Divinity: Original Sin – Enhanced Edition

7 minut czytania

Nie zagrałem w "Divinity: Original Sin" od studia Larian w dniu premiery. Nie zagrałem też w tę produkcję, gdy ukazała się rozszerzona edycja "Divinity: Original Sin – Enhanced Edition". Powód był jeden. Od zawsze walka turowa wydawała mi się nudna i sztuczna do cna. W międzyczasie zajmowałem się różnymi tytułami z gatunku cRPG i trzeba przyznać, że właściwie żaden z nich mnie nie zachwycił. Nie będzie chyba nawet nadużyciem stwierdzenie, że od czasu ukończenia po raz pierwszy "Baldur's Gate II: Cienie Amn" nigdy nie powiedziałem po raz kolejny "łał". Nigdy, aż do teraz.

divinity: original sin, enhanced edition, grzech pierworodny

Fabuła (nie)banalna

Trzeba przyznać, że gdy chce się zarysować fabułę "Divinity: Original Sin – Enhanced Edition", przechodzi przez myśl, że właściwie to ona nie powala. W grze wcielamy się w dwóch głównych bohaterów – Łowców Źródła, którzy przybywają do nadmorskiego miasta Cyseal, gdzie ktoś zamordował rajcę Jake'a. Naszym zadaniem jest przeprowadzenie śledztwa i odszukanie mordercy. Z takim wątkiem głównym rozpoczynamy zabawę i szybko dowiadujemy się, że był to tylko przedsmak intrygi, która czeka na nas podczas dalszej rozgrywki. Intrygi, w którą zamieszane jest nieco więcej istot, niż jeden tajemniczy zabójca. Recenzja to niewdzięczna forma, bo chciałoby się powiedzieć o opowiedzianej historii coś więcej, ale nie można, żeby nie zepsuć komuś zabawy. Tym razem nie będę próbował nawet trochę nagiąć tej zasady. Fabuła "Divinity: Original Sin" jest bowiem czymś, co trzeba poznać samemu. Historią, w którą trzeba się zagłębić i dać się jej wciągnąć. Przygodą, która zakłada torbę na głowę i nie pyta, czy mamy akurat chwilę – po prostu nas porywa.

divinity: original sin, enhanced edition, grzech pierworodnydivinity: original sin, enhanced edition, grzech pierworodny

No dobrze, wychwaliłem pod niebiosa, a teraz czas na konkrety. Poza tym, że wątek główny "Grzechu Pierworodnego", mimo że na pierwszy rzut oka dość oklepany, jest naprawdę dobry, w grze występuje też wiele zadań pobocznych i dodatkowych zagadek. Trzeba przyznać, że są to zadania, których brakowało mi w grach od dawna. Przemyślane, wymagające myślenia oraz skupienia, wciągające i – co najważniejsze – nareszcie niebanalne. Jednym z głównych powodów tej niebanalności jest nawet nie sama konstrukcja zadań, ale to, w jaki sposób w "Divinity: Original Sin" przygotowany został dziennik. Gracz otrzymuje zazwyczaj zadanie, w którym dostaje kilka ogólników, jakaś wskazówkę (lub też nie) i świat do eksplorowania. I to wszystko. Wreszcie autorzy nie prowadzą gracza za rączkę, nie zaznaczają mu co do milimetra, gdzie powinien się udać – co więcej, często nie dookreślają wręcz celu. To wszystko sprawia, że podczas zabawy nie biegniemy od punktu A do punktu B jak poparzeni, a główkujemy, rozglądamy się, rozmawiamy z bohaterami niezależnymi, a czasem stajemy w miejscu i czekamy na olśnienie, by w końcu mieć z tego dziką satysfakcję.

Łowcy Źródła i ich wesoła kompania

divinity: original sin, enhanced edition, grzech pierworodny

Zanim przejdziemy dalej, czas jeszcze na parę słów o bohaterach. Jeżeli chodzi o nasze główne postaci, czyli Łowców Źródła, czy się nam to podoba czy nie, jest ich dwóch. Generalnie nie powinno to nikomu wadzić, bo i co to właściwie za różnica. Jest jednak coś, co denerwuje, kiedy gramy sami (nie w kooperacji z innym graczem). Otóż jeżeli decydujemy się na przechodzenie "Grzechu Pierworodnego" w pojedynkę, bardzo często w rozmowach z innymi postaciami odpowiadamy zarówno jako pierwszy, jak i drugi Łowca Źródła. Możemy więc sami ze sobą się nie zgadzać, co z jednej strony brzmi jak ciekawe rozwiązanie dla wczuwających się w grę, a z drugiej jako pierwsze objawy schizofrenii. Inna sprawa, że ostatecznie decyzja o tym, co odpowiedzą nasi bohaterowie, zostanie podjęta za pomocą mini-gry w papier, kamień, nożyce – najpierw więc sami się ze sobą kłócimy, by ostatecznie zdecydowało to, czy wygramy my czy... my. Rozwiązanie ciekawe w trybie kooperacji, dla jednego zaś gracza dość dziwne. Swoją drogą minigierka papier, kamień, nożyce rozwiązuje większość sytuacji, w których decydujemy się kogoś zastraszać, manipulować lub komuś coś perswadować. Nie polubiłem tego systemu – w tym przypadku wydaje mi się, że rozwiązanie korzystające wyłącznie z poziomu danej umiejętności byłoby dużo lepsze i mniej irytujące. W obecnym stanie manipulowanie (i pochodne) polegają na ciągłym wczytywaniu, sprawdzaniu swojego szczęścia i ostatecznym zmanipulowaniu, gdy "kamień" wreszcie wszedł. Inna sprawa, że za wszystkie trzy sposoby przekonywania odpowiada jedna umiejętność. Dlaczego? Też chciałbym to wiedzieć.

Co do towarzyszy, jest ich w grze niewielu, bo tylko czterech. Tytuł daje nam też możliwość zatrudniania tzw. najemników, których mamy już mnóstwo, jednak postaci fabularnych jest jak na lekarstwo. Reprezentują one wszystkie najważniejsze kombinacje klasowe dostępne w grze, są ciekawie napisane, dobrze wplecione w fabułę – tylko niestety trochę za rzadko się z nimi słyszymy. Z jednej strony w ważnych momentach postaci te reagują na nasze poczynania, z drugiej jednak brakuje czasem, by tak po prostu zechciały z nami porozmawiać, nie tylko o sprawach bieżących.

divinity: original sin, enhanced edition, grzech pierworodny

Jeżeli chodzi o klasy dostępne w grze, właściwie nie są one do końca określone. Każda postać jest na początku w pewien sposób zdefiniowana, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by wojownika z mieczem dwuręcznym nauczyć posyłania we wrogów ognistych kul czy maga ziemi zainteresować czarną magią. Produkcja pozostawia nam pełną dowolność co do tego, jakich zdolności się nauczymy, jakie połączenie wybierzemy czy też z jakiej broni będziemy korzystali. O ile zazwyczaj takie rozwiązanie mi przeszkadza, tym razem gra przekonała mnie, że nie jest to sztuczna dowolność i że faktycznie warto eksperymentować. To w końcu nasza sprawa, czy wyjdzie nam z tego super-heros czy wiecznie martwe mięso armatnie.

Świat dla gracza

Nawet najlepiej opowiedziana historia nie byłaby grywalna, gdyby zabrakło innych elementów. Tutaj na szczęście nie zabrakło. Świat "Grzechu Pierworodnego" naprawdę stoi przed nami otworem i pozwala nam na wiele, a czasem wręcz zachęca do tego, byśmy weszli tam, gdzie normalnie nikt by się nie zapuszczał. Czasem jesteśmy za to sowicie nagradzani, a niejednokrotnie srogo ukarani. Uważam, że to ciekawe rozwiązanie – tak jak w życiu – nie zawsze wysiłek równy jest nagrodzie. W "Divinity: Original Sin" zdarza się, że główkujemy, by w ramach rekompensaty spłonąć żywcem. Czy to źle?

divinity: original sin, enhanced edition, grzech pierworodnydivinity: original sin, enhanced edition, grzech pierworodny

Skoro już o eksplorowaniu mowa, warto wspomnieć, że w tej produkcji można robić to na wiele sposobów. Niejednokrotnie owszem da się zdobyć niezbędny nam przedmiot poprzez prowadzenie dialogów i wykonywanie zadań, ale równie dobrze można go po prostu ukraść. Kradzież kieszonkowa jest w tej produkcji czymś, w co warto zainwestować. Wbrew innym tytułom, nie mamy tu do czynienia jedynie z urozmaiceniem, bo "wypadałoby dać łotrzykowi taką możliwość", ale systemem wartym uwagi. Autorzy proponują nam też możliwość rozmów ze zwierzętami, które wiedzą o otaczającym nas świecie niejednokrotnie dużo więcej, niż niejeden napotkany człowiek. A wbrew pozorom czasem warto posłuchać rad szczura, bo tytuł zawiera w sobie mnóstwo ukrytych elementów, na które nawet opcja podświetlania nie zawsze zadziała. "Ale jak to tak?" – zapytają ci bardziej leniwi. Często gra wymaga od nas, byśmy dokładnie przyglądali się temu, co nas otacza, bo wiele rzeczy na pierwszy rzut oka jest po prostu niewidocznych. Warto też wspomnieć o umiejętności skradania – została ona wzięta trochę mniej na serio – bohaterowie dostosowują się do otoczenia i stają się chodzącą beczką czy śnieżnym bałwanem. Rozwiązanie jest z jednej strony komiczne, a z drugiej jest to miłe mrugnięcie okiem do gracza. Bo jak niby chować się w cieniu, kiedy stoimy na piaszczystej słonecznej pustyni?

Walki turowe – czy obawy uzasadnione?

Jak pisałem na wstępie, walk turowych w tej grze bałem się najbardziej. Powód jest jeden – zwyczajnie ich nie lubię. A właściwie to nie lubiłem, bo "Divinity: Original Sin – Enhanced Edition" przekonało mnie do tego systemu w stu procentach. Mimo że niejednokrotnie długo trzeba czekać na ruch przeciwnika, to gracz bacznie obserwuje ekran, by sprawdzić, co się wydarzy. I nie tylko dlatego, że nie ma co w tym czasie robić, ale stąd, że potyczki w "Grzechu Pierworodnym" są naprawdę trudne (mowa o trybie "Taktyk", który polecam z uwagi na to, że jest jakimś wyzwaniem). Na początku gry właściwie każda walka jest bardzo wymagająca. Z czasem zdarza się, że przez niektórych wrogów przejdziemy szybciej, ale właściwie w każdym momencie zabawy trafiamy na przeciwników, którzy zatrzymują nas przy sobie nawet na dobrą godzinę. Jeden zły ruch i cała wspaniała taktyka może wziąć w łeb. Jak dla mnie – idealnie. To wreszcie nie jest przejeżdżanie przez przeciwników w trybie "czołg", co oferuje nam większość dzisiejszych produkcji.

divinity: original sin, enhanced edition, grzech pierworodny

Poza taktyką, którą trzeba mieć podczas walki, warto też korzystać z żywiołów, na których w dużej mierze opiera się cała produkcja. Zarówno podczas walki, jak i w zwykłym eksplorowaniu, ważne jest, by korzystać z mocy ognia, ziemi, wody i wiatru. Żywioły te, nie dość, że wpływają na otoczenie, to współgrają też ze sobą, dzięki czemu podpalona trucizna wybuchnie, ale już płonący bohater nie zostanie zamrożony zaklęciem lodowym, a jedynie ostudzony z płomieni. Takich kombinacji jest dużo więcej, a kluczem do sukcesu jest zrozumienie, jak to wszystko ze sobą działa.

A tak poza tym

divinity: original sin, enhanced edition, grzech pierworodny

"Divinity: Original Sin – Enhanced Edition" nie jest grą dla tych, którzy lubią mieć porządek w plecaku. Mimo dodatkowych plecaków i sakiewek, z których możemy korzystać podczas zabawy, w naszych inwentarzach wiecznie walają się tony niepotrzebnych przedmiotów i ekwipunku, nad którym trudno zapanować. Niejednokrotnie będziemy więc szukali tego niezbędnego akurat przedmiotu, który leży gdzieś pomiędzy setką innych, albo zostawimy u kupca coś, czego wcale nie chcieliśmy mu sprzedawać. Chwała handlarzom, że trzymają oni sprzedany przez nas ekwipunek, by ochoczo nam go odsprzedać, kiedy zorientujemy się, że pozbyliśmy się czegoś niezbędnego. O ile oczywiście wiemy, komu daną rzecz sprzedaliśmy – nie da się bowiem handlować tylko z jedną postacią chociażby dlatego, że kupcy również mają złoto, które dość szybko się im kończy.

Na zakończenie kilka słów na temat dubbingu. W grze udźwiękowiona jest każda, nawet najmniejsza linia dialogowa. Nieistotne, czy mówimy akurat z "głównym złym" czy też zwykłym szczurem z kanałów – każda z istot została nagrana. Za to wielki ukłon w stronę studia Larian.

Po prostu świetna produkcja

Uważam, że "Divinity: Original Sin – Enhanced Edition" to pierwsza gra, która zasługuje na miano duchowego spadkobiercy "Baldur's Gate". Mimo że tytuły są zupełnie różne chociażby pod względem walki, a inne rozwiązania nie są nawet w małym stopniu do siebie podobne, jest to gra, która wciągnęła mnie bardziej (aż 75 godzin!), niż cokolwiek innego przez ostatnie kilkanaście lat. Jasne, zdarzają się wciąż drobne błędy, naszym towarzyszom brakuje czasem tego, by byli też ludźmi, a nie tylko prącymi do przodu bohaterami, a manipulowanie "papierem, kamieniem i nożycami" jest co najmniej dziwne, ale to nadal tytuł najlepszy ze wszystkich, w jakie miałem okazję grać od bardzo dawna.

divinity: original sin, enhanced edition, grzech pierworodny
Plusy
  • Gra nie prowadzi za rączkę.
  • Trudne, taktyczne walki.
  • Mnóstwo ukrytych elementów.
  • Zagadki logiczne - naprawdę logiczne.
  • Przydatna kradzież kieszonkowa.
  • Dobrze zrobione łączenie umiejętności klasowych.
  • Więcej niż jedna droga rozwiązania problemu.
  • Fabuła i zadania na łał!
  • Dubbing wszystkiego!
Minusy
  • Ekwipunek, nad którym nie da się zapanować.
  • Papier, kamień, nożyce jako przemawianie do rozumu.
  • Mało wygadani towarzysze.
Ocena Game Exe
9.5
Ocena użytkowników
8.8 Średnia z 15 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
PS: Jeżeli chodzi o "kłótnię ze samym sobą" to dlatego, że nie nadałeś postaciom żadnego charakteru, więc obydwie w rozmowach dawały sobą kierować. Gdybyś nadał im charakter w trakcie tworzenia postaci, to wtedy wybierałbyś opcje dialogowe tylko jednego (tego, którym akurat kierowałeś) a drugi odpowiadałby za siebie... i kłócił się z tobą
0
·
Dobra recenzja dobrej gry

Jeżeli mogę dodać to niestety ogromną wadą gry są poukrywane przyciski... po prostu ich nie widać. Kilka godzin gry spędziłem na niepotrzebnym kręceniu się po okolicy, bo nie widziałem ukrytego na skale przycisku o rozmiarach kilku pikseli... Takich momentów w mojej rozgrywce było niestety sporo i to bardzo frustrowało.

Divinity nie jest grą na długie posiedzenia. Większość czasu spędza się albo na szukaniu przycisków albo na ogarnianiu ekwipunku, bo pod koniec gra jest niemiłosierna i trzeba wszystkim 4 członkom drużyny przedmioty wymieniać co 2 poziomy... (do tego z wrogów po 1 walce potrafi się wysypać do 15 niepotrzebnych itemków na sprzedaż, których trzeba się jak najszybciej pozbyć, zanim utonie się w nieskończonej pętli Identyfikuj > porównaj >sprzedaj >identyfikuj następne itd.).

Około połowy gry zorientowałem się, że żaden inny produkt nie doprowadza mnie do szału tak jak Divinity:OS. Dziesiątki godzin spędzone na optymalizacji, wykuwaniu broni... Czasem siadałem do gry na 4 h tylko po to, by posprzątać ekwipunek i przygotować się do następnej walki... A mimo to szedłem dalej. Bo gra jest naprawdę świetna, ale nie można w nią grać w pośpiechu. Trzeba powoli eksplorować każdy fragment świata (swoją drogą ogromnego), rozdzielać cele na kilka posiedzeń przed kompem, aby w końcu po kilkudziesięciu godzinach stoczyć ten ostateczny bój drużyną zaprawionych wojów.

Polecam grę, ale odradzam wybierania trudniejszego stopnia trudności bez znajomości silnych buildów postaci. Wrogowie nie wybaczają w tej grze.
0
·
Co do PS: Bo chciałem być taki samodzielny! A gra nie dała znać, że dobrze, bym miał rozdwojenie jaźni w takim wypadku.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...