Serią "Wehikuł czasu" zainteresowałem się dopiero od niedawna i po lekturze dwóch tytułów mam mieszane odczucia. Z jednej strony pochłonąłem całkiem interesującą rozprawę o klonowaniu "Gdzie dawniej śpiewał ptak" Kate Wilhelm, z drugiej zmęczyłem chaotycznie napisaną, prawie stuletnią dystopię "My" Jewgienija Zamiatina. Nie ma chyba co się dziwić, że dosyć sceptycznie podszedłem do haseł reklamujących najnowszą pozycję: "Wyróżniona pierwszą nagrodą Hugo" czy "Powieść, która zapoczątkowała cyberpunk". Cóż, sprawdźmy to!
XXIV wiek. Jak można by się spodziewać, Ziemia znacznie różni się od tej, którą znamy. Poza zaawansowanym rozwojem technologicznym autor prezentuje nowy gatunek człowieka – espera, czyli w naszym języku po prostu telepatę. Dzięki niemu od ponad siedemdziesięciu lat nie uświadczono morderstwa, a i inne przestępstwa są o wiele łatwiej wykrywane bądź wręcz zapobiega się nim, odczytując przypadkowo u przechodniów nieczyste myśli. W takim świecie poznajemy Bena Reicha, bardzo możnego biznesmena, który jednak od dłuższego czasu przegrywa na rynku z inną grubą rybą, D'Courtneyem. Wiedziony nienawiścią i uczuciem nieuchronnej porażki, postanawia zabić rywala.
Przyznam szczerze, że książka wciągnęła mnie od pierwszych stron. Tak naprawdę to dobrze napisana powieść kryminalna w świecie science-fiction i tym, co od razu rzuca się w oczy, jest ciekawy klimat z wyczuwalną nutką tajemnicy. Muszę jednak sprostować, że huczne stwierdzenie o zapoczątkowaniu cyberpunku – być może prawdziwe – nie powinno wywoływać przed oczami obrazu "Cyberpunk 2077" czy "Deus Ex". O maszynach, androidach, hakerach czy bionice możecie zapomnieć. Jeśli miałby to być początek tego gatunku, to zdecydowanie mamy do czynienia z raczkowaniem – dziwne, futurystyczne stroje, jakieś wspomnienie narkotyków, potężny komputer śledczy... to właściwie tyle – zaledwie podwaliny pod wspomniane wyżej elementy.
Zastanawiam się, czy tym, co mnie tak przyciągnęło do lektury, nie są dobrze napisane postaci. Ben Reich to człowiek całkowicie szalony, owładnięty obsesją zabicia rywala, a na dokładkę jest przebiegły i umie sprawiać wrażenie sympatycznego, przez co wiele osób z góry skreśla go z listy podejrzanych. Co ciekawe, zdecydowanie bardziej kibicowałem jemu niż głównemu antagoniście, w teorii dobremu gościowi – Lincolnowi Powellowi, prefektowi policji i zarazem esperowi trzeciego – najwyższego – stopnia. W tym właśnie jest siła tych bohaterów – Bester nie stworzył wyłącznie czarno-białych charakterów, a nadał im wszystkie odcienie szarości, za co duże brawa. Czyżby możliwość czytania myśli innych nadawała fałszywe poczucie wyższości, przez co postać napawa odrazą i wydaje się mniej ludzka niż przeciętny Homo sapiens?
Chęć poznania pokręconego umysłu Reicha, jego szachowej rozgrywki z esperami i sposób, w jaki Alfred Bester poprowadził grę w kotka i myszkę, sprawił, że nie od razu spostrzegłem nieliczne niedociągnięcia fabularne – poza jednym istotnym. Z jednej strony mamy pierwsze morderstwo od siedemdziesięciu lat i wielkie zdziwienie "och nie, jak to możliwe", a z drugiej zbira, który jakąś ultranowoczesną bronią robi miazgę z jednego z bohaterów, na co Powell reaguje w stylu – "spoko, to wynajęty gangus, oni tak mają". Szkoda, bo to dosyć poważny zarzut – trochę, jak w "Świecie Jonesa", gdzie protagonista miał rewelacyjne prekognitywne zdolności, a ledwo uciekł przed kulą zamachowca.
"Człowiek do przeróbki" to zdecydowany klasyk i polecam go każdemu fanowi szeroko pojętej fantastyki i kryminałów, bowiem ja bawiłem się znakomicie. Świetnym zabiegiem dla uważnego czytelnika jest umieszczenie na początku książki istotnego faktu, który stanowi podwalinę pod przyszły zwrot akcji – oczekiwanie na niego zaostrza apetyt i sprawia, że nie chciałem odkładać książki na bok. Dodajmy do tego rozważania na temat wszechobecnej inwigilacji – w tym przypadku w postaci telepatów, mogących w każdym momencie odczytać twoje myśli. Aż się prosi o porównanie z moim ukochanym Philipem K. Dickiem i "Raportem mniejszości", gdzie inspiracje z Bestera widać jak na dłoni. Chciałem dać o oczko wyższą ocenę, bo lektura sprawiła mi niekłamaną przyjemność, ale mój wewnętrzny zrzęda podpowiada, że telepatia to na tyle trudne zagadnienie, iż trudno uniknąć błędów fabularnych, co wydarzyło się również w "Człowieku do przeróbki". Tak czy siak – gorąco polecam!
P.S. No i ta obrzydliwa okładka, grafik odpowiedzialny za serię nie ma za grosz gustu.
Dziękujemy wydawnictwu Rebis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz