"Carrie" to debiutancka powieść pisarza i wszystkie niedociągnięcia można by tłumaczyć brakiem doświadczenia, obycia literackiego, poszukiwaniami własnego stylu. Można by, gdyby w wypadku tej powieści dało się znaleźć jakieś niedociągnięcia warsztatowe czy też fabularne. Daleka jestem tutaj (tutaj i w ogóle) od idealizowania literatury, bo jak wiadomo, nie o to chodzi. Rzecz nie w tym, żeby zachwycać się wszystkim co popularne czy po raz kolejny ekranizowane. Przyjemność czytania opiera się dla mnie na ciągłym poszukiwaniu. Poszukiwaniu tego, co nam się podoba oraz tego, co chcielibyśmy spalić w kominku (jest parę takich książek, tylko ja akurat nie mam kominka). Czytanie uwrażliwia nas na tekst, uczy selekcji i oceny. Nie mam na myśli selekcji informacji, żeby stworzyć plan wydarzeń czy opisać bohaterów, ale raczej selekcję własnych odczuć, umiejętność nazywania wrażeń.
SKRĘT
Czego jak czego, ale wrażeń czytelnikom Kinga na pewno w tej powieści nie zabraknie. Autor zabiera nas do małego miasteczka Chamberlain w stanie Maine, które bardzo trudno byłoby zlokalizować na mapie. Może owa trudność jest nawet pewnego rodzaju błogosławieństwem, bo jestem gotowa przyznać, że nawet w najgorszych koszmarach nie chciałabym przeżyć jednej setnej tego, co przedstawił czytelnikom Stephen King. Mamy rok 1979 i matkę, która grozi córce piekłem. Jest tylko jeden problem, nastolatka nie może do niego trafić, ona już tam jest, a jej piekło nosi mylącą nazwę liceum.
SKRĘT
Carrie White chciała być taka jak każda nastolatka: lubiana, normalna, beztroska. Chciała żyć i chociaż niby nie jest to specjalne wymaganie, bo przecież każdy z nas żyje, to nie do końca chodzi o to, by jedynie egzystować, a do tego ograniczało się "bycie w świecie" głównej bohaterki. Życie Carrie polegało na oddychaniu, bo tylko na to pozwalali jej otaczający ją ludzie. Każda społeczność potrzebuje kozła ofiarnego i tą koniecznością można usprawiedliwiać agresję rówieśników, gdyż nastolatka została przez nich wybrana na kozła ofiarnego. Niestety inność wywołuje czasem w ograniczonych, ciemnych umysłach paniczny lęk, który skutkuje agresją, mającą być formą mechanizmu obronnego. Ta historia pewnie wyglądałaby inaczej, gdyby Carrie mogła liczyć na pomoc rodziny, ale jej opiekunka nie dostałaby nigdy nagrody za rolę matki roku. Carrie White ma bowiem nieszczęście być córką fanatyczki religijnej w najgorszym wydaniu, która zamyka ją w komórce i zmusza do modlitw (bo to, że kobieta ma okres, jest grzechem; to, że ma piersi, jest grzechem; to, że jest kobietą...), a zatem trudno się dziwić, że nastolatce brakuje wsparcia. Właściwie nie ma nawet nikogo, z kim po prostu mogłaby porozmawiać, kto traktowałby ją jak pełnoprawnego członka rodziny i społeczności, a nie ucieleśnienie diabła i zesłanej kary boskiej.
SKRĘT
Rówieśnicy traktują dziewczynę jak obiekt niekończących się kpin i żartów, wyśmiewają z jej nieśmiałości, zachowania matki, ubioru. Szczególnie smutne wydaje mi się to, że tej biednej, zagubionej młodej kobiecie nikt w porę nie pomógł, nie zainteresował się jej losem, a kiedy Carrie miała szansę na odzyskanie choć odrobiny godności i człowieczeństwa, to znowu stała się obiektem ponurego żartu. Czym jednak Carrie różni się od samotnych, wyśmiewanych i zagubionych nastolatek, których niestety można znaleźć wszędzie na pęczki? Carrie ma moc i to nie byle jaką, bo jest telekinetką i postanawia w końcu zemścić się na swoich oprawcach.
SKRĘT
Stephen King nadaje swojej powieści pozory realizmu, przedstawia fragmenty artykułów naukowych, badań nad telekinezą, ludzkich opinii. Powołuje się nawet na wyniki dochodzenia przeprowadzonego przez specjalną Białą Komisję, która analizuje wydarzenia Nocy Zagłady w Chamberlain, przesłuchuje świadków i przedstawia wnioski. Zaskakujące jest to, że według ich słów Carrie jest potworem. Potworem, który zniszczył miasto i rozpętał na ziemi piekło, tak jakby nastolatka nie miała żadnych powodów do narzekań. Wnioski skupiają się wokół sposobów wykrywania genu T odpowiedzialnego za zdolności telekinetyczne oraz szans na odizolowanie dziewczynek zarażonych tą umiejętnością, aby Noc Zagłady nigdy się nie powtórzyła. Szkoda, że nikt z twórców raportu nie zapoznał się z przebiegiem całej historii i nie zorientował się, że wina nie tkwi w Carrie czy jej mocy, ale w ludziach, którzy zmusili dziewczynę do takiego użycia swojej niezwykłej siły.
SKRĘT
Bardziej niż sama Carrie przeraża mnie jej matka – Margaret. Fanatyczka religijna, która ideologię postawiła ponad ludźmi i ich potrzebami, nawet jeśli ci ludzie to jej jedyna rodzina. Czy naprawdę temu miała służyć wiara? Niszczeniu, dręczeniu, wmawianiu poczucia winy i wychowywaniu w ciągłym upodleniu? Naiwnie wierzę, że nie. Carrie mnie nie przeraża, przeraża mnie za to myśl, że ci ludzie, z którymi się rozprawiła, to nie wszyscy, którzy na to zasługiwali.
Jeśli szukacie czegoś miłego, wesołego, niezbyt ambitnego i z dobrym zakończeniem, to nie bierzcie do ręki tej książki. Ta historia zostanie wam w głowie na długo, ponieważ opowieść o Carrie nie daje o sobie szybko zapomnieć.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz