Nowy “Baldur’s Gate”, jaki jest – każdy miał możliwość zobaczyć lub, aby być dokładniejszym, wstępnie rzucić okiem. Na myśl o takiej odsłonie czcigodnego klasyka może nam albo lecieć ślinka z ust, albo godzi się złorzeczyć na czym współczesny świat stoi, lecz jak to mawiał Robert De Niro w “Irlandczyku” – “jest jak jest”. Co oznacza, że jedyna droga to zaakceptować zaistniały stan rzeczy, bo dalsze strzępienie języka niczego tu nie zmieni.
Swen Vincke jest świadomy, że wielu oddanych weteranów nie jest szczególnie zachwycona formą prezentacji i mechaniką rozgrywki, którą uświadczyli na ekranie, lecz zarzeka się, iż nie nazwaliby swojej najnowszej produkcji “Baldur’s Gate 3”, gdyby tytuł odcinał się grubą kreską od poprzednich dwóch części. Szef studia Larian obiecuje, że w grze pojawią się znane postacie, a wydarzenia które miały miejsce w poprzednich grach z serii, doprowadziły do historii, jaką ujrzymy w “trójce”.
Jeżeli jednak liczyliście na otwarty świat i idącą za nim wolność, to czeka was kolejny zawód. Mapa zostanie podzielona na poszczególne duże sekcje, po których będziemy się przemieszczać wraz z postępami w wątku głównym. Tak, tak… To następny kamyczek do ogródka krytyków produkcji, bo kolejny raz coś w stylu tego, co mogliśmy uświadczyć w “Divinity: Grzech Pierworodny”. Vincke, rzecz jasna, obiecuje że się nie zawiedziemy i z całą pewnością odwiedzimy tytułowe Wrota Baldura.
Wszystkie kwestie bohatera stworzonego przez gracza zostaną udźwiękowione. Standardowo, w kreatorze postaci wybierzemy jeden z pasujących nam głosów. W nim dostosujemy także wygląd herosa, choć wybór ma być raczej ograniczony i nie mamy co liczyć na popularne suwaki rodem z gier Bethesdy.
Jeżeli z jakiegoś powodu zabraknie nam weny, będziemy mogli poprowadzić postacie przygotowane przez twórców – w przypadku wykreowania autorskiego protagonisty spotkamy wspomnianych jegomościów na szlaku i staniemy przed możliwością wcielenia ich do własnej drużyny (każdy z nich da nam do wykonania misje osobiste, zacieśnimy też z nim relację, które będą mogły doprowadzić do romansu). Co w przypadku, gdy i tak nam nie przypadną do gustu? Vincke zaznacza, że studio pracuje nad możliwością stworzenia całej ekipy własnoręcznie przez gracza.
Larian chce także zwiększyć wpływ gracza na środowisko gry. Decyzje, jakie podejmiemy w trakcie rozgrywki zaowocują konkretnymi konsekwencjami w późniejszym jej etapie.
Tytuł bazuje na mechanice piątej edycji Dungeons & Dragons, maksymalny poziom doświadczenia, jaki będziemy mogli osiągnąć to 10.
Czy gra będzie otwarta dla wszelakiej maści modderów? Twórcy tego nie wykluczają, lecz w tym momencie skupiają pełen wysiłek na stworzeniu głównej kampanii, a dopiero potem pomyślą nad udostępnieniem wygodnych narzędzi dla ludzi chcących tworzyć własne przygody czy przedmioty.
Źródło: www.reddit.com
Komentarze
Przepraszam, ale póki co ta gra za bardzo wygląda jak D:OS II, żebym nazywał ją Baldur's Gate.
Dobra, już kończę narzekać.
Brak otwartego świata mi nie przeszkadza. W BG nigdy nie było w pełni otwartego świata, a mapa składała się z wielu małych obszarów połączonych ze sobą. W BG II dodatkowo miejsc do odwiedzenia na mapie było mniej niż w BG I, a do niektórych obszarów nie dało się wrócić w miarę postępów w głównym wątku (wyspa piratów, Podmrok ). Po za tym gry z otwartym światem mają tendencję do tego, że fabuła rozmywa się w morzu aktywności pobocznych. Dobrym przykładem jest Deadfire, którego uważam za znakomitego crpg, i w którego grało mi się świetnie, ale Obsidian popełnił błąd tworząc duży otwarty świat. Główny wątek jest tam stanowczo za krótki, a za dużo jest nieistotnych zadań korsarskich, lub badania niewielkich wysp.
Maksymalny 10 level też nie jest problemem. To przecież więcej niż było w pierwszym Baldursie, gdzie większość klas kończyła na 7, 8 poziomie. Po za tym nie wiem jak Wam, ale mi najlepiej gra się postaciami średniopoziomowymi (tak od 5 do 15). Jest jeszcze jeden plus. Jeśli główna postać kończy grę na 10 levelu to, jeśli gra okaże się sukcesem, będzie szansa na BG IV.
Zwłaszcza, ze wole mieć maksymalny poziom pod koniec gry, a nie w jej połowie... brak rozwoju postaci, brak motywacji do robienia zadań.
Z reszta się zgadzam
Czy ja wiem? W pierwszym Baldursie jak osiągnąłeś coś koło 7-8 poziomu to byłeś kozak i raczej w połowie gry tego nie dobiłeś, a to tytuł na ponad 30 godzin. Levelowanie postaci nie jest najważniejsze (choć jest jest ważne). Ciekawe questy, legendarny sprzęt, nietypowe czary i tego typu podobne znajdźki. Jak dla mnie 10 poziom jest w porządku.
W pierwszym Baldurze, te poziomy praktycznie nie dawały zbytnio rozwoju, strasznie były do siebie podobne, w większości klas, to przeklikiwanie informacji o zwiększeniu życia itp.
Nie chodzi o samo w sobie poziomowanie postaci, tylko o rozwój, ja chce go widzieć, chce go czuć.
A nie kilka godzin siedzieć na jednym i tym samym poziomie...
Sa tez klasy postaci, które potrzebują poziomów by pokazać swoja sile, np. taki mnich, który dopiero zaczyna rozwijać skrzydła po 10 poziomie.
Sprzęt, jest dodatkiem do umiejętności bohatera, czary są jedna składową w rozwoju bohatera. Owszem zadania i fabula, dodatkowy smaczek, ale jednak rozwój bohatera to motor który mnie napędza najbardziej, by dalej grac.
Jak dla mnie tak niski poziom, to szczyt lenistwa ze strony twórców, którzy chcą zminimalizować rozwój, uszczuplić ilość umiejętności itp.
BG III korzysta zaś z piątej edycji D&D, a to wszystko zmienia. Przy każdym awansie będziesz miał do wyboru mnóstwo umiejętności, czy atutów aby rozwinąć swoją postać tak jak chcesz.
Dodaj komentarz