Mimo, że seria "Disciples" nigdy nie była gigantem sprzedaży i nie miała szans w starciu z znacznie popularniejszymi "Herosami Mocy i Magii" wciąż bardzo miło wspominam czas spędzony z dwiema pierwszymi częściami. Ciekawa oprawa graficzna, zapadający w pamięci muzyka, cztery zróżnicowane frakcje i gęsta, mroczna atmosfera ukazująca, że można stworzyć produkcję będącą kwintesencją dark fantasy/grimdarku bez epatowania przemocą i gwałtem. Dobre czasy dla serii skończyły się wraz z premierą trzeciej części, nad którą pracę trwały bagatela 4-5 lat. Nie wiadomo co poszło nie tak. Czy z zmiana klimatu z mrocznego gotyku na typowe, kliszowe średniowiecze, wycięcie jednej frakcji na dzień dobry czy ilość bugów nie pozwalających na ukończenie produkcji w dniu premiery. Wydawałoby się, że "Disciples" popadnie w zapomnienie i tylko starsi gracze będą wspominali w przypływach nostalgii chwile spędzone z grą. Ku zdziwieniu wszystkich w lutym tego roku rozpoczęto, po jedenastu latach od premiery trzeciej części pracę nad czwartą częścią. Ku jeszcze większemu zdziwieniu premiera miała odbyć się w tym samym roku w październiku. Czy czwarta część odzyska dla serii jej dawną chwałę czy pogrzebie ją na dobre? Muszę przyznać, że sam nie wiem.
Zachodząc w tym roku do Hali Wystawowej EXPO nie byłem pewien, co mnie tam zastanie. Ostatecznie ostatnie targi zostały odwołane, a i w tym roku zapowiedzi mówiły, że wystawców będzie mniej na rzecz wydarzeń organizowanych przez internet. Nie da się ukryć, przez większość czasu było mniej osób niż przed pandemią, czego jednym z symboli były bardzo krótkie kolejki przy wejściu. Jest to tym bardziej imponujące, że nie dało się wykupić karnetów, a codzienne kupowanie biletów wymagało też codziennego pomiaru temperatury i wypełniania ankiety covidowej. Jednemu jednak nie da się zaprzeczyć. Ta atmosfera, która urzekła mnie podczas pierwszej wizyty, nadal była w pełni obecna.
"Gloomhaven" to niezwykle dobra i wciągająca gra planszowa. Jednak jak większość dobrych rzeczy ma jedną znaczącą wadę – cenę (i bycie okropnie czasożerną). W tym przypadku cyfrowa wersja "Gloomhaven" jest darem niebios dla osób, które chciałyby spróbować czym to się je, ale boją się ponosić kosztów. 120 złotych w porównaniu do co najmniej 500 to drobnostka, a ilość frajdy będzie taka sama. I kto wie, ale może po kilku elektronicznych seriach skusicie się na zakup planszowego oryginału.
Świat germański został przez gry wyeksploatowany do cna w tytułach większych, jak i budżetowych. Stłamszeni w jego cieniu Słowianie czekali na swój moment. Czy będzie nim "Raga"?
"Raga" studia Gameparic jest zapowiadany jako RTS, w którym Słowianie zmierzą się z "czcicielami ukrzyżowanego boga", których "niektórzy opisują jako potwory i najgorsze kreatury, jakie przemierzały słowiańskie ziemie"... Jak na mój gust, już brzmi to interesująco!
Po raz kolejny – i już ostatni – ruszamy w podróż do magicznego świata czarownicy Becky Kumar. Tym razem chcemy sprawdzić nie tylko czy po raz kolejny uda jej się z pomocą przyjaciół wyjść cało z opresji, lecz także jak zakończy się cała historia. Nikogo nie zaskoczy fakt, że rozczarowujące zakończenie może zepsuć nawet najlepsze wspomnienia po lekturze poprzednich tomów. Należy także pamiętać, że kolejne części ukazywały się średnio po rocznej przerwie, więc za każdym razem czytelnicy prawdopodobnie wracali do wcześniejszych odsłon opowieści, a takie odświeżenia po czasie niekiedy bywają niebezpieczne dla wytworu kultury, ponieważ kiedy walor nowości przestaje działać, odbiorcy bywają bardziej wymagający.
Trudno powiedzieć, czy to wina tego, że Ameryka nie przebaczyła Japonii za Pearl Harbor, czy też Kraj Kwitnącej Wiśni rzucił na Hollywood jakąś szpetną starożytną klątwę za ataki atomowe, ale jak Jankesi biorą na tapet temat "ekranizacja mangi", to w zdecydowanej większości przypadków mamy gotowy przepis na tragedię. Z kasową porażką i gwałtem na uznanej marce w tle. Netflix nie jest tutaj wyjątkiem, gdyż jedną taką spektakularną klęskę już poniósł, a mowa tu o kultowym “Death Note”. Brrrrr….
Jednak włodarze amerykańskiej platformy nie zrazili się fatalnymi recenzjami i życzeniami śmierci stale wypełniającymi ich skrzynkę pocztową. Tym razem postanowili wziąć na tapet kolejny legendarny tytuł – “Cowboya Bebopa” – i stworzyć z niego 10-odcinkowy serial z żywymi aktorami. Jak wyszło? Przedsmak produkcji przedstawia oficjalny teaser.
Kobiece spojrzenie na Pogromców Duchów nie wypaliło, to może publiczność łyknie ich młodzieżową wersję? Zobaczymy. Nowy zwiastun pokazuje, że oprócz różnic w wieku protagonistów, całość będzie się charakteryzowała zupełnie innym podejściem do materiału pierwotnego.
Pogromczynie ewidentnie odcinały się od poprzednich części i na siłę próbowały pokazać, że są od tamtych przygód lepsze/ciekawsze/śmieszniejsze – wyszło jak wyszło. Natomiast młodzież okazuje spory szacunek do klasycznych części i ma stanowić ich logiczną kontynuację. Zajawka pokazuje, że nie zabraknie rozlicznych mrugnięć okiem dla fanów trio starszych parapsychologów. Kto wie, może to jest przepis na sukces?
Jeżeli czekacie na kolejny nieszablonowy tytuł ze stajni From Software, to musicie uzbroić się w dodatkowe dawki cierpliwości. Studio zapowiedziało, że premiera nowego projektu została delikatnie przesunięta, aby ostatecznie doszlifować doświadczenie, jakie ma nieść za sobą “Elden Ring”. Szczęśliwie, poślizg nie jest specjalnie wielki, bo niewiele ponad miesięczny – zamiast 21 stycznia, gra zadebiutuje 25 lutego 2022 roku.
Jednak, aby udobruchać społeczność fanów twórcy planują w połowie listopada uruchomić dla zainteresowanych fanów zamknięte beta testy tytułu, żeby sprawdzić działanie serwerów i stabilność infrastruktury gry. Testy mają się odbyć w dniach 12-15 listopada w pięciu trzygodzinnych sesjach. Chęć udziału można zgłosić tutaj – macie czas do 1 listopada.
Znacie ten mem "We Were on the Verge of Greatness" z "Rogue One"? Tak za każdym razem czują się fani "Dark Messiah of Might & Magic" kiedy przypomną sobie, że Arkane chciało wydać grę razem z pełnym zestawem narzędzi moderskich. Gry takie jak "Thief" lub "Skyrim" są żywe dekady po premierze dzięki wiernym fanom tworzącym nowe mapy, przedmioty, przygody, waif.... to znaczy ciekawe postacie i wiele innych. Jednak nie wszystko są stracone. Od dwóch lat trwają prace nad modem pozwalającym na przekopanie Ashanu razem z naszym kumplem. I pozwalającym na nakarmienie wilka i ocalenie owcy w przypadku konfliktu pomiędzy Xaną, a Leanną.
Megalodony, przynależność gatunkowa do thrillera ekologicznego, poprawna kreska i spora objętość. Seria "Mroczna otchłań" zniechęcała mnie do lektury na kilka sposobów. Być może właśnie ze względu na uprzedzenia sprawiła mi tak miłą niespodziankę.
Historia skupia się na kilkunastu postaciach, spośród których prym wiodą oceanolog Kim Melville, jej córka Lou posiadająca szczególne zdolności telepatyczne oraz Wolfgang Feiersinger, badacz i bogacz w jednej osobie. To ten ostatni jest motorem napędowym fabuły – za jego sprawą inni wybierają się na wyprawy, dostarcza im sprzętu, wykłada niemałe pieniądze i łapczywie poszukuje wyjaśnień nurtujących go zagadnień. Do tego dochodzi jeszcze Snyder, szef „Carthago" (oryginalny tytuł), olbrzymiej korporacji zajmującej się poszukiwaniem i eksploatacją złóż gazu ziemnego. W pierwszym tomie wszyscy oni rzucili się w pogoń za żywym megalodonem, a gdzieś tam daleko w tle rozwijały się pozostałe wątki. W kontynuacji bohaterowie próbowali wyjaśnić tajemnice ogromnych monolitów znajdujących się na dnie morza.