Dziedzictwo światła

5 minut czytania

grim, dziedzictwo światła

Kiedy najwygodniej się czyta książkę? Oczywiście w trakcie długiego urlopu lub weekendu. Świąteczny czas nadawał się więc wyśmienicie, nie? Ponad dwa tygodnie leżakowania z długo wyczekiwaną powieścią liczącą niecałe siedemset stron, z następnymi tytułami czekającymi na swoją kolej... Zapowiadało się sporo czytania... Niestety nie wyszło. Zamiast zaspokajać głód literatury, dni zlatywały mi na nadrabianiu zaległości filmowych oraz w mniejszym stopniu serialowych (polecam „Marco Polo” od Netflixa, połowa odcinków świetna, reszta trochę mniej ciekawa, ale i tak warto – ach, te azjatyckie klimaty!). Winą jednak obarczam Gesę Schwartz. Naprawdę starałem się skupić na lekturze jej powieści, drugiego tomu „Grima”, lecz było to zadanie z góry przegrane. „Dziedzictwo światła” jest zdecydowanie najgorszą książką ubiegłego roku, którą dane było mi czytać.

Powieść zaczyna się od tajemniczych i brutalnych morderstw dokonywanych w Paryżu. Grim, główny komendant Naczelnej Policji Gargulców, wraz ze swoimi podwładnymi nie jest w stanie odkryć tożsamości obłąkanego mordercy, który dokonuje kolejnych zuchwałych zbrodni. Początek nie odznacza się szybkim tempem, ponieważ autorka postawiła na stopniowe wprowadzanie czytelnika w przedstawiony świat. Trudno narzekać na klimat, bo ten na pierwszych stronach charakteryzuje się niezłą dawką mroku (jak na powieść młodzieżową, oczywiście), co tylko wzmaga zainteresowanie. Chcecie razem z bohaterami odkryć, kto jest odpowiedzialny za odbieranie życia bezbronnym ofiarom? Pewnie będziecie chcieli, lecz nie spodziewajcie się żadnego zaskoczenia. Sprawa dość szybko zostaje porzucona, a „Dziedzictwo światła” z dobrze zapowiadającego się kryminału przeistacza się w przewidywalną fantasy nafaszerowaną błędami niczym indyk różnymi rozmaitościami (kucharzem nie jestem, więc nie wiem, czym konkretnie) w Święto Dziękczynienia.

Alvarhas. Zapamiętajcie to imię. Już? To jeszcze raz: Alvarhas. Tak nazywa się jeden z głównych przeciwników bohaterów. Alvarhas. Nie irytuje to was? Alvarhas. Irytuje, nie? I tak samo będzie z „Dziedzictwem światła”, a nawet bardziej. Alvarhas pojawia się i znika na kartach powieści kilkakrotnie. Nie jestem w stanie podać dokładnej liczby – sześciokrotnie czy siedmiokrotnie. W pewnym momencie straciłem rachubę. Wspomniana postać okazała się koszmarem, nie tyle dla naszych odważnych herosów, ile dla czytelnika. Bierze udział w większości opisanych w książce walk, przy czym każde kończy się w identyczny sposób. Któraś z głównych postaci nagle strzela focha i robi „kaboom!” swoim super czarem, dzięki czemu na krótką chwilę pokonuje Alvarhasa. Następnie stara się wykonać powierzoną misję, dochodzi do jej kolejnego etapu i – szok – Alvarhas powraca. Znowu pojedynek i przerzucanie się fantastycznymi zaklęciami, które może na filmie prezentowałyby się widowiskowo, ale w powieści nie bardzo (to trochę jakby ktoś wam serwował opis wystrzeliwania każdej pojedynczej sztuki amunicji z karabinu maszynowego – w pewnym momencie człowiek ma ochotę sam postrzelać, ale w książkę). Jak to się kończy? Oczywiście ponownie Mia, Grim albo jeden z ich przyjaciół użyje potężnego czaru (na samym początku starcia nie mógł. Dlaczego? To nieistotne, nie wolno się kłócić z wizją autorki) i pokona Alvarhasa. Chwilowo. Skurczybyk za kilkadziesiąt stron powróci, aby dalej truć głowę. Apogeum osiągnięte zostało w scenie, kiedy bohaterowie napotykają nowego przeciwnika, a ten mówi im, że ktoś chce się z nimi spotkać i nazywa się... – uwaga, dramatyczna pauza – Alvarhas.

grim, dziedzictwo światła

Trzymacie się jeszcze? Brawa za cierpliwość, ponieważ próbuję przekazać wam jak nędzne jest „Dziedzictwo światła” w możliwie najlepszy sposób. Będę łaskawy, obiecuję, że nie użyję już więcej imienia na A. W każdym razie przechodzimy do rundy drugiej, którą nazwałem „powtarzalność”. Mam wrażenie, że Gesa Schwartz ma czytelnika za idiotę. Jak inaczej wytłumaczyć parokrotne wspominanie tych samych informacji, kiedy intryga wcale nie poraża zawiłością? Zresztą, tu wcale nie rozchodzi się o szczegóły, autorka wbija do głowy najbardziej podstawowe wiadomości jak: „oni chcą zawładnąć światem robiąc to, to i jeszcze to” i za kilkadziesiąt stron powtórka z rozrywki: „oni chcą zawładnąć światem, robiąc to, to i jeszcze to”. Jednak szczyt irytacji osiągnąłem czytając kilkakrotnie skopiowaną wypowiedź danego bohatera. Według pisarki była ona tak fascynująca i ważna, że marnotrawstwem byłoby umieszczenie jej w książce tylko w jednym miejscu. Dostąpiliśmy więc niesamowitego zaszczytu i pojawia się częściej! To tak jakby Andrzej Sapkowski napisał jeden cięty dialog i powtarzał go przez resztę powieści. Z tą różnicą, że ten byłby cięty, a u niemieckiej pisarki jest absurdalnie dramatyczny i prawdopodobnie miał budować napięcie.

grim, dziedzictwo światła

Jaka jest fabuła? Nie zgadniecie. Denna. Tak schematycznej historii to jeszcze chyba nie spotkałem. Czułem się wręcz jak w jakiejś niskobudżetowej grze, gdzie historię piszą programiści w trakcie przerwy na kawę. Przyznam, początek „Dziedzictwa światła” był dobry, ale im dalej, tym gorzej. Jeśli wciąż zamierzacie przeczytać drugi tom „Grima”, nastawcie się na spotkanie z chmarą oklepanych pomysłów zaczerpniętych z literatury fantasy. Nie zabraknie legendarnych wojowników, ich strażników-opiekunów, dziecka mającego ratować świat, starcia kilku nacji (taka mała kopia Bitwy Pięciu Armii z „Hobbita”), pomocnych elfów mieszkających w lesie, magicznego miecza, ducha dawnego wojownika, obowiązkowego rozdzielenia się drużyny, a nawet wampira, który niby jest mroczny, ale też przyjacielski. Normalnie szwedzki stół, tylko że masz ograniczony wybór – bierzesz wszystko albo nic. Na zaskakujące zwroty akcji nawet się nie szykujcie, i tak odkryjecie pewne fakty zanim poznają je bohaterowie.

Obraz tandety, badziewia i nudy wieńczą dialogi, w których oprócz przetwarzania poznanych informacji, jest bardzo wiele użalania się nad swoim losem oraz dramatyzmu. Gesa Schwartz, rzekomo fascynująca się fantastyką, zapomniała, że rozmów nie wystarczy tylko napisać. One mają zainteresować czytelnika. Tymczasem trudno znaleźć w nich cokolwiek dobrego – zero humoru, napięcia, postacie po prostu gadają i tyle. Z jednolitej warstwy tekstu mówionego wyróżnia się tylko Grim. Niestety niepochlebnie. Nagle mu się zachciało być opryskliwym, pesymistycznym i zwyczajnie denerwującym gargulcem. Już opisuję – to trochę tak, jakby ktoś wam ciągle marudził koło ucha, kiedy chcecie poczuć ducha przygody. Narzekania dotyczą głównie ludzi, bo ci są źli, nadziei nie ma, dziecko nie uratuje świata.... Ogólnie czyta się to tak nieprzyjemnie jak – przynajmniej mam nadzieję – moją recenzję. Z tą różnicą (chyba już tego zwrotu używałem, nie? Kolejne podobieństwo do „Dziedzictwa światła”!), że dodatkowo wydawnictwo się nie postarało i w książce jest od groma błędów różnej maści. Zauważcie, iż chciałem skończyć lekturę jak najszybciej, więc pewnie i tak nie wyłapałem każdego uchybienia. Momentami brakuje wyrazu, pojawiają się literówki, nieuzasadnione myślniki, których jeszcze w innych fragmentach brakuje... Chwila zastanowienia potrzebna do określenia, czy ma się do czynienia z dialogiem czy już opisem, wcale nie ułatwia czytania.

grim, dziedzictwo światła

Serdecznie witam na mecie! Dotrwałeś do końca, ewentualnie skierowałeś swój wzrok od razu na podsumowanie. W pierwszym przypadku – jeśli powyższa lista wad jeszcze cię nie zraziła, możesz spokojnie sięgać po „Grima”. Nie wspomniałem tylko o jednym – w powieści pojawia się blada kopia Gandalfa, pewien honorowy i wiekowy elf, który powinien służyć mądrą radą i przewodniczyć drużynie. Tymczasem w dialogach często po prostu znika i pozwala bohaterom się kłócić... Może autorka zapomniała wspomnieć, że jest nieśmiały. W drugim przypadku, jeśli poszedłeś na skróty – spójrz na ocenę i stwierdź, czy warto. Dodam, że czytanie beznadziejnej książki wcale nie jest przyjemne, o czym sam się przekonałem.

Dziękujemy wydawnictwu Jaguar za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
1.5
Ocena użytkowników
3 Średnia z 1 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...