To tyle frapujące, co zaskakujące, bo trudno nie zauważyć, że Obsidian Entertainment dużo tym ruchem ryzykuje. Doświadczenie podpowiada, że tytuły wypuszczane przez firmę ze słonecznej Kalifornii, choć niesamowicie miodne, nie należą do dopracowanych. Ba, masa irytujących błędów stała się ponurym znakiem tego zasłużonego studia, a przed każdą premierą ich produkcji każdy gracz modli się o to, aby tym razem twórcy zatrudnili kompetentnych beta testerów. W przypadku „Dungeon Siege III” nie jest inaczej, a kilkakrotne przekładanie „dnia zero” i enigmatyczne wytłumaczenia dlaczego tak uczyniono, nie wróżą niczego dobrego. Istnieje więc pewna doza prawdopodobieństwa, że wersja demonstracyjna odstraszy potencjalnych konsumentów oraz będzie swoistą formą antyreklamy jak w przypadku BioWare i próbki „Dragon Age II”.
Z drugiej strony rozumiem motywacje Obsidianu, gdyż przy każdym materiale przedstawiającym „Dungeon Siege III” weterani serii kipią ze wściekłości. Ponoć studio obdarło z duszy tę legendarną serię, sprzedało się konsolowemu diabłu za garść srebrników i ogólnie, że „hańba, zdrada o świcie oraz Targowica”. Osobiście nie wiem w czym rzecz, jak dla mnie gra zapowiada się na całkiem smaczny i klimatyczny hack'n'slash, a kilka zmian może wyjść tej marce na lepsze, ale fakt jest faktem – źle się mówi o tym tytule. Urquhart i jego ekipa zapewne liczą, że demo pokaże fanom, iż pod płaszczykiem rewolucji, to nadal te same krwawe i mroczne królestwo Ehb, które pokochali gracze. Tylko, czy studio tym ruchem nie strzeli sobie w stopę?
Przekonamy się już 31 maja, kiedy wersja demonstracyjna ukaże się na serwerach Xbox Live. Posiadacze komputerów osobistych i PlayStation 3 również będą mogli przetestować przed premierą nowe dziecko chłopców z Obsidianu, tyle że tydzień później, czyli 7 czerwca. Kolejny policzek dla „blacharzy”? Oj... mam złe przeczucia.