Bogowie w kosmosie nie muszą być jedynie panami i władcami wszechświata. Jak pokazuje jedna z nowych serii Non Stop Comics, mogą stać się źródłem surowców – i to dosłownie.
W XXIV wieku kilkuosobowe okręty poszukują olbrzymich bogów, dryfujących gdzieś na obrzeżach znanego ludziom kosmosu. Zgodnie jednak z tytułem komiksu, zawsze znajdują ich, gdy są już martwi. W takiej formie stanowią źródło życiodajnych surowców, po które sięgają jednostki autopsyjne i badawcze, pragnące dobrać się do mięsa czy oczu kolejnych bóstw. Kapitan statku Vihaan II namawia załogę do wykonania kroku wywracającego dotychczasową działalność do góry nogami – chce jako pierwszy odnaleźć żywego boga.
Pierwszy tom "Znajdujemy ich, gdy są już martwi" ilustracjami stoi. Odpowiedzialny za rysunki Simone di Meo ("Mighty Morphin Power Rangers") oraz Mariasara Miotii – współpracująca przy kolorystyce – zaserwowali czytelnikom prawdziwą feerię barw. Artyści nie tyle przełamują klasyczne podziały plansz na kadry, co niemal całkowicie z nich zrezygnowali. Dużo tutaj majestatycznych rozkładówek – w tym dryfujących w kosmosie olbrzymich bóstw – ukośnych kadrów i rozmyć. Szczególnie te ostatnie rzucają się w oczy. Pierwszy plan, a zwłaszcza postacie na ogół są ostre i wyraźne, reszta zaś jest mniej lub bardziej rozmyta. W wielu miejscach użyto tego patentu do podkreślenia dynamiki np. przyspieszającego okrętu. Nie ma tu wprawdzie miejsca na detale, większość scenerii i drugiego planu tworzą powierzchownie określone kształty, zyskujące właśnie za sprawą przemyślanej kolorystyki z częstymi rozbłyskami i nasycaniem kadrów ograniczoną paletą intensywnych barw. Dla oczu – świetna rzecz.
Problem tkwi w warstwie scenariuszowej. Postaciom wprawdzie nie udało się nadać głębi i ich rozterki czy antagonizmy nie są przekonujące, ale sam pomysł z martwymi i olbrzymimi bogami znajdującymi się gdzieś w kosmosie wystarcza, aby przykuć uwagę. Podobnie jak otoczka z ograniczonym pozyskiwaniem fragmentów ciał bóstw i przewodnią ideą, w myśl której bohaterowie starają się odszukać dla odmiany żywe bóstwo. Lekturze pierwszego tomu towarzyszyło jednak nieustanne wrażenie, że Al Ewing wpadł na ciekawy pomysł, z którym nie do końca wiedział, co zrobić. Stąd też więcej miejsca poświęcił konfliktowi między kapitanem statku Vihaan II a funkcjonariuszką Richter, któremu jednak brakuje emocjonalnego ładunku. Znacznie więcej można sobie obiecywać po relacjach wewnątrz skromnej załogi, ale te dopiero zaczynają kiełkować.
Pozostaje liczyć, że najciekawsze jeszcze przed nami, bo cała otoczka związana z bóstwami i ich eksploatacją jawi się obiecująco. Pomimo dopiero rozwijającej się fabuły już teraz bawiłem się przy "Znajdujemy ich, gdy są już martwi" przyzwoicie, a niejednokrotnie robiłem przerwy dla urokliwych ilustracji.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz