"Zaćmienie" to kolejny komiks speców od kryminałów, to jest: Eda Brubakera i Seana Phillipsa, lecz o tyle niezwykły, że scenarzysta w głównej roli obsadził... scenarzystę. W dodatku obsadził to istotne wyrażenie w tym kontekście, gdyż całość rozgrywa w Hollywood.
Trafiamy do jednej z amerykańskich wytwórni filmowych w roku 1948. Kręcony tam film powstaje w okropnych męczarniach – dziesiątki poprawek, egocentryczny reżyser, problemy z finansowaniem to dostateczne kłopoty dla filmowców, a po jednym z przyjęć dochodzi do nich jeszcze śmierć młodej aktorki. Tylko czy komukolwiek w fabryce snów zależeć będzie na odkryciu prawdy?
W "Zaćmieniu" Ed Brubaker wziął na tapetę Hollywood lat powojennych i z godną podziwu swobodą kreśli bohaterów tamtejszych czasów i przede wszystkim zamknięty światek ludzi kina. Producenci, reżyserzy, scenarzyści i aktorzy to tylko część filmowej menażerii, do której dochodzą jeszcze osoby dbające o właściwą kreację bożyszczy ludu albo chroniące przed ich własnymi słabościami. Poprzez skupienie się na duecie scenarzystów Brubaker dokonuje swoistej wiwisekcji Hollywood, obnażając wszędobylską sztuczność oraz ludzi ukrywających się pod maskami i za mocno wchodzącymi w buty odgrywanych postaci.
Przy tym wszystkim Brubaker nie zapomina o prowadzeniu fabuły rozpisanej wokół tajemniczej śmierci młodej aktorki. Z pewnością jest to element, jaki jednym przypadnie do gustu, a innych może rozsierdzić. Otóż sama historia liczy sobie około 350 stron (z pominięciem materiałów dodatkowych) i dla niektórych odbieganie od zagadki śmierci młodej gwiazdy okaże się nużące i rozciągnięte ponad miarę. W moim przypadku przeważyła jednak satysfakcja płynąca ze wszelkich wątków pobocznych i obcowania z wieloma ciekawymi i – co najważniejsze – pełnokrwistymi osobistościami świata kina. Chociaż byłem zaintrygowany sprawą śmierci i pragnąłem poznać jej rozwiązanie, jednocześnie chciałem, by ta opowieść trwała dalej, nawet jeśli czasami Brubaker powtarzał pewne rzeczy, jakby dla podkreślenia szarej codzienności pracy w bądź co bądź niezwykłej fabryce snów. Interesująco prezentują się też wstawki z legendami kina i nie tylko, których spotkamy na kartach komiksu.
Za każdym razem, gdy za kolorowanie ilustracji bierze się Elizabeth Breitweiser, oczekuję nastrojowych plansz, pełnych umiejętnie nałożonych plam tuszu i przebijających z nich jaskrawych barw. I dokładnie to otrzymałem w "Zaćmieniu". Sean Phillips świetnie poradził sobie z nakreśleniem wizji tamtych czasów, niekiedy romantycznej, innym razem brutalnej, gdy wraz z bohaterami lądujemy w prawdziwej melinie, którą każdy omijałby z daleka. Rysunki nie zaskakują szczegółami, kiedy przyjrzymy się drugiemu planowi, ale za pomocą kreski i kolorowania artyści uzyskali znakomite rezultaty. Do tego dochodzi jeszcze wstęp Eda Brubakera oraz kilkadziesiąt stron okładek zeszytów, esejów twórców opisujących procesy twórcze czy w końcu szkice i swego rodzaju zwiastun komiksu.
Ostatecznie "Zaćmienie" okazuje się nieco inną pozycją od pozostałych kryminałów scenarzysty i bodaj tą najmocniej rozwlekłą. Niemniej jest również jedną z najbardziej interesujących, jeśli zależy nam na ciekawych postaciach i intrygującym świecie przedstawionym. Fabuła traktująca o wielkim kinie ma w sobie nomen omen sporo filmowości. To świetna i wzbudzająca wiele emocji przygoda, może tylko z nazbyt zachowawczym zwieńczeniem. Tak czy inaczej, show must go on.
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz