Gatunek science fiction coraz rzadziej pojawia się w książkach, dominuje za to fantasy. Na rynku mamy wiele dostępnych powieści z tego gatunku – czemu większość pisarzy obiera właśnie taki kierunek? Czemu nie napiszą czegoś innego? Na te pytania nie znam odpowiedzi, a sam sięgnąłem właśnie po powieść science fiction – "Czas silnych istot" Marcina Przybyłka.
Imperator Ludzkości, Gorgon Nemezjus Ezra, z okazji zbliżającej się setnej rocznicy istnienia WayEmpire planuje odbić utraconą wcześniej ojczystą planetę – Ziemię, teraz zamieszkiwaną przez Erthirów. Są to osoby zarażone Bestią, cyfrowym wirusem. Nie są oni jednak jedynym problemem, bo nie wiadomo, jakie plany mają Unithirowie, którzy w porównaniu do Erthirów, uciekli w kosmos. Prawdopodobnie jednak żaden rodzai Thirów nie będzie godnym przeciwnikiem. Imperator wysyła na Ziemię zwiad Ranów, lecz pozornie łatwa misja staje się trudna i nie wszystko idzie zgodnie z planem.
Fabuła "Czasu silnych istot" to dopiero wstęp do dalszej akcji i kończy się ona w punkcie kulminacyjnym. Z tego powodu ciężko ocenić główny wątek – jest spisek, tajemnica i ciekawe rozwoje akcji, ale zanim na dobre się rozpoczną, a czytelnik zostanie zassany w całości, wszystko nagle się kończy. Nie można mówić tu o jakiejś skomplikowanej czy porywającej historii, bo ta ostatnia jest zbyt krótka. Wydaje się to niemożliwe, gdyż książka liczy około 380 stron (nie licząc słownika) i nie została podzielona na rozdziały, ale to prawda. Przy natłoku szczegółowych opisów na temat rozgrywających się wydarzeń czy nowych technologii, wtrąceń o świecie i filozoficznych rozważań, powieść staje się obszerniejsza. Ale, co ciekawe, nie nudzi. Marcin Przybyłek budzi w czytelniku nieodpartą ciekawość oraz żądzę wiedzy o świecie i w ten sposób opisy idą równie gładko jak reszta tekstu.
Stworzenie gigantycznego świata, pełnego mnóstwa odkryć i obcych przedmiotów, mających różne zastosowania i dokładne oraz wiarygodne przedstawienie ich zastosowań, to arcytrudne zadanie, któremu autor podołał. Tego wszystkiego jest tak dużo, że czytelnik łatwo może się w tym wszystkim pogubić, dlatego dobrym pomysłem było umieszczenie na końcu książki słownika, zawierającego wszystkie nieznane nazwy i ich opisy. Przyznam, że przez pierwsze strony zaglądałem do niego co chwila. Może gdybym przeczytał poprzednie tomy, wiedziałbym więcej o świecie, ale prawdą jest, że "Czas silnych istot" można czytać bez znajomości pozostałych części, bo sam tak robiłem, a nie miałem problemów ze zrozumieniem treści.
Główny bohater to postać o ciekawej osobowości i historii, wzbudzający także zainteresowanie swoimi snami. Nie wiemy, co one oznaczają, ale na pewno intrygują. Niestety, o pozostałych osobach przedstawionych w książce nie można powiedzieć dobrego słowa. Są one jedynie tłem dla Torkila, nie wychodzą na przód, nie posiadają złożonych osobowości i pojawiają się w dużej mierze epizodycznie. Dziwi mnie też bardzo przedmiotowe traktowanie kobiet. Pojawiają się drastycznie rzadko, ograniczając się do wyglądu i miłego charakteru, po którym Torkil je ocenia. Warto nadmienić, że postacie są jedyną dużą wadą "Czasu silnych istot".
Dialogi dodają nieco patosu powieści. Często pojawiają się wulgaryzmy i czuć w rozmowach męski akcent. Nie ma to jak dowódca używający dosadnych słów i jego młody oraz niedoświadczony podwładny. Także moje uznanie zdobył język używany przez przeciwników Imperium. Wprawdzie tylko kilka słów straciło swoją definicję na rzecz innego wyrazu (na przykład motylkowanie – uciekanie), ale łatwo te zmiany się akceptuje i do nich przyzwyczaja, a sam slang jest elastyczny i pomysł na wykorzystanie go w książce mi się spodobał.
Opisy walk są niezwykle dynamiczne. Tutaj autor odwalił także "kupę" roboty. Tak obrazowo i szczegółowo przedstawionych bitew za pomocą tekstu dawno nie widziałem. Znacznie ułatwiają też ich odbiór ilustracje, dzięki którym mogłem jeszcze lepiej ogarnąć obraz zaistniałej sytuacji. Podwyższają one również ocenę wydania, która także przyciąga oko. Ładna i klimatyczna okładka książki, znakomicie leżącej w ręku. W księgarniach na pewno będzie was korciło, aby zakupić "Czas silnych istot".
Czas na podsumowanie całej recenzji. Najchętniej użyłbym do tego tota – języka, za pomocą którego w krótkim czasie można przekazać wszystkie swoje intencje drugiej osobie. Niestety, nie żyjemy w świecie Gamedeca, więc muszę to zrobić w inny sposób – napisać. Tak więc "Czas silnych istot" to bardzo dobra książka, która jednak nie ustrzegła się kilku wad. Mimo to z pewnością należy do pozycji na tyle udanych, że wręcz obowiązkowych dla fanów powieści science fiction. Reszta wcale nie jest skazana na niezadowolenie, bo dzieło Przybyłka stanowi również znakomity wstęp do tego gatunku. Tak olbrzymiego, a zarazem ciekawego świata nigdy nie widziałem, natomiast autor to niewątpliwie jeden z najlepszych polskich pisarzy fantastyki.
Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Jak w moje łapska wpadnie książka, znając życie, zarwie się jedną nockę by obadać temat.
Mam nadzieje że pan P, nie sknocił sprawy
Dodaj komentarz