Fragment książki

3 minuty czytania

Wstęp

Opo­wieści te za­chwycą każdego czy­tel­ni­ka. Będą też zna­ko­mi­tym po­da­run­kiem dla wiel­bi­cie­li cy­klu książek o Mary Pop­pins, ar­cy­dzieła P.L. Tra­vers. Po­ja­wiające się często w tych wspa­niałych po­wieściach mo­ty­wy występują także tu­taj: ka­ru­ze­le, upior­ne niańki-gor­go­ny, małe pie­ski, stroj­ne ka­pe­lu­sze, słońca i księżyce, ko­me­ty i gwiaz­do­zbio­ry.

Wpra­wiają nas w po­dob­ny nastrój, od­czy­tu­je­my z nich po­dob­ne myśli: szczególnie tę, że dzie­ciom nie­ob­ca jest mrocz­na stro­na życia. P. L. Tra­vers nie przy­padła do gu­stu di­sney­ow­ska in­ter­pre­ta­cja Mary Pop­pins, stwier­dziła bo­wiem, że ekra­ni­za­cja jest zbyt ko­mik­so­wa, przesłod­zo­na. W pi­sa­nych przez nią książkach zna­lazło się miej­sce na od­czu­wa­ne przez dzie­ci lęk oraz smu­tek, na na­tu­ralną i tra­giczną świa­do­mość prze­mi­ja­nia. Jak pi­sze w opo­wia­da­niu poświęco­nym po­sta­ci John­ny’ego De­la­neya: „Dzie­ci przeżywają sil­ne i głębo­kie emo­cje, a nie po­sia­dają me­cha­ni­zmu, za po­mocą którego mogłyby so­bie z nimi ra­dzić”.

Po­nie­waż opo­wia­da­nia te zo­stały opu­bli­ko­wa­ne nakładem au­tor­ki jako gwiazd­ko­wy pre­zent dla przy­ja­ciół i krew­nych oraz z po­wo­du to­na­cji, w ja­kiej są utrzy­ma­ne, można skłaniać się do ich au­to­bio­gra­ficz­ne­go od­czy­ta­nia, choć nie brak w nich pew­nej fan­ta­zji. Sama P. L. Tra­vers, która prze­ja­wiała sil­ne za­in­te­re­so­wa­nie du­cho­wością i często snuła ma­rze­nia o in­nych świa­tach niż nasz, być może sprze­ci­wiłaby się ta­kie­mu rozróżnie­niu, uznając je za nad­mier­ne uprosz­cze­nie.

Na przykład w opo­wia­da­niu Ah Wong au­tor­ka po­dej­mu­je te­mat nie­po­zna­wal­ności dru­giej isto­ty ludz­kiej – mo­tyw tak do­brze nam zna­ny z jej słyn­nych po­wieści. Dzi­siaj ktoś mógłby się tu do­pa­try­wać uprze­dzeń ra­so­wych, tym­cza­sem cho­dzi o fa­scy­nację innością, wca­le nie o jej od­rzu­ce­nie. Zakończe­nie opo­wia­da­nia jest głęboko wzru­szające… Ale czy praw­dzi­we? Czy kie­dy młoda Tra­vers (jesz­cze jako He­len Lyn­don Goff) wkra­czała w do­rosłe życie, rze­czy­wiście spo­tkała daw­ne­go chińskie­go ku­cha­rze swo­jej ro­dzi­ny z lat dzie­ciństwa i miała okazję pożegnać go przed jego ostat­nią podróżą? Czy doszło do tak po­etyc­kie­go za­mknięcia pętli cza­su? W epo­ce australijskie­go dzie­ciństwa P.L. Tra­vers jej oj­ciec pra­co­wał w ban­ku, nie na plan­ta­cji trzci­ny cu­kro­wej. Au­tor­ka dodała nie­co cu­kru, pew­nie dodała od sie­bie spo­ro in­nych szczegółów, ale to nie­istot­ne. Za­wsze w jej twórczości pier­wiast­ki ma­gii, tra­gi­zmu i rze­czy­wistość mie­szały się ze sobą.

Rzecz ja­sna, naj­więcej radości miłośni­kom Mary Pop­pins spra­wi opo­wia­da­nie Ciot­ka Sass, gdyż wskaże im nie­jedną po­szlakę co do źródła in­spi­ra­cji dla stwo­rze­nia tej nieśmier­tel­nej po­sta­ci li­te­rac­kiej. Ciot­ka Sass, bez wątpie­nia bo­ha­ter­ka, po­wstała na po­do­bieństwo – jeśli nie sta­no­wiąca wier­ny por­tret – cio­tecz­nej bab­ki Tra­vers zwa­nej ciotką El­lie, to ko­bie­ta z wyższych sfer, prze­ni­kli­wa, ta­jem­ni­cza i pełna prze­ci­wieństw; „su­ro­wa i czuła, ta­jem­ni­cza i wy­niosła, bez­i­mien­na i ko­chająca”. Po­dob­nie jak Mary Pop­pins, z błyskiem w oku. Po­dob­nie jak ona, opry­skli­wa i do­ma­gająca się bezzwłoczne­go wypełnie­nia swo­ich po­le­ceń.

Z mo­ich własnych kwe­rend do­ku­men­ta­cyj­nych na te­mat P.L. Tra­vers wy­wnio­sko­wałam, iż wiel­ka pi­sar­ka sama taką właśnie ko­bietą była. Da­rzyła wielką miłością swo­je­go ad­op­to­wa­ne­go syna i wnuczęta, ale nie oka­zy­wała tego w tra­dy­cyj­nie mat­czy­ny, sen­ty­men­tal­ny sposób. Spro­wa­dziła do sie­bie wnuczkę, która miesz­kała u niej przez wie­le lat – a jed­nak kie­dyś nie wpuściła do swo­je­go lon­dyńskie­go domu sy­no­wej z dziec­kiem, dla­te­go mia­no­wi­cie, że była aku­rat pora lun­chu.

Niewątpli­wie Tra­vers była skry­ta i dum­na. De­lek­to­wała się suk­ce­sa­mi od­no­szo­ny­mi u pu­blicz­ności i nie­kie­dy zda­rzało jej się udzie­lać wy­wiadów, na­to­miast nie cier­piała, kie­dy ktoś wy­py­ty­wał ją o spra­wy pry­wat­ne lub ge­nezę Mary Pop­pins. W jej od­czu­ciu po­dob­ne roz­ważania kłóciłyby się z du­chem opo­wieści. Wolała dawać do zro­zu­mie­nia, że wszyst­ko to spłynęło do niej z gwiazd. Miałam nie­mal po­czu­cie winy, gdy czy­tałam te gwiazd­ko­we opo­wieści tchnące prawdą dzie­ciństwa – na­wet jeżeli nie­ko­niecz­nie w naj­drob­niej­szych de­ta­lach, to na pew­no w sfe­rze uczuć – ale był to właśnie ten roz­kosz­ny dresz­czyk, jaki nas prze­cho­dzi, gdy pałaszu­je­my po kry­jo­mu za­ka­za­ne łako­cie. Tak kuszącego przy­sma­ku prze­cież nie zo­sta­wi­my na ta­le­rzu!

Tra­vers ta­ki­mi oto piękny­mi słowa­mi opi­su­je ciotkę Sass: „Nie­ustan­nie czu­wające człowie­czeństwo ukry­te pod opry­skliwą po­wierz­chow­nością sięgało do każdego ser­ca, któremu dane było ją spo­tkać”.

Jest rzeczą oczy­wistą, że P.L. Tra­vers wy­ra­ziła owo nieśmier­tel­ne człowie­czeństwo, tworząc całą rzeszę wspa­niałych po­sta­ci, a żadne ser­ce, któremu dane było za­wrzeć z nimi zna­jo­mość, nie mogło po­zo­stać obojętne. Po prze­czy­ta­niu tych opo­wia­dań czuję, jak­bym znała ją le­piej, choć może ona wca­le nie­ko­niecz­nie chciała, żeby ją le­piej po­znać. Przy­pusz­czam, że i ona, całkiem jak ciot­ka Sass, za­li­czała się do osób, które niełatwo ko­chać – i które przez to tym bar­dziej god­ne są miłości.

Vic­to­ria Co­ren Mit­chell, 2014

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...