Kolejna seria autorstwa Ricka Riordana nosi nazwę "Olimpijscy Herosi" i jest kontynuacją cyklu "Percy Jackson i bogowie olimpijscy", która bardzo mi się spodobała, między innymi ze względu na to, że opowiada o postaciach z mitologii greckiej, którą się pasjonuję. "Zagubiony Heros" to pierwsza część tej serii. Od razu wpada w oko, gdyż wyróżnia się swą objętością – 514 stron. Z dużymi nadziejami i obawami sięgnąłem po tę książkę. Czy trzyma poziom poprzedniego cyklu?
Pod koniec ostatniej części "Percy'ego Jacksona" wyrocznia przekazała bohaterom swą pierwszą przepowiednię. W "Zagubionym Herosie" poznamy pierwszą trójkę, która ma odegrać w niej ważną rolę. Są to Jason – utracił pamięć, stara się dowiedzieć, kim jest i jak przywrócić swoje wspomnienia; Piper – dziewczyna, która uważa, że Jason to jej chłopak, jej ojcem jest znany gwiazdor filmowy, a ona stara się go uratować, ale cena jest wysoka – trzeba zdradzić przyjaciół; Leo – potrafi wszystko naprawić i stworzyć coś z niczego. Uważa się za przyjaciela Jasona.
Po przeczytaniu około stu stron uznałem książkę za świetną. Elementów humorystycznych było tyle, ile trzeba, czyli nie za dużo i nie za mało. Ciekawość dotycząca utraconych wspomnień przez Jasona była ogromna i z przyjemnością czytałem dalej. Nieoczekiwanych zwrotów akcji nie było wiele, ale przynajmniej część z nich była bardzo zdumiewająca. Na początku uważałem, że pokazanie tej opowieści z trzech różnych perspektyw (dwa rozdziały – jeden bohater, kolejne dwa – drugi i następne – trzeci) było kiepskim pomysłem, ale czytając dalej, uznałem, że ten sposób jest bardzo dobry. Spotkanie z postaciami z poprzedniej serii, choć było krótkie, to także miłe. Ale to były początkowe wrażenia, dalej są już prawie same rozczarowania.
Największym błędem autora było pokazanie poszczególnych postaci czy sytuacji w sposób humorystyczny. Dzięki takim zabiegom cała opowieść może wydać się błaha, co po prostu odpycha od dalszego czytania. Kolejnym czynnikiem, który także to powoduje, jest zachowanie poszczególnych istot. Potwór, który powinien budzić strach nawet u bogów, okazuje się mało inteligentny – daje się namówić na rozmowę z bohaterem, podczas której druga osoba ma wolne pole działania. Mało tego – nasz protagonista rzucając się na wroga, nie odczuwa strachu przed nim albo dzielnie tego nie pokazuje. Na dodatek pokonuje go z niewielką pomocą. Stwora, który jest silniejszy od boga. Takich niezgodności jest tu naprawdę sporo.
Kolejnym negatywnym aspektem są wątki poboczne, których jest za dużo. Mało wnoszą do opowieści, są nieciekawe i zawsze bohaterowie znajdą jakiś głupi, dziwny i nienormalny pomysł, na który wpadli przypadkiem, aby pokonać przeciwników. Postać, z którą walczą, miała być według nich i czasem mądrzejszych osób kimś, kto ich zabije. Z rozwojem akcji przyzwyczaiłem się do tego, że potyczki z wrogami zawsze będą wygrane, a sposób na zwycięstwo będzie idiotyczny. Autor powinien zmniejszyć ilość wątków pobocznych, aby zwiększyć jakość całej opowieści. W ten sposób objętość książki uległaby drastycznemu zmniejszeniu, ale zawsze mógłby kilka tomów połączyć w jeden.
Wątek miłosny jest tu wykreowany naprawdę nieudolnie. Bohaterowie, którzy nie wiedzą, co do siebie czują, nagle zaczynają się przytulać, obejmować. Jak już autor postanowił połączyć te postacie, powinien zrobić to z sensem. Wszystko ratuje fakt, iż on ma inną kochankę, o której zapomniał z powodu amnezji, ale szczerze powiedziawszy – pewnie do niej nie wróci, więc jest to sytuacja, dzięki której autor chce tylko zachęcić do sięgnięcia po drugi tom. Następny czynnik, który trzyma poziom początku tej opowieści, to nieoczekiwane zwroty akcji, znajdujące się w największej liczbie i najlepszej jakości pod koniec książki.
Tempo akcji jest zmienne – albo coś się dzieje, albo prowadzone są nudne rozmowy, podczas których rzadko bohaterowie mówią coś nowego i ciekawego. Nawet w czasie najważniejszej potyczki i wykonywania końcowej misji, tempo choć szybkie, to wszystko powiewało nudą, że nie wspomnę znowu o niezgodności (Bogini nie może rozwalić klatki? Piła tarczowa da radę!).
Świetnie, wbrew mojemu pesymistycznemu nastawieniu, autor pogodził istnienie bogów greckich z rzymskimi. Mimo że są tu kolejne nieścisłości, które polegają na braku pewnej ważnej wiadomości, to i tak uważam, że wprowadzenie tego pomysłu w życie jest dobrą decyzją, tym bardziej, że końcowy i zarazem najlepszy zwrot akcji dotyczy właśnie istnienia dwóch odmiennych, a zarazem takich samych bogów jak Jupiter i Zeus. Liczę, że autor pójdzie dalej i wprowadzi do swej opowieści inne bóstwa, na przykład egipskie, o których jest mowa w innej jego serii, "Kronikach rodu Kane".
Podsumowując – niestety "Zagubiony Heros" to średniak. Wszystko utrzymywane na średnim poziomie, jedynie początek i koniec są ciekawe i to one zawyżają końcową ocenę, która normalnie wynosiłaby 4,5/10. Książkę polecam zagorzałym fanom "Percy'ego Jacksona i bogów olimpijskich", którzy nie będą zważali na niezgodności oraz brak jakiejkolwiek powagi. Jeśli chodzi zaś o wątki poboczne, to ich słaby poziom nie będzie przeszkadzał, jeśli ktoś lubi poznawać nowe postaci z mitologii i dowiadywać się, jakie zadanie dał im autor i co według niego robiłyby, gdyby żyły aż do teraz. Sam z niecierpliwością będę czekał na drugą część "Olimpijskich Herosów", pełny nadziei na poprawę i ciekawości dalszych losów bohaterów.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz