"Znak Ateny" to już trzeci tom "Olimpijskich herosów". Szczerze mówiąc, nie oczekiwałem po nim zbyt wiele – i może właśnie dzięki temu okazał się zaskakująco dobry. Nie pozostał bez wad, ale okazał się najlepszą częścią serii. Ale zacznijmy od początku – od fabuły.
Książka rozpoczyna się wejściem greckich półbogów – Annabeth, Leo, Piper, a także Jasona do Obozu Jupitera. Przybysze będą starali się naprawić nadszarpywane przez wszystkie lata stosunki z Rzymianami, ale nieoczekiwane zdarzenie zmusza ich do szybkiej ucieczki wraz z Percym, Frankiem i Hazel do Rzymu, gdzie będą musieli stawić czoła dwóm gigantom, uwolnić Nica, syna Hadesa, oraz pomóc bogini mądrości. Do tego trzeba zdążyć przed 1 lipca. Znacie to skądś?
Ograniczenie czasowe oraz przepowiednie zwiastujące nieszczęścia, z którymi bohaterowie dają sobie radę, stały się już znakiem rozpoznawczym Ricka Riordana. Prawdę mówiąc, nie rozumiem fenomenu powieści – fakt, że świat wypada atrakcyjnie, niweczy wiele niedoskonałości, w tym przede wszystkim niekonsekwentną fabułę, która próbuje oszukać czytelnika, że misja się nie powiedzie. Na ironię zakrawa zdanie wypowiedziane w książce przez Nemezis, twierdzące, że prawdziwe szczęście w życiu to lipa, a za sukces trzeba drogo płacić. W "Znaku Ateny" bohaterowie z łatwością wychodzą z opałów i nie można tu mówić o niczym innym niż o szczęściu. Muszę jednak przyznać, że ten tom zdecydowanie bardziej trzymał mnie w napięciu, a zakończenie trochę zaskoczyło.
Spotkanie wszystkich siedmiu herosów, którzy wystąpili w "Zagubionym herosie" bądź "Synu Neptuna" to coś, na co czekało wiele osób. Rick Riordan znakomicie wykorzystał tę sytuację – w książce pojawiają się konflikty między postaciami. Percy rywalizuje z Jasonem o to, który z nich jest silniejszy i dowodzi drużyną, a Leo konkuruje z Frankiem o Hazel. Nie raz jesteśmy świadkami wybuchowych momentów, a napięcie w zespole daje o sobie znać. Mogło to zostać rozwiązane lepiej tylko w drugim przypadku – Leo powinien mocniej starać się o Hazel, ale autor nie rozwiązał jeszcze tego wątku, więc z oceną wstrzymam się do jego zakończenia. Na razie jednak jestem zadowolony – konflikty to jasny punkt "Znaku Ateny".
Nie zabrakło także humoru, który występuje częściej niż w "Synie Neptuna". Dialogi nie rażą już tandetnością, choć ich poprawność może niektórych nieco irytować. Widać, że są specjalnie przygotowane z myślą o młodszych czytelnikach, przez co "Znak Ateny" niekoniecznie zadowoli tych starszych.
Rozdziały zostały podzielone między czterech, a nie siedmiu bohaterów, czego się nie spodziewałem, bo myślałem, że autor będzie opisywał przeżycia wszystkich herosów z poprzednich tomów, a nie tylko kilku wybranych. Wydarzenia ujrzymy ze strony Annabeth, Percy'ego, Piper i Leo. Przypadli mi oni bardziej do gustu niż Hazel czy Frank, w szczególności dlatego, że wydają się bardziej dojrzali i prezentują postawy zgoła odmienne od Franka, który jest nieśmiały i niezdarny. Percy zachowuje się jak prawdziwy przywódca, niepolegający tylko na swoich mocach, ale także na umyśle, a Leo to pełen entuzjazmu czystej krwi mechanik, potrafiący rozbawić. Rick Riordan zabłysnął też przy Annabeth, ukazując jej słabe punkty, oraz Piper, która nie okazała się najsłabszym ogniwem w grupie.
Misja Annabeth, polegająca na pomocy swojej matce, wypada najbladziej. Przy tych momentach odczuwałem najmniejszą ciekawość, zabrakło owianej grozą tajemnicy. Wszystko przebiegło schematycznie, a o zakończeniu nie mogę zbyt wiele powiedzieć, nie licząc tego, że celu misji nie ujawniono. Trzeba czekać na nadchodzący "Dom Hadesa", który być może rzuci trochę światła na tę sprawę. Miejmy nadzieję, że autor przedstawi ją odpowiednio wiarygodnie.
Wydanie jest tak samo dobre jak to miało miejsce przy "Synie Neptuna". Świetna grafika, tłumaczenie znakomicie oddaje styl Ricka Riordana, a korekta została przeprowadzona bardzo dokładnie, bo błędów nie zauważyłem. Jedynie opis prezentuje się średnio i jeśli książka przez to nie jawi wam się w ciekawych barwach, to możecie się mile zdziwić.
"Znak Ateny" jest dobrą powieścią – tylko i aż. Najlepszy tom "Olimpijskich herosów" mógł być lepszy, gdyby Rick Riordan nie stosował uparcie tego samego schematu, ale kilka dobrych pomysłów i zalet ratuje książkę na tyle, że daję jej w dziesięciopunktowej skali ocenę "siedem". Przyjemnie mi się ją czytało, jest zdecydowanie warta zakupu, ale sprawia, że chce się czegoś więcej – aby autor zaskoczył śmiercią bohatera albo nadał jej poważniejszych rysów. Niestety, na to nie ma co liczyć. Mimo to, ze szczerym entuzjazmem będę wyczekiwał "Domu Hadesa". Zżyłem się już ze znanymi z uniwersum książki herosami, a świat pełen antycznych bogów stał się dla mnie drugim domem, do którego chętnie wrócę w jego kolejnej odsłonie. Mam tylko nadzieję, że powróci w niej Grover.
Dziękujemy wydawnictwu Galeria Książki za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Dodaj komentarz