Adamantowy miecz

3 minuty czytania

adamantowy miecz, okładka

Adamant to metal niezwykle rzadki i wytrzymały, nazywany niekiedy „czarcim żelazem”. Dostęp do tej wiedzy jest ściśle limitowany, gdyż mieczem wykutym z tego stopu posługiwał się sam zbuntowany Satan. W drugim tomie „Kronik Arkadyjskich” Dominik Sokołowski nie rezygnuje z aspektów religijnych, podobnie jak nie porzuca swoich głównych bohaterów i szykuje dla nich intrygę, która zatrzęsie murami Cesarstwa Arkadyjskiego, jak i reszty znanego im globu.

Ponownie przyjdzie nam śledzić losy walczącego o tron Isaakiosa, tropiącej herezję theofilitów Michelle oraz starającego się o rozgrzeszenie za czyny podczas niewoli u Królowej Zimy Iliasa. Młody książę, w którego piersi tkwi tajemniczy kwiat paproci, szybko uległ namowom magicznego ziela i nie spocznie, póki nie zasiądzie na tronie w Chrysopolis. Jego eskapady na Północy doprowadziły do zdobycia cennych sojuszników, zaś zręczna polityka względem niedocenianych królestw zachodu pozwala mu marzyć o rzuceniu rękawicy zabójcy swojej matki – Nikeforosowi Skalarosowi.

Ponownie też będziemy śledzić losy Michelle. Agentka Inkwizycji przebywa w Outremer, gdzie próbuje wymknąć się spod kurateli theofilitów i przekazać raport swojemu mentorowi. Po drodze spotka nie tylko wiele niebezpieczeństw, ale także miłość, dzięki której zapragnie odmienić swoje życie i w końcu pozna motywy kierujące wielkim inkwizytorem.

Chociaż wymieniony jako ostatni, to wątek Iliasa w tym tomie wydaje się być tym najważniejszym. Władca Vlory powraca na cesarskie ziemie i szuka informacji na temat adamantu, gdyż miecz z niego wykuty prześladuje go od czasu doznanej wizji. Wkrótce dociera na rodzinne ziemie i walczy o to, by odzyskać je z rąk chciwego sąsiada. Wciąż dopomaga mu Fravashi, dzięki któremu dwójka ta wypełnia wolę boskiej opatrzności, przeciwstawiającą się coraz śmielszym machinacjom Apolyona i ludzi, jakich sobie zjednał obietnicami lub strachem.

Podobnie jak w „Kwiecie paproci”, także i ten tom nie pozwala czytelnikowi na nudę. Lokacje zmieniają się jak w kalejdoskopie, główni bohaterowie nie tracą czasu na poszukiwania w ciemno i co chwilę pojawia się ktoś nowy, dzięki czemu trudno byłoby streścić fabułę całej książki w kilku zdaniach. Nie miałem jednak poczucia zbytniego pośpiechu, które towarzyszyło mi podczas lektury tomu otwierającego cykl. Sokołowski co prawda znacząco przyciął intrygi dworskie i pozbawił nas większości religijnej otoczki, jednak przestrzeń tą wypełnił większą ilością walk oraz wątkami romantycznymi. Te pierwsze cierpią na brak większego rozmachu w opisach, zaś amory straszą swoją powierzchownością i ukazane są w gruncie rzeczy z czysto fizycznej strony. Tego elementu co prawda brakowało w „Kwiecie paproci”, jednak wielka miłość względem swego wybawcy razi po oczach schematycznością.

Podobny zarzut mógłbym postawić w kwestii kreacji bohaterów. Następujące po pierwszym tomy mają tę zaletę, iż nie musimy przedstawiać ważniejszych postaci i możemy w dużej mierze bazować na tym, co czytelnik wie (bądź też wiedzieć powinien), wyzbywając się powtarzania tego samego w kółko. Tymczasem należałoby pogłębić rys psychologiczny, dodać jakieś przemyślenia, wątpliwości, obawy. Tych jest jak na lekarstwo, przez co nadal trudno jest mi wczuć się w rolę danej osoby. Dobrze chociaż, że wśród zalewu postaci drugoplanowych pojawiło się kilka, którym Sokołowski poświęcił więcej miejsca, przez co sama fabuła powieści zyskała nieco mniej przewidywalny wyraz, wliczając w to zaskakujące, w bardzo pozytywnym tego słowa znaczeniu, zakończenie. Pojawiają się także starzy znajomi, co zaliczam na plus, bowiem miło jest dowiedzieć się, co też nasi ulubieńcy robili przez ten czas.

Rebis ponownie stanął na wysokości zadania, dzięki czemu oko cieszy ładnie wykonana okładka. Mógłbym co prawda przyczepić się do straszliwie oczywistego motywu, jakim jest pokazanie samego miecza, jednak miło, że w tle obserwujemy tę samą budowlę, co na grafice zdobiącej „Kwiat paproci”. W środku jest już trochę gorzej pod względem interpunkcyjnym, także kilka odmian wyrazów wydaje się być podejrzane. Braki te rekompensuje ponowne umieszczenie mapy świata powieści oraz słowniczek terminów, który winien być nam znany już od pierwszego tomu. Jednak, jak to mówią, „lepiej późno niż wcale”.

„Adamantowy miecz” to książka ciekawa, stanowiąca solidne rozwinięcie wątków „Kwiatu paproci”. Autor nie pozwala nam na nudę, wciąż nie krzyżując losów głównych bohaterów, dzięki czemu możemy liczyć na szersze spektrum wydarzeń. Jest tu więcej akcji i romansów niż gadania, co ucieszy wszystkich tych, którzy oczekują książki szybkiej, łatwej i przyjemnej.

Niestety, wciąż zawodzi kreacja bohaterów, zwłaszcza tych pierwszoplanowych. Na tym polu Dominik Sokołowski powinien skupić się przy okazji trzeciego tomu, jednocześnie mocniej akcentując intrygę Apolyona. Ten ostatni jest w „Adamantowym mieczu” trochę leniwy i przez to sama książka traci swój wydźwięk oczekiwania na Proroctwo Końca Świata.

Dziękujemy wydawnictwu Rebis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
6.5
Ocena użytkowników
7.13 Średnia z 4 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...