich rąk dostała się książka typu, z którym jeszcze nigdy nie miałam styczności buszując po literackich półkach fantastyki. Mianowicie chodzi mi o dziennik prowadzony przez jednego z główny bohaterów „Doliny Szkieletów”, Ryana McCraya. I to właśnie pierwszy pryzmat fabuły, przez który przyszło mi patrzeć.
Akcja książki rozpoczyna się w momencie, kiedy Ryan wychodzi ze szpitala i zaczyna pisać swój, poniekąd sekretny, dziennik. Dowiadujemy się, że przyczyną jego nieszczęśliwego wypadku było spotkanie bliskiego stopnia z nie całkiem już żywym osobnikiem. Nasz bohater to piętnastoletni chłopak z wybujałą fantazją, która podsuwa mu obrazy potworów wychodzących spod łóżka albo obcych zakradających się do jego pokoju. W zasadzie nic dziwnego, jeżeli urodziło się w miasteczku liczącym niespełna siedemset mieszkańców, a jedyną rozrywką młodzieży są codzienne wyjścia do szkoły i węszenie niemal wszędzie teorii spiskowych.
Teraz jednak zacznę od samego początku – wydarzenia, które w rytm znanej prawdy: „akcja równa się reakcja” zapoczątkowało serię niefortunnych przypadków i wypadków dwójki wścibskich dzieciaków.
Tytułowa Dolina Szkieletów to zapadła dziura gdzieś na przysłowiowym końcu świata. Miasteczko przycupnięte u podnóża góry, gdzie każdy zna każdego, choć wbrew pozorom, bardzo dba o prywatność i zachowanie sekretów. Ryan sam stwierdza, że w jego miejscowości „czają się tajemnice, które lepiej zostawić w spokoju”. Wszystko zaczęło się od ciekawości naszego bohatera i jego przyjaciółki, Sarah, nazwą miasteczka, a, jak wiadomo, ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a przynajmniej do dużych kłopotów. Odwiedziny w miejscowej bibliotece nie tylko nie przynoszą konkretnej odpowiedzi, ale także dorzucają jeszcze więcej znaków zapytania.
„Tony papieru, tomy analiz, genialne myśli…” wścibskiej parki świadczą o tym, że nie mają oni całkiem dobrze poukładane w głowach. Tak samo jak dzieci wcześniej zacytowanej piosenki Elektrycznych Gitar. Niejasny trop prowadzi Sarah i Ryana do dragi, starej maszyny służącej do wydobywania złota. Również tam dochodzi do feralnego wypadku, w wyniku którego chłopak trafia do szpitala i otrzymuje kategoryczny nakaz zaprzestania kontaktowania się ze swoją przyjaciółką.
Wiadomo, że zakazane owoce smakują najlepiej, więc zakaz spotykania się raczej nic nie dał. W dobie Internetu? Całkiem niemożliwe. Śledztwo nadal jest prowadzone, tyle, że teraz przez każde z dwojga przyjaciół osobno. Można powiedzieć, że jedno z nich zajmuje się teorią, drugie praktyką. Owa praktyka to właśnie wspomniane na początku nagrania wideo, drugi pryzmat, przez który będziemy patrzeć na przedstawioną historię. Jednak bez przeczytania dziennika Ryana nie dostaniemy się do nagrań, bez nagrań nie zrozumiemy książki. Kluczem jest strona internetowa www.dolinaszkieletow.pl, założona przez Sarah, oraz hasła przysyłane przez przyjaciółkę co jakiś czas do bohatera.
Wydanie książki jest mocno wystylizowane na pamiętnik. Kartki mają charakterystyczne linie dla różnego typu notatników czy zeszytów, a dzięki datom wiemy, że wydarzenia opisane w „Dolinie Szkieletów” rozgrywają się w ciągu sześciu dni. Nie można zapomnieć o oryginalnym połączeniu „klasycznej literatury” i „nowoczesnej techniki”, którego jeszcze niedane nam było doświadczyć w świecie książek fantasy. Twarda okładka książki pokryta licznymi trupimi czaszkami, stworzonymi w komiksowej konwencji, które nie porażają niczym specjalnym. Jeżeli już doszukiwać się plusów, to jedynie w jej prostocie. Chochliki drukarskie, jak się okazało, przede mną już wiedziały, że są za stare na tę pozycję i darowały sobie psocenie w postaci przestawiania czy zjadania liter.
„Dolina szkieletów” to książka zdecydowanie dla młodszych czytelników. Nie, brońcie bogowie, bym przypisywała sobie nie wiadomo jaką dorosłość, lecz po prostu w tym tytule nie znalazłam nic dla siebie. Przeczytanie tej pozycji zajęło mi niecałe dwie godziny, stwierdzenie, że więcej po nią nie sięgnę – co najwyżej kilka sekund. Dla porównania, mój młodszy brat walczył z ową książką dwa dni, jednak zakończył ją z szerokim uśmiechem na twarzy i błyskiem zadowolenia w oku. Jestem pewna, że z niecierpliwością będzie czekał na kontynuację.
Wynika z tego, że „Dolinę Szkieletów” można ze spokojną głową podrzucić młodszemu rodzeństwu i z zadowoleniem stwierdzić, że mamy ich z głowy na parę dni, ponieważ będą zbyt zajęci wyszukiwaniem kolejnych haseł na stronę internetową Sarah, by zawracać nam głowę. Oczywiście dochodzi do tego jeszcze kwestia dostępu do komputera, o który mogą wybuchnąć pewne spory.
Polecam każdemu, kto posiada młodsze rodzeństwo, pragnie świętego spokoju, ale nie wie, jakimi legalnymi formami go osiągnąć!
Dziękujemy wydawnictwu Nasza Księgarnia za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Książka jest
Użytkownik MAJA dnia sobota, 25 czerwca 2011, 19:52 napisał
nie. oboje żyją
Dodaj komentarz