Kiedy w moje ręce wpadł recenzencki egzemplarz nowej książki amerykańskiej pisarki fantasy Sarah J. Maas, kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Nie miałam wcześniej styczności z literaturą tej autorki, nie wiedziałam absolutnie nic na temat stylu, w jakim pisze i czy warto poświęcić czas na zagłębianie się w wykreowane przez nią światy. Po lekturze pierwszej części "Domu Ziemi i Krwi" z cyklu "Księżycowe Miasto" mogę z czystym sumieniem polecić tę pozycję jako dobrego przedstawiciela gatunku young adult fantasy.
"Dom Ziemi i Krwi" jest książką na tyle obszerną, że został podzielony przez polskiego wydawcę na dwie osobne części. W amerykańskiej wersji dzieło liczy sobie prawie 800 (!) stron, nic dziwnego więc, że w naszym kraju, gdzie współczynniki czytelnictwa są niestety wciąż na korzyść rubryki "Nie przeczytałem nic w ubiegłym roku" i gdzie kultywuje się kulturę obrazu, a nie słowa, zdecydowano o rozdzieleniu tomów. W części pierwszej, z którą miałam przyjemność się zapoznać, zostajemy wprowadzeni do świata Bryce Quinlan – pół człowieka, pół Fae. Kobieta mieszka w Lunathionie (tytułowym Księżycowym Mieście) i prowadzi bardzo aktywny tryb – pracuje, ćwiczy taniec, spędza czas ze swoimi przyjaciółmi i generalnie jest zadowolona z dotychczasowego życia. Harmonię burzy brutalne morderstwo bliskich Bryce, przez które dziewczyna odcina się od świata. Sprawcy nie odnaleziono. Dwa lata później zostaje popełniona zbrodnia o bardzo podobnym charakterze i Quinlan zmuszona jest uczestniczyć w dochodzeniu – ma odnaleźć odpowiedzialnych za wszystkie zabójstwa.
Muszę napisać o świecie przedstawionym, bowiem na początku mnogość ras, wydarzeń i bohaterów opisywanych przez Maas może przyprawić o zawrót głowy. Istoty świata, w którym żyje Bryce Quinlan, można podzielić na niższe i wyższe. Wszystkie należą do czterech różnych domów: Domu Ziemi i Krwi, Domu Nieba i Oddechu, Domu Wielu Wód, Domu Płomienia i Cienia. Około piętnaście tysięcy lat przed wydarzeniami przedstawionymi w powieści do świata ludzkiego przedostały się przez Szczelinę istoty innych, wyższych ras – Wanowie, posługujący się różnorodnymi mocami. Wan to określenie ogólnikowe i zawiera w sobie wiele mocno zróżnicowanych pod względem morfologii i umiejętności gatunków, np. Fae, zmiennokształtni, aniołowie, wampiry. Każda frakcja posługuje się specyficznymi dla siebie mocami i przynależy do innego Domu. Jak łatwo można się domyślić, to istoty wyższe zawładnęły globem i sprawują nieprzerwaną, dyktatorską wręcz władzę, degradując istoty pośledniejsze, o niewielkiej bądź zerowej mocy, do rangi sług, niewolników. Tak traktowani są w świecie przedstawionym również ludzie. Nasza bohaterka ma ten przywilej, że tylko w połowie jest człowiekiem, a przynależność do Domu Nieba i Oddechu gwarantuje jej względnie dobre traktowanie.
Fabuła "Domu Ziemi i Krwi" obraca się głównie dookoła morderstw popełnionych na ukochanych Bryce. W śledztwo zaangażowany jest oprócz niej Hunt, potężny anioł, którego zadaniem jest chronić dziewczynę i pomóc w odnalezieniu sprawców brutalnych zbrodni. To postać ciekawa, z mroczną przeszłością; gdy działa, kieruje się własnymi pobudkami. Relacja i wspólne trudy duetu Quinlan – Hunt w rozwiązywaniu zagadki to napęd dla akcji w książce. Oprócz dwóch głównych postaci Sarah J. Maas funduje nam również całą masę bohaterów pobocznych, wykreowanych dość sprawnie i z polotem. W finalnym rozrachunku, pomimo naprawdę dużej ilości wątków i mnogości elementów świata przedstawionego, książkę czyta się szybko. Niewątpliwym plusem jest duża liczba dialogów i cięty humor, którym w swych wypowiedziach posługuje się Bryce.
Żeby nie było tak cukierkowo, muszę wspomnieć o kilku minusach, które dla niektórych osób mogą stanowić przeszkodę w odbiorze powieści. Pisarka nie unika wulgarnego języka, czasem wydaje się, że przekleństwa wplata w wypowiedzi bohaterów trochę na siłę. Poza tym mierzić może, że większość postaci "Domu Ziemi i Krwi" to istoty obrzydliwie piękne, majętne, a w dodatku obdarzone wielkimi mocami. "Dajcie mi dla odmiany brzydala, który nie będzie wywoływał dreszczu podniecenia u głównej bohaterki!" – chciałoby się powiedzieć. Musimy jednak pamiętać, że książka reklamowana jest jako połączenie fantasy, kryminału i romansu – chociaż na całe szczęście przeważają w niej dwa pierwsze gatunki literackie, to od małych wtrętów trzeciego nie sposób tutaj uciec.
Bardzo podoba mi się okładka dzieła, ilustrator wykonał naprawdę dobrą robotę. Przebijający karmin obrazuje zarówno niespotykany kolor włosów Bryce, a równocześnie barwę krwi. Subtelny półksiężyc podkreśla, w jakim mieście wraz z bohaterką będziemy przeżywać przygody, a sama dziewczęca postać jest po prostu piękną grafiką.
Jeżeli macie ochotę na absorbującą powieść z gatunku young adult fantasy, z ciekawymi bohaterami, których losy interesują czytelnika, to polecam wam "Dom Ziemi i Krwi". Z przyjemnością sięgnę po drugą część. Liczę na to, że przygoda w Księżycowym Mieście będzie trwała jeszcze przez kilka powieści (są przecież cztery Domy), a każda z nich okaże się równie wciągająca, jak pierwsza.
Dziękujemy wydawnictwu Grupa Wydawnicza Foksal za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz