Apokalipsa według Pana Jana

2 minuty czytania

Moja bibliofilia ostatnimi czasy przyjęła wymiar, w którym pożądam wszystkich książek określanych jako “klasyk”. A jeżeli na okładce znajduje się takie sformułowanie, jak “klasyka literatury postapokaliptycznej”, wyciągam po nią swe chciwe łapska nawet chętniej. Tym właśnie sloganem Rebis postanowił reklamować nowe, trzecie i zmienione, wydanie “Apokalipsy według Pana Jana”.

Fabuła powieści jest rozbudowaniem wizji przyszłości, którą Robert J. Szmidt pierwszy raz przedstawił w opowiadaniu “Ognie w ruinach”, opublikowanym w marcowym numerze "Science Fiction" z 2001 roku. Od tamtego czasu historia zniszczonego nuklearną pożogą Wrocławia przyciągnęła już całe rzesze wiernych fanów. Jednak najnowsze wydanie może zainteresować nawet tych, którzy książkę już czytali i polubili – w końcu nie bez powodu jest “zmienione”. Treść, co odkryłam przypadkiem, czytając fragment przyjaciołom, została “zaktualizowana” i dopasowana do niedawnych wydarzeń politycznych. Mówię tu między innymi o obecnych wydarzeniach na Półwyspie Koreańskim. Więcej jednak nie zdradzę, z raczej oczywistych powodów.

Tym, którzy nie czytali, pokrótce zarysuję fabułę. Rzecz dzieje się, jak wspomniałam, we Wrocławiu. Wszystko rozpoczyna drastyczna pobudka w jednej ze starych kamienic nieopodal rynku, po której następuje lawina zdarzeń doprowadzająca obecny świat do zagłady. No, prawie. Garstka wybrańców otrzymuje szansę na przetrwanie dzięki schronieniu, jakie otrzymują w Bastionie – sekretnym bunkrze wydrążonym w masywie Ślęży. Wychodzą z niego dopiero po 2 latach i nietrudno się domyśleć, że świat, jaki znali do tej pory, przestał istnieć, zastąpiony jałowym pustkowiem.

Ciężko tu jednoznacznie wskazać głównych bohaterów. Na początku są to: bezczelny i arogancki mały geniusz oraz stabilny i zrównoważony lekarz. Brzmi znajomo, prawda? Później na podium pierwszoplanowych bohaterów wychodzi raczej tytułowy Pan Jan oraz Adam Zawada. Tutaj też w samym prowadzeniu akcji powieści Szmidt dokonał dość ciekawego zabiegu – rozbił linię fabularną na dwa, dość dynamicznie przenikające się, jeżeli mogę to tak określić, wątki. Niczym w prawdziwym filmie sensacyjnym, akcja przeskakuje między dwoma miejscami, gdzie równolegle rozgrywają się niebagatelne dla losów nowej Rzeczypospolitej wydarzenia. Wszystko to, w połączeniu z fantastycznym warsztatem pisarskim autora, tworzy niesamowicie trzymającą w napięciu mieszankę.

Muszę przyznać, że sięgając po “literaturę postapokaliptyczną” spodziewałam się czegoś bardziej w survivalowym tonie. Tutaj zaś otrzymujemy powieść zdecydowanie militarną – skupioną wokół działań armii, jednostkach wojskowych itp., niż próbie przeżycia jednej bądź niewielkiej grupy osób. Nie przepadam za tym typem prozy, głównie dlatego, że z reguły gubię się w fachowych nazwach sprzętu, szarżach, jednostkach itp. Czytając “Apokalipsę według Pana Jana” bez aktywnego zainteresowania militarystyką, również jest dobrze mieć w podorędziu przynajmniej wujka Google’a. Inaczej lektura może nie sprawiać aż takiej przyjemności, jaką moglibyśmy czerpać, mając pełen obraz oraz znając nieco więcej detali kryjących się na przykład pod fachowymi nazwami wykorzystywanego sprzętu.

“Apokalipsa według Pana Jana” jest świetną książką, która słusznie otrzymała miano “polskiego klasyka”. Jest przemyślana i rewelacyjnie napisana soczystym, a zarazem prostym i łatwym w przyswojeniu, językiem. Co więcej, jak już wspomniałam, nowe wydanie powinno zainteresować tych, którzy już znają powieść. Zaryzykuję również stwierdzenie, że dla miłośników zarówno tego typu powieści, jak i samego tytułu, jest także obowiązkową pozycją na półce. Szczególnie, że granatowe wydanie Rebisu jest nawet niebrzydkie!

Dziękujemy wydawnictwu Rebis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
9
Ocena użytkowników
6.5 Średnia z 1 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...