Triumwirat zawiązany, jednak to nie koniec kłopotów dla jego członków. Właśnie z chwilą powstania magicznego sojuszu wiedźmy, diabła i anioła rozpoczyna się "Zwycięzca bierze wszystko", czyli trzeci tom przygód serii o Dorze Wilk.
Zbliżające się Święta Bożego Narodzenia to doskonały czas, by wszelkie kłopoty ustawiły się w kolejce pod drzwiami trójki głównych bohaterów. Krwawe wydarzenia z poprzedniego tomu co prawda związały ich losy jeszcze mocniej, jednak nadchodząca przemiana – zarówno fizyczna, jak i psychiczna – wymaga spokoju, dlatego Dora, Miron i Joshua udają się na spokojną wieś, gdzie jedynym zagrożeniem wydaje się być wścibska sąsiadka. Nic bardziej mylnego, bowiem nie wszyscy przechodzą do porządku dziennego nad faktem, iż odrębne od siebie systemy, a więc anioły i piekielnicy, miałyby ze sobą współdziałać pod auspicjami wiedźmy płodności.
Jadowska stara się w ten sposób pokazać, iż nadane przez innych etykietki wcale nie przekreślają szans na dobre relacje. Dora Wilk wydaje się być jedyną osobą, która spaja z pozoru odmienne elementy, przez co jej perypetie to istna machina napędowa całego tomu. Gdyby jednak coś poszło nie tak, to autorka "wyposażyła" swoją główną bohaterkę w odpowiednie umiejętności, dzięki czemu Teodora nie tylko unika śmierci z rąk płatnej zabójczyni, ale także pomaga udaremnić przewrót w samym Piekle i w końcu odkrywa opętanie jednej z prominentnych postaci wśród Aniołów Potęgi. To rozwiązanie niewątpliwie pomaga nadać akcji odpowiednio szybki ton, jednak wydaje się być zabiegiem zbyt oczywistym i w pewien sposób nieprzystającym do książki, która z racji pewnych opisów, przeznaczona jest dla tych nieco starszych nastolatków. Wolałbym, gdyby główna bohaterka była mniej doskonała w swoich zdolnościach, dzięki czemu mogłaby polegać jedynie na uroku osobistym i sile własnej magii. Tymczasem okazuje się, że obłaskawia jednego z piekielnych Książąt, a sam Abbadon, mający na sumieniu niezliczoną ilość wykonanych boskich wyroków, to właściwie anioł, mający za sobą nieciekawe dzieciństwo. Chciałem poczuć tę grozę, wczuć się w sytuację bohaterki, jednak raz za razem takie dopasowywanie innych postaci pod ten sam schemat skutecznie mnie do tego zniechęcało.
Rozumiem, że narratorką wciąż pozostaje Dora, jednak jej towarzysze, czyli Miron i Joshua, w tym tomie są zupełnie bezbarwni. Żaden z wymienionych panów nie powiedział i nie zrobił nic, czego bym się po nich nie mógł spodziewać. Sprawiali wrażenie dodatków do Dory – jeden do obrony, drugi do leczenia – podporządkowując swoje życie kaprysom jednej wiedźmy płodności. Archaniołowie czy sam Lucyfer to właściwie równi goście, którzy okupują twoją łazienkę i można z nimi posiedzieć przy kieliszku wina. Dobrze, że Jadowska zrezygnowała z narzuconej przez religię powagi wspomnianych, jednak nadanie im cech czysto ludzkich zawsze niesie ze sobą ryzyko umieszczenia w sztywnych ramach – ramach, które poznaliśmy już w książkach innych autorów. Mam wrażenie, że Jadowska brnie w tym kierunku i dojdziemy do momentu, gdzie każdy będzie się zachowywał jak rozkapryszony nastolatek. Czytelników w młodszym wieku to zadowoli, jednak starsi poszukają czegoś ambitniejszego.
Zupełnie zawiodłem się na świecie przedstawionym. Wycieczka po Niebie czy Piekle nadal pozostaje w strefie marzeń, bowiem przedstawione lokacje są opisane dość pobieżnie i nie ma wśród nich żadnej, która wyróżniałaby się czymś na tle pozostałych. Nawet Thorn, rodzinne miasto Dory, to w tym tomie raptem parę uliczek, z nieodzownym "Szatańskim Pierwiosnkiem". Gdy już szykuje się walka w Piekle i napalam się na bojowe opisy, nagle okazuje się, że wszystko to rozgrywa się bez uczestnictwa Dory, a więc możemy jedynie przeczytać zwięzły opis jednego z weteranów.
Wysoko cenię sobie liczne nawiązania do kultury. Chociaż pewnie po kilku latach zaleta ta stanie się wadą, to jednak dobrze, że autorka orientuje się w pewnych młodzieżowych zachowaniach i jest świadoma świata, który otacza młodych ludzi. W opisach jest też sporo Jadowskiej, opisującej siebie w roli niespełnionej frontmenki kapeli rockowej. Zyskuje także na tym sam język powieści, momentami dość dosadny, a mimo to pasujący do określonej sytuacji.
Słów teraz kilka na temat polskiego wydania. Okładka nawiązuje motywem do poprzednich tomów, chociaż widać, że widoczna na niej postać zmienia się. Osobiście wciąż rozpaczam za stylem, który zdobił oryginalne wydanie "Złodzieja dusz". "Zwycięzca bierze wszystko" nie pozostawia wątpliwości co do tego, iż mamy w ręku kolejny tom przygód o Dorze Wilk, jednak w żaden sposób nie oddaje wydarzeń z książki. W środku króluje minimalizm, więc próżno szukać noty biograficznej, a poszczególnych rozdziałów nie zdobią żadne obrazki czy osobne materiały graficzne. Można powiedzieć, że jest trochę pusto, ale przynajmniej nie mamy wrażenia, iż celowo próbuje się zwiększyć objętość tomu, by wymusić na odbiorcy wyższą cenę.
"Zwycięzca bierze wszystko" to sugestywny tytuł, na który książka niestety w pełni nie zasługuje. Wartka akcja co prawda nie pozwala się nudzić, jednak schematyczne postacie i narzucanie im osobowości nastolatków sprawia, że chciałoby się tę książkę polecić młodszym osobom. Wtedy jednak docieramy do momentami dosadnego języka i scen pod koniec, które zdają się kierować najnowszy tom przygód Dory w ręce nieco dojrzalszego odbiorcy. Gdy dodać do tego niemrawe i przydługie zakończenie, okazuje się, że właściwie niewiele tracimy z samej historii bez znajomości „Zwycięzca bierze wszystko”. Szkoda, bowiem na wyrazistszego przeciwnika i świeże pomysły przyjdzie nam jeszcze poczekać.
Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Dodaj komentarz