Seria "Red Rising" może nie wyróżnia się piękną szatą graficzną – chociaż ta w nowym wydaniu rzeczywiście jest ładniejsza od starej – ale za to oferuje ciekawą treść, w której świat SF przeplata się z motywami starożytnymi. Właśnie ten aspekt zadecydował o tym, że pokochałem "Złotą krew" i niecierpliwie wyczekiwałem jej drugiego tomu, "Złotego syna". Czy kontynuacja sprostała moim oczekiwaniom? Zdecydowanie bardziej niż się tego spodziewałem.
Bohatera powieści, Darrowa au Andromedusa, znajdujemy w zupełnie odmiennej sytuacji w porównaniu do zakończenia części pierwszej. Wtedy wygrał grę Złotych, pokonując wszystkich rywali i zyskując wielu przyjaciół. Był zwycięzcą, na którym wzrok skupiły najznamienitsze rody świata, chcąc przyjąć go do swojego domu. W "Złotym synu" młodzieniec, choć wciąż ma u boku kilku wiernych sprzymierzeńców, doznaje dotkliwej porażki, która może przekreślić sukces jego misji, polegającej na pozbawieniu władzy Złotych, uciskających pozostałe kolory. Czy Darrow będzie potrafił się podnieść i dobrnąć do upragnionego celu? Jednego można być pewnym: nie przyjdzie mu to łatwo. To, co z miejsca może się podobać w twórczości Pierce'a Browna, jest właśnie brak taryfy ulgowej dla protagonisty. Wielokrotnie wydaje się, że pisarz już niczym nas nie zaskoczy, wiemy dokładnie, jaką podąży drogą – a tu bach! Pada następny zwrot akcji, a czytelnik jeszcze bardziej wciąga się w historię.
Co najważniejsze – w "Złotym synu" nie brakuje ofiar wśród istotnych dla fabuły postaci. Pisząc wprost, Pierce Brown nie oszczędza dosłownie nikogo, dodatkowo nieustannie pogłębia pełną napięcia atmosferę, jeszcze mocniej przykuwając do książki. Zdrady czają się na każdym kroku, robiąc sporo zamieszania i nadając powieści coraz to nowy kurs, więc trudno nie ulec lekkiej paranoi i nie węszyć wokół zagrożenia. Kwestia zaufania jest zresztą jednym z wiodących motywów drugiego tomu "Red Rising", tym bardziej, że Darrow ma sekrety nawet przed najlepszymi przyjaciółmi i ukochaną. Pytanie, czy powinien im zdradzić swoje pochodzenie i cel, powraca cały czas, a dzięki pierwszoosobowej narracji łatwo wczuć się w położenie bohatera, zrozumieć jego wątpliwości oraz pragnienie podzielenia się z bliskimi tajemnicami – nawet za cenę pogorszenia stosunków między nimi i narażenia misji. Z drugiej strony "Złoty syn" przynosi również niespodziewane sojusze, którym należy poświęcić nie mniejszą uwagę, bo też nie wiadomo, czym zaowocują.
Psychologizacja Darrowa i jego odczuwalne rozdarcie wewnętrzne stanowią mocny atut książki, ale równie bogate sylwetki spotykamy także na dalszym planie. Recenzowany tytuł jest pełen na tyle wiarygodnych postaci, że nikt nie pozostaje czytelnikowi obojętny, a niektórzy nawet budzą ambiwalentne uczucia, dokonując karygodnych czynów i potem próbując za nie odpokutować. Każdy ma też do opowiedzenia interesującą historię bez względu na to, po której stronie barykady stoi. Do tego zachowania poszczególnych bohaterów są odpowiednio uzasadniane, co również przekłada się na ich atrakcyjność. Oczywiście mamy grupkę swoich faworytów, więc – z uwagi na dramatyczność wydarzeń i doprawdy okrutnego pisarza – oczekujcie bardzo emocjonującej przygody, która, owszem, sprawia dużo przyjemności, ale potrafi przyprawić o czarną rozpacz. Przyznam, że dawno nie miałem do czynienia właśnie z taką pozycją: poruszającą do głębi, dającą do myślenia i zostawiającą z nieodpartą potrzebą przeczytania następnego tomu.
Powyższe zalety nie byłyby wiele warte, gdyby Pierce Brown nie posiadał świetnie wyrobionego pióra – na szczęście je ma i oby nigdy nie zardzewiało. Potyczki i bitwy są przedstawiane z odpowiednim rozmachem oraz dostarczają niewiele gorszej rozrywki od części dotyczącej relacji międzyludzkich (czyli mojej ulubionej, bo naprawdę przejąłem się losem bohaterów i z ciekawością śledziłem ich stosunki). Widać w tym nadzwyczajny kunszt autora, ponieważ w walkach nie tylko od razu się zatraca, ale też często przybierają one zaskakujący i wiarygodny zarazem obrót. Muszę także pochwalić konstrukcję świata – przemyślane wplecenie elementów starożytnych sprawia, że to SF czyta się lepiej niż niejedno fantasy. Jeśli więc nie lubicie książek osadzonych w kosmosie – i tak spróbujcie przynajmniej zajrzeć do "Red Rising", bo tu walczy się głównie wręcz za pomocą mieczy; kosmitów i intelektualnych bełkotów nie ma, zaś wszelkie intrygi oraz knowania nasuwają skojarzenia z "Grą o tron", lecz na większą – międzyplanetarną – skalę.
"Złoty syn" jest doskonałą kontynuacją "Złotej krwi". Jeszcze bardziej gra na emocjach, prezentuje najwyższą jakość już od pierwszych stron i nie pozwala na ani chwilę nudy. Jeśli podobał wam się poprzedni tom, sięgnięcie po następny to rzecz oczywista. Pozostałych zachęcam do rozpoczęcia serii i zainteresowania się twórczością Pierce'a Browna, ponieważ ten udowodnił, że ma niesamowitą wyobraźnię, potrafi tworzyć niezwykle prawdziwe postacie, kreować skomplikowane intrygi i zaskakiwać rozwojem akcji. Słowem: chyba mam już swoją najlepszą książkę 2015 roku. Takie cudo!
Dziękujemy wydawnictwu Drageus za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz