Założeniem "Doom Patrolu" jest danie czytelnikowi historii z drużyną bohaterów, na których miejscu nikt nie chciałby się postawić. Bo cóż fajnego jest w tkwieniu w mechanicznym ciele czy posiadaniu wielu bardzo różnych, niebezpiecznych osobowości? Albo w walce z zagrożeniami, które są tak psychodeliczne i surrealistyczne, że nie sposób objąć ich rozumem?
Grant Morrison podjął się odrestaurowania przygód grupy zwanej Doom Patrol. W nowej wersji walczy ona z bodaj najbardziej obłąkanymi wyzwaniami w całym uniwersum DC. Dość powiedzieć, że unicestwiające świat istoty czy zjawiska to chleb powszedni dla bohaterów, którzy mierzą się również z wytworami własnych umysłów, przybierającymi fizyczne formy. Diaboliczna sekta, mająca w swoich szeregach oddziały jak z jakiegoś szatańskiego, przerażającego horroru? Też jest.
Każde kolejne zadanie zasiewa w czytelniku duży niepokój. To kwestia niebezpieczeństwa wielkiego formatu i prawdziwie koszmarnego charakteru, wynikającego z oparcia na kulturze, religii czy próbie odpowiedzenia na pytanie, jak działa świat. Czy istnieje tu Bóg? Czym jest śmierć, a czym unicestwienie? Doom Patrol zagląda wszechświatowi pod spódnicę, w wyniku czego widzi zatrważające sceny, które zwykłych ludzi mogą przyprawić o szaleństwo. No ale to Doom Patrol też jest osobliwy.
Działająca w terenie ekipa nie zawiera zbyt wielu członków, ale wystarcza w temacie oryginalności. Najciekawsza jest Szalona Jane, bowiem kontrolę nad jej ciałem w każdej chwili może przejąć jedna z wielu osobowości – skąd one się wzięły, gdzie one żyją (mowa o jakimś metrze...)? Postać zagadka. Rebis to połączenie dwójki osób różnej płci i tajemniczego bytu, a jedyną ludzką część Robotmana stanowi mózg. Do walki z nieznanym Doom Patrol nadaje się z samej swej definicji, zaś poznawanie bohaterów dostarcza kolejnej dawki szaleństwa nie z tej ziemi.
Osobliwości mogą nie tyle hamować lekturę, ile sprawiać, że bardziej sensowne jest delektowanie się nią i czytanie w większych fragmentach niż całości za jednym zamachem – zwłaszcza że album liczy około 400 stron. W dodatku scenarzysta swoje szaleństwa osadza na solidnych fundamentach, do każdej nowej akcji odpowiednio wprowadza, kreuje zagrożenie i wreszcie pozwala bohaterom na działanie. Nie spieszy się, pozwala historii nabrać kształtu.
Psychodeliczna sztuka nie udałaby się bez właściwej jej wizualizacji. Początkowo komiks wygląda nieszczególnie, raczej oldskulowo, ale gdy zaczyna się robić coraz dziwniej i dziwniej, okazuje się, że ilustracje fantastycznie to oddają. Okazuje się, że mroczny, niepokojący, osobliwy klimat to również efekt pracy rysowników i znakomicie zostaje przedstawiony nawet najtrudniejszy do zobrazowania absurd bądź pomysł rodem z największych koszmarów. Im mniej realistycznie, im większe wyzwanie dla twórców, tym lepsze sceny.
Zbiorcze wydanie "Doom Patrolu" Granta Morrisona będzie liczyło trzy tomy. Już pierwszy pokazuje, że mamy do czynienia z nieszablonową serią, z osobliwością, która może niektórych odrzucić, ale dużą część czytelników wprawi w zaskoczenie i czysty podziw. Bo że to klasyk, że to tryumf wolnej, ogromnej wyobraźni i komiks, który trzeba znać – nie mam wątpliwości. A jeśli już sięgnęliście po ekranizację (znaczy, coś was do niej przyciągnęło), to tym bardziej.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Dodaj komentarz