Mroki, dziwy i cuda
Dla waszego dobra – nie czytajcie "Doom Patrolu". Bądźcie normalni, sięgnijcie po jakiś zwykły komiks, którego fabuła jest zdecydowanie bardziej logiczna, a bohaterowie – rozsądni i mniej problematyczni. Po co wam ekscesy ze zniknięciami, rozumną ulicą, wendettą wobec brodaczy czy jakimiś plagami przestrzeni?
Jeśli jednak już postanowicie wkroczyć do zbzikowanego świata "Doom Patrolu", a dziwności to dla was upragnione smakołyki napędzające dobrą, szaloną zabawę, to znaleźliście się w odpowiednim miejscu. Drugi tom serii nie zrywa z konwencją absurdów i surrealistyczną rzeczywistością, którą mógłby docenić Lewis Caroll, twórca Krainy Czarów. Choć w tak sprezentowanej sztuce wybrzmiewają egzystencjalne niepokoje i ludzkie problemy, to pomysłowość Granta Morrisona jest na tyle wielka, by była to też przygoda pozwalająca zwiedzić fascynujące uniwersum z jego nieprzeciętnymi jednostkami.
Poprzednio troszkę dłużyły mi się fragmenty poświęcone przeciwnikom bohaterów, tym razem jednak scenarzysta zaplanował fabułę w sposób niemal idealny. Prologi i inne sceny zapowiadające nowe wątki nakręcają czytelnika na ciąg dalszy – są ciekawe, nie za długie i tajemnicze. Akcja przyjemnie się zazębia, gdy np. postacie zostają rozdzielone – każde rozgałęzienie jest sensowne i bogate w treść. Świetnie wypada chociażby przedstawienie konfliktu wojennego z perspektywy obu stron, dzięki czemu można zrozumieć stojące za nimi racje oraz złożoność świata. Na pewno w zaangażowaniu się w opowieść pomaga wszelaka barwność, bowiem Morrison tak ubiera w słowa wymyślone przez siebie absurdy, robi to z takimi szczegółami, że zarówno intrygują, bawią, jak i wydają się całkiem możliwe do zaistnienia.
W dodatku trudno nie kibicować tej zgrai popaprańców. Jako że sama nie jest mniej dziwna od zagrożeń, z jakimi się mierzy, to pasuje tu jak ulał – nieustraszona i niebezpieczna. To nie tylko kwestia zdolności i fizjonomii, bo Morrison rozwija swoich bohaterów, a relacje między nimi posuwa do przodu. W centrum uwagi znaleźli się Cliff i Jane, którzy darzą się szczególną sympatią pomimo tego, że kobieta ma wiele diametralnie różnych osobowości o nieraz odmiennym zdaniu. Scenarzyście udaje się mówić o uczuciach bez zbędnej ckliwości czy rozwlekania.
Dużo mniej podobała mi się ostatnia część tomu, ponieważ w niej złoczyńcy dostają zbyt wiele czasu kosztem bohaterów, a przy tym Morrisonowi jakoś nieszczególnie idzie kreowanie antagonistycznej do Doom Patrolu drużyny. Ilustracje w końcówce są zbyt kolorowe, a kreska już nie ta sama, gdyż gościnnie rysuje m.in. Jamie Hewlett – jego styl jest bardzo wyraźny, chwilami wręcz widać w Jane twarz Tank Girl. Na szczęście to tylko niewielki fragment.
Lektura "Doom Patrolu" jest jak wejście do pociągu nie byle jakiego – wyróżniającego się oryginalnymi pomysłami, wyśmienicie przedstawianymi zarówno za pomocą słowa, jak i rysunku. Morrison nęci czymś zdumiewającym i w swoim tempie rozwija kolejne wątki, a Richard Case staje na wysokości zadania i gdy przychodzi moment pokazania, oddaje te koncepcje – szalone, oniryczne, budowle z zamierzchłych czasów, kosmiczne lokalizacje, a wreszcie niespotykane wcześniej postacie (spójrzcie na okładkę). "Doom Patrol" ma wszystko, by móc zapisać go do wielkich klasyków komiksu.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz