Batman: Arkham Origins

7 minut czytania

Informację o nowym "Batmanie" przyjąłem z lekką nutką niepokoju. Wciąż jeszcze świeżo po mocnej końcówce z "Arkham City", miałem nagle cofnąć się w czasie do momentu, gdy poczciwy Bruce Wayne dopiero przygotowywał się do wydarzeń znanych z dwóch poprzednich wcieleń serii. Czy wigilijna noc, w trakcie której rozgrywa się akcja "Arkham Origins", była warta grzechu?

batman: arkham origins

Pomysł na fabułę nie jest niczym nowym, bowiem ponownie z niebezpieczeństwem przyjdzie nam się zmierzyć w ciągu jednego – dość szczególnego, bo wigilijnego – wieczoru. Czas gra tu pierwsze skrzypce, bowiem za głowę Batmana złoczyńca, znany jako Czarna Maska, wyznaczył nagrodę. Sęk w tym, że oferta ogranicza się jedynie do wigilijnej nocy, więc nic dziwnego, iż Bruce Wayne będzie miał ręce pełne roboty. Na "ogłoszenie" odpowiada szóstka wyjątkowo groźnych zabójców, więc logicznym krokiem byłoby przesiedzieć w jaskini i najzwyczajniej w świecie przeczekać. Batman taki nie jest, świadomy zagrożeń, jakie dla mieszkańców Gotham niesie działalność Czarnej Maski i pracujących dla niego zbirów. Miast słuchać kolęd, zakładamy nasz bajerancki kostium i ruszamy na łowy.

batman: arkham origins

Pierwsze chwile z grą w pewien sposób oszałamiają. Widać, że menu jest efektowne, chociaż zmieniła się jedynie kosmetyka, dzięki czemu fani serii poczują się jak w domu. Już na tym etapie możemy zdecydować się na tryb fabularny bądź grę online. Ta ostatnia jest właściwie osobnym tytułem, o którym więcej w dalszej części tekstu, dlatego skupię się teraz na zabawie z Batmanem w roli głównej.

Pierwsze pięć minut, spędzone w więzieniu Blackgate, rozwiało moje wątpliwości co do innowacyjności nowego "Batmana". Robimy w zasadzie to samo co w poprzednich odsłonach, od walki począwszy, na korzystaniu z gadżetów skończywszy. Może raziłoby to trochę mniej, gdybym "Arkham City" testował w domowym zaciszu w momencie premiery tego tytułu, jednak wszechobecne poczucie "już to gdzieś widziałem" nie opuszczało mnie nawet o krok.

batman: arkham origins

Pierwszym winnym jest system walki. W testowanej przeze mnie wersji na PC oznacza to ponownie korzystanie z dwóch przycisków myszy i ewentualne odkrywanie kolejnych ciosów kończących, jednak nawet dynamika walki nie odwróciła mojej uwagi od faktu, iż – jakby nie patrzeć młodszy – Bruce Wayne nie rusza się jakoś z dużo większą gracją. Animacje ciosów są podobne i jedynie wśród tych "wykańczających" dane spotkanie znalazłem kilka nowych.

Wyjątkiem jest tutaj wspomaganie się gadżetami. Nie od dziś wiadomo, że to właśnie dzięki nim Batman jest dużo niebezpieczniejszy od zwykłego zbira. Twórcy gry też zdali sobie z tego sprawę, dlatego nasz arsenał "pomocniczy" jest naprawdę pokaźny. Mamy rzecz jasna wszystkie "zabawki" z poprzedniej odsłony, jednak po pokonaniu określonych zabójców zdobywamy także elementy dodatkowe, jak chociażby elektryczne rękawice czy specjalny pazur, pozwalający nam na chodzenie po wystrzelonej uprzednio linie. Każda z broni posiada dodatkowe ulepszenia, które odkrywamy wraz z postępami postaci w trybie fabularnym, niemniej dziwi trochę fakt, że gra opowiada o wydarzeniach sprzed "Arkham Asylum", jednak tam ich nie było, a założę się, że Bruce znalazłby dla nich jakieś sensowne zastosowanie. Twórcy gry mogą próbować nas przekonywać, że po prostu Batman z części sprzętu zrezygnował, jednak nikt rozsądny dobrowolnie i w pełni świadomie nie rezygnuje z przewagi, jaką posiada nad przeciwnikiem.

batman: arkham origins batman: arkham origins

Wykonywanie misji nie tylko nagradzane jest dodatkami do sprzętu. Pozwala też nam odkrywać kolejne karty fabularne oraz lepiej poznać Gotham. Miasto faktycznie jest dużo większe od obszaru, jaki widzieliśmy w "Arkham City", jednak jego rozmiar niekoniecznie idzie w parze z jakością. Ulice są zastanawiająco i niepokojąco puste, zaś wiele budynków zbyt mało się od siebie różni. Łączący Nowe Gotham i dotychczasowe miasto most jest przeraźliwie długi i daje złudne wrażenie, że mapa świata gry jest faktycznie duża. Fani serii z pewnością ucieszą się widząc znajome miejsca, rzecz jasna w stanie nieco innym od tego, który do tej pory widzieliśmy, jednak rozwiązanie to jest w gruncie rzeczy dla twórców gry wygodne. Jestem przekonany, że kilka tekstur w żaden sposób nie różni się od tego, co widziałem w "Arkham City". Wiem, że trudno o kreatywność w tym elemencie w sytuacji, gdy opowiadamy wcześniejszą historię, lecz po to stosuje się zabieg powiększenia obszaru gry, aby wyjść z pułapki powtarzalności. Ta jednak twórców "Arkham Origins" złapała w żelazny uścisk, z którego wydostać się nie udało.

batman: arkham origins

Być może lekiem na tę sytuację byłoby takie skonstruowanie zadań, aby ponownie zachęcić nas do eksploracji Gotham. Jednak znów poruszamy się po malutkich pomieszczeniach, gdzie do celu prowadzi zawsze ta sama droga. "Arkham City" próbowało z tym walczyć dodając nam możliwość wcielenia się w Selinę Kyle, jednak następczyni – chociaż chronologicznie wcześniejsza – postanowiła zrezygnować z tego rozwiązania. Uważam to za błąd, bowiem po pewnym czasie wpadamy w rutynę, potem zaś wylewa się z monitora wszechobecna nuda. Możemy rozbrajać bomby i pomagać w okazjonalnych misjach sprania kilku oprychów, jednak nawet szukanie paczek z informacjami, wyłączanie wież Enigmy oraz niszczenie systemu monitoringu to za mało, by zmusić mnie do kolejnego przejścia gry. Fani takich rozwiązań z poprzedniej odsłony z pewnością znów rzucą się w wir poszukiwań, ale dla całej reszty może się to okazać mało atrakcyjne.

batman: arkham origins

Kuleje także walka z bossami. Starcia te zapowiadane były jako efektowne pojedynki, z szerokim wykorzystaniem elementów otoczenia. Tymczasem wiele walk to zwykłe stosowanie ciosów oraz kontr, zaś gadżety są w dużej mierze opcjonalne. Ubawiłem się szczerze podczas pojedynku z Deathstroke'm, gdy mój przeciwnik długo czekał na cios, bowiem dopiero wtedy odpalał się stosowny skrypt. Trudno za nowość uznać miarowe naciskanie spacji, aby uciec przed szczękami, gdyż rozwiązanie to widzieliśmy już nie raz w serii "Resident Evil", która wcale nie jest w tej kategorii pionierem.

Dużym plusem gry, zasługującym na osobny akapit, jest ulepszony tryb detektywa. Batman nie bez kozery przez jednego z przeciwników w "Arkham City" nazywany był "Detektywem", bowiem Bruce posiada fotograficzną pamięć i zjadł zęby na niejednej kryminalnej zagadce. Wbudowany w grę skaner co prawda nie przemienia "Arkham Origins" w rasową grę z "CSI" w tytule, niemniej oferuje możliwość rekonstrukcji wydarzeń z miejsca zbrodni, z opcją przesuwania czasu do przodu i tyłu, a jednocześnie jest na tyle prosty, by nie zrazić gracza stopniem skomplikowania przy analizie każdego centymetra kwadratowego podłogi czy dachu.

batman: arkham origins batman: arkham origins

Wspominałem we wstępie o efektowności menu, jednak ten element przeszedł pewną metamorfozę także już po rozpoczęciu rozgrywki. Wszystkie opcje, a więc profile, nasze osiągnięcia z wyzwań, odblokowane ulepszenia czy też rozwiązane zagadki, zostały pogrupowane w osobne kategorie i wrzucone do bat-komputera. Tym sposobem otrzymujemy istny "misz-masz", gdzie często musimy przebijać się przez kolejne ekrany, aby wreszcie dostać się do mapy. Dochodzimy nawet do kuriozalnej sytuacji, w której po awansie na wyższy poziom musimy wybrać nowe ulepszenie – tak długo, jak tego unikamy, każdorazowe wejście w menu podręczne będzie nas rzucało do stosownej kategorii. Nie muszę chyba mówić, że przejście do mapy miasta będzie wówczas wymuszało na nas przebicie się przez niepotrzebne w danym momencie okienka.

Pewnym zmianom uległ także system naliczania punktów doświadczenia. Wciąż ich głównym źródłem jest wykonywanie zadań i zwycięskie wyjście z walki, niemniej po każdym starciu widzimy szybkie podsumowanie. Z początku zwracamy na to uwagę, jednak z czasem informacje te w zasadzie ignorujemy. Chyba lepiej było nie ruszać tego elementu gry, bowiem dostajemy do ręki coś, co zadowoli jedynie maniaków, zaś dla całej reszty pozostanie niezauważone.

batman: arkham origins

Przyjrzano się także trybowi wyzwań. Możemy bawić się w ramach kampanii, treningu oraz zaawansowanego treningu. Tu także do odkrycia są dodatkowe areny oraz coraz to nowsze zadania, przy czym nie musimy nawet tykać się tego trybu w sytuacji, gdy interesuje nas jedynie ten fabularny. Element ten w zasadzie nie zmienił się od tego, co widzieliśmy w poprzedniej części.

To samo mógłbym powiedzieć o stronie wizualnej "Arkham Origins". Jak na grę z końca 2013 roku, wygląda ona niemal tak samo jak tytuł sprzed dwóch lat. Nie zrozumcie mnie źle – miasto nadal sprawia dobre wrażenie, jednak zdecydowanie traci już na poziomie ulic, kanciastych samochodów czy szaroburych ulic. Pojawiają się problemy z płynnością grafiki, czasem nawet poczciwy Bruce dziwnie zachowuje się podczas lotu. Lista kłopotów technicznych jest jednak dłuższa i zawiera także m.in. częstą niefrasobliwość kamery, problemy z wyświetlaniem w porę animacji ciosów czy też znikające znaczniki zadania na mapie. Ta ostatnia w ogóle jest źródłem kłopotów – nie dość, że powinna być bardziej przystępna w działaniu, to jeszcze przydałaby się jej uproszczona wersja, by co chwilę nie kręcić się bez pomysłu obok znacznika zadania. Kilka razy gra najzwyczajniej w świecie odmówiła mi posłuszeństwa po zakończeniu wyzwań, zaś proces zapisywania potrafi czasem trwać naprawdę długo.

batman: arkham origins batman: arkham origins

Tryb online to w zasadzie ciekawostka. Ciekawostka ta jednak oznacza, że musimy odpalić osobną aplikację, co w pierwszej chwili potrafi zszokować. W trybie tym wcielamy się w członka jednego z dwóch gangów, wzajemnie się rzecz jasna zwalczających. Na mapie uświadczymy także bohaterów pokroju Batmana czy Bane'a, więc można powiedzieć, że w tym daniu jest naprawdę wiele składników. Samo strzelanie nie daje jednak frajdy, bowiem mapy są malutkie, nieciekawe i jedynie wcielenie się w skórę Batmana pozwala poczuć pewien dreszczyk emocji. Przywdzianie peleryny przez jednego z graczy jest jednak kwestią losową, która i tak mocno komplikuje pewną nielogiczność fabularną samego starcia. Do tego wciąż towarzyszy nam głos szefa (Jokera lub Bane'a), skutecznie rujnujący moje skupienie. Na samo dołączenie do gry czekałem strasznie długo i przyznam, że po kilku walkach z ulgą powróciłem do trybu dla jednego gracza. Bawić się online jak najbardziej można, jednak każda mapa, nawet gdy rozgrywkę tworzymy sami, wymaga zebrania aż ośmiu osób do drużyny. Liczba ta jest o tyle istotna, iż nie tak szybko przyszło mi skompletować zespół, a przecież od momentu premiery nie upłynął nawet jeszcze miesiąc.

batman: arkham origins

Przed podsumowaniem jeszcze kilka słów o polskiej lokalizacji. Mamy do czynienia z napisami, co nie powinno dziwić fanów poprzednich odsłon serii. Tekst przetłumaczono dobrze, chociaż sprawne oko może dostrzec drobne literówki i jedno czy dwa błyskotliwe tłumaczenia, z Zabójczym Kroko na czele. Czasem jednak słyszymy dany głos bez tłumaczenia. Problem ten tyczy się nie tylko rozmów bandytów gdzieś dwa dachy dalej, ale nawet parę linijek stojącej obok nas postaci potrafi przejść bez polskich podpisów.

Podsumowując, "Arkham Origins" okazuje się grą niezwykle efektowną, z dobrymi sekwencjami filmowymi i ciekawym pomysłem na fabułę w ciągu wigilijnej nocy, jednak tytuł ten już po paru pierwszych minutach okazuje się kalką poprzedniczek. Walka wygląda tak samo, misje wciąż pozostają zbyt mało zróżnicowane, zaś obsadzenie w głównych rolach ciekawych i do tej pory mało wykorzystanych przeciwników wcale nie sprawiło, że śledziłem fabułę z wypiekami na twarzy.

Gra zyskała dobry tryb fabularny, sporo nowych gadżetów i dodany na siłę tryb dla wielu graczy, ale to zdecydowanie za mało, by przyciągnąć do siebie tych graczy, którym dotychczasowa formuła dawno się przejadła. Nowi fani mogą spokojnie podnieść końcową ocenę o jedną "kostkę", jednak dla mnie "Arkham Origins" pozostaje odgrzewanym kotletem, grą, którą ubrano w efektowne ciuszki mające odwrócić naszą uwagę od wszechobecnej wtórności. Na prawdziwą innowacyjność będziemy musieli poczekać do kolejnej części, nad którą podobno prace już trwają. Czy trzeba jakiegoś dobitniejszego dowodu?

Dziękujemy firmie 3kropki.pl za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Plusy
  • Całość wydarzeń w wigilijną noc
  • Pokaźny arsenał gadżetów
  • Ciekawi główni przeciwnicy
  • Tryb detektywa
  • Większy obszar gry
Minusy
  • Problemy techniczne
  • Powszechne wrażenie wtórności
  • Dodany na siłę tryb multiplayer
  • Puste ulice Gotham
  • Rozczarowujące walki z bossami
Ocena Game Exe
6.5
Ocena użytkowników
7.7 Średnia z 5 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Trzy zastrzeżenia od człowieka, który nie miał jeszcze okazji zagrać, a które rodzą pewne obawy:
1. Batman wydaje się zbyt atletyczny. O ile w "Asylum" było to akceptowalne, bo kostium ciasno opinający umięśnione ciało nadzwyczajnie wyćwiczonego wojownika był przełożeniem jednej z kilku komiksowych konwencji, o tyle ty mam wrażenie, że Nietoperz w swej przeciwpancernej zbroi musi ważyć minimum ze 120 kilo.
2. Całość zdaje się zbyt futurystyczna. Modele postaci, wyposażenia, światła, środowisko - trochę jakbym grał w "Blade Batmanner" czy "Bat Element". Ani to noirowy gotyk Burtona, ani industrialny realizm Nolana, ani neoklasyczny, komiksowy psychocrawler "Asylum".
3. Nie ma Batmana bez Jokera. Nie ma Jokera bez Marka Hamilla. Może w ekranizacjach Alana Moore'a, ale na pewno nie w serii "Arkham".
0
·
1. Mi się to podoba o tyle, że w Origins i styl walki zrobiony jest na bardziej brutalny - fajnie to oddaje klimat tego, że Bruce JESTEM NOCĄ Wayne dopiero zaczyna jako Batman, policja go nie lubi, ludzie go nie lubią, a przestępcy nie boją się jeszcze go do końca. Więc leje ich tym brutalniej, żeby się bali - a jakiś czas później w Asylum i City, już nie musi. Już wszyscy wiedzą.

2. Przesadzasz - jedyne do czego się można przyczepić, to fakt, że miasto jest puste - oprócz przestępców nie ma nikogo na ulicach, niby dlatego, że to śnieżyca i gwiazdka, ale gaddemyt, nawet w City wrzucili na odwal się trochę więźniów politycznych. Miasto jest praktycznie identyczne jak to w City, z tymi samymi steampunko - szalona secesja elementami. Przypomina to wszystko taki misz masz szaleńca.
Zresztą za design nadrabia fabuła, rzucając akcję właśnie w święta i robiąc po raz kolejny jedną z tych długich, Batmanowych nocy, kiedy Bruce nie może się zatrzymać, bo musi wymierzać sprawiedliwość.

3. MASYWNY SPOILER:

SPOILER

Czarna Maska to Joker, który podszywa się pod niego od jakiegoś czasu. Origins w tytule odnosi się do początków relacji między Jokerem i Batmanem, oraz podwalin Jokerowej obsesji na punkcie nietopyrza. Facet od Jokera to nie Hamil, prawda, ale się sprawdza - szczerze mówiąc pasował mi nieco bardziej, niż ten, co podkładał głos Jokerowi w Injustice. Wiadomo, Hamila nic nie przebije, ale jak się nie ma co się lubi...


Ogólnie Origins to dla mnie najdoroślejsza i najciekawsza pod względem fabuły część serii - fajne jest to, że nikt Batmana nie lubi, Alfred chce mu zrobić kolację i się na siebie wydzierają, a Bane jeszcze nie jest tępy. Ron Perlman jako Deathstroke to też swoją drogą majstersztyk i walka z nim jest jednym z jaśniejszych momentów w grze. No i to domknięcie jego wątku na końcu...
0
·
Rzeknę Ci tylko jedno, drowie - ilekroć będziesz wracał ciemna nocą do domu, miej oczy dookoła głowy. Wiedz, że na każdym gzymsie może czekać na Ciebie Batman.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...