Po raz kolejny – i już ostatni – ruszamy w podróż do magicznego świata czarownicy Becky Kumar. Tym razem chcemy sprawdzić nie tylko czy po raz kolejny uda jej się z pomocą przyjaciół wyjść cało z opresji, lecz także jak zakończy się cała historia. Nikogo nie zaskoczy fakt, że rozczarowujące zakończenie może zepsuć nawet najlepsze wspomnienia po lekturze poprzednich tomów. Należy także pamiętać, że kolejne części ukazywały się średnio po rocznej przerwie, więc za każdym razem czytelnicy prawdopodobnie wracali do wcześniejszych odsłon opowieści, a takie odświeżenia po czasie niekiedy bywają niebezpieczne dla wytworu kultury, ponieważ kiedy walor nowości przestaje działać, odbiorcy bywają bardziej wymagający.
Seria "Nomen Omen" z nastoletnią czarownicą w roli głównej już od początku intrygowała, chociaż nie był to szok tak duży, żebym czekała z szaleńczą niecierpliwością na kolejną część. Zwłaszcza tom drugi był dobry, ale nie zachwycający, choć z kolei zawsze najlepiej pamiętamy początek i koniec, więc delikatne obniżenie napięcia w środkowej części mogło być celowe. Tym razem zdecydowanie nie możemy narzekać na brak wrażeń, gdyż współczesny Manhattan zmienia się przy pomocy magii w pulsującą kolorami Arkadię. Autorzy – Jacopo Camagni i Marco B. Bucci – tak bardzo chcieli zakończyć z przytupem, że wystrzelili cały swój twórczy asortyment, przez co wyszło ciekawie i dynamicznie, ale trochę zbyt chaotycznie.
"Nomen Omen 3: Gdy wali się świat" nie musi być definitywnym zamknięciem tej historii, bo otwarte zakończenie pozwala na ewentualny powrót bohaterów. Z drugiej strony wielość wszystkiego: wątków, odniesień kulturowych, tematów itp. sugeruje, że autorzy nie chcą nigdy więcej opowiadać o Becky i jej towarzyszach (oraz wrogach), ponieważ w jednej części postanowili zmieścić wszystko, co tylko przyszło im do głowy podczas pracy nad tą częścią. Często odnosiłam wrażenie, że autorzy starają się pozamykać wszystkie rozpoczęte wątki i jednocześnie dodać całości odrobiny smaku przez liczne nawiązania do popkultury: książek, seriali, gier, mitologii itp. Na dodatek dostajemy także poważne rozważania o nieuchronności śmierci, przemijaniu oraz bardzo delikatnie zaznaczony wątek LGBT. Oczywiście wszystkie te elementy są ciekawe, a ostatni z wymienionych, mimo że jedynie marginalnie zasygnalizowany, idealnie wpisuje się w obecny kontekst społeczny i tym bardziej sprawia, że tom "Gdy wali się świat" jest bardzo aktualny. Niestety, sprawdza się tutaj powiedzenie, że co za dużo, to niezdrowo i rzeczywiście czułam się przeciążona wątkami, odniesieniami i informacjami w tekście kultury, który powinien być przede wszystkim dobrą rozrywką.
Niestety ten sam zarzut: za dużo tego dobrego dotyczy także fabuły komiksu, w której momentami naprawdę nie mogłam się odnaleźć. Jest trochę oniryzmu, kilka rodzajów magii, walka ze smokiem oraz ludzie występujący jedynie w smutnej roli obserwatorów końca znanej im dotychczas rzeczywistości.
Najmocniejszym punktem komiksu, a zarazem całej serii jest strona wizualna, ponieważ to Jacopo Camagni sprawił, że nie jest to kolejny przeciętny wytwór masowej popkultury. Na początku przewaga szarości mnie dziwiła i intrygowała, z czasem tętniące życiem kolory przestały być tylko nielicznymi wstawkami, a zamieniły się w ważny element opowieści. Trzeci tom atakuje nas licznymi kolorami podobnie jak wydarzeniami, jednak w tym wypadku nie jest to zarzut. Jako odbiorcy chcemy więcej i więcej, a z każdą kolejną stroną czujemy coraz silniejszy zachwyt. Koniecznie trzeba dodać, że choć autorem rysunków jest Camagni i spisał się tutaj doskonale, to sukces warstwy graficznej "Gdy wali się świat" ma wielu rodziców. Sekwencje oniryczne stworzył Fabio Mancini, kolorystyka to wynik pracy Fabioli Ienne, zaś za kolory i efekty wizualne (nie wiem, na czym polega różnica, ale zostało to w ten sposób rozgraniczone w stopce redakcyjnej) odpowiedzialni byli Stefano Martinuz oraz Nicola Ottobre.
Jeśli nie zachwyci was historia zaprezentowana w "Nomen Omen", to nie pozbywajcie się komiksu i nie rezygnujcie z zakupu kolejnej części. Proponuję sięgnąć wówczas po nożyczki i wybrane ilustracje oprawić i powiesić na ścianie. Zazwyczaj jestem przeciwniczką cięcia książek czy komiksów, bo uważam to za barbarzyństwo, ale te strony to już nie fragmenty komiksu tylko małe dzieła sztuki.
Podsumowując, "Nomen Omen 3: Gdy wali się świat" to nadal dobra rozrywka i ciekawa historia. Nie jest jednak dziełem idealnym i wielość wątków fabularnych oraz odniesień kulturowych może nużyć i przytłaczać. Warto jednak dać temu komiksowi szansę, chociażby po to, by móc się zachwycić ilustracjami, gdyż warstwa graficzna nie ma słabych stron. Polecam szczególnie tym, którzy lubią spędzać czas na wyszukiwaniu w utworach popkultury różnych smaczków i nawiązań do innych dzieł, ponieważ na pewno będziecie mieli duże pole do popisu. A jeśli do tego jesteście estetami i zwracacie baczną uwagę na wygląd i kolorystykę komiksów, to nie wahajcie się ani chwili.
Dziękujemy wydawnictwu Non Stop Comics za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz