Wszystkie ssaki płci męskiej wymarły. Wszystkie? Nie, otóż mający ledwie dwadzieścia parę wiosen na karku Yorick Brown oraz jego małpa Ampersand przeżyły atak wirusa. Co ich uratowało? I przede wszystkim, co ich czeka w świecie kobiet?
„Y – ostatni z mężczyzn” to pozycja, która marketingowo prezentuje się niezwykle okazale. Główny scenarzysta, Brian K. Vaughan, nie tylko tworzył historie komiksowe i zdobył z tego tytułu 10 nagród Eisnera, ale również pracował przy znanym serialu „Zagubieni”. Również odpowiedzialna za stronę wizualną Pia Guerra ma na swoim koncie zarówno nagrodę Eisnera, jak i Harveya. Dodajmy do tego, że sam cykl był trzykrotnie wyróżniany, a jakże, Eisnerem, zaś okładkę zdobią słowa Stephena Kinga, że oto przed oczami mamy najlepszą powieść graficzną, jaką czytał, i oczekiwania mogą być już niezwykle wysokie. Niestety, im wyżej się one wdrapały, tym bardziej bolesny jest ich upadek.
Yorick wciąż błąka się po świecie, żyjąc nadzieją, że jego narzeczona w dalszym ciągu stąpa po Ziemi. W jego życiu mieszają też inne kobiety – dość powiedzieć, że siostra imieniem Hero go poszukuje, a przy obecnej sytuacji na naszej planecie, nasz młody pan Brown niejednokrotnie wzbudzi niezdrowe emocje czy wręcz będzie kością niezgody. Nadmienię jeszcze tylko, że ze względu na rozbudowane dialogi i flashbacki, trzeci tom można czytać również bez znajomości poprzednich.
Są elementy, za które należy „Ostatniego z mężczyzn” pochwalić. Jest to z pewnością ciekawy koncept oddania całego świata w ręce kobiet oraz zabaw konwencją postapokaliptyczną, bo o takiej w istocie możemy mówić. Ziemia przestała być zorganizowanym miejscem, kościoły świecą pustkami, stadiony bywają używane jako miejsce do palenia zwłok, marynarka funkcjonuje jedynie w miejscach, gdzie panie były w większym stopniu dopuszczane do okrętów, brakuje środków medycznych, wszędzie krzewią się tajne ugrupowania i organizacje, nie brakuje skrajnych stronnictw pokroju Amazonek… Właściwie to i tak ledwie część tego, co oferuje nam świat pozbawiony płci męskiej. Ogólnego chaosu nie można tłumaczyć jednak mizoginizmem twórców, a raczej zdroworozsądkowym podejściem do sytuacji. Znika lwia część ludności i właściwie Ziemia staje się jednopłciowa, więc i dotychczasowe życie na planecie musi zostać wywrócone do góry nogami. Ta strona komiksu została ukazana całkiem interesująco, niestety inne aspekty opowieści jej nie dorównują.
Przede wszystkim postacie są okropnie wręcz schematyczne. Yorick pozostaje totalnie zagubiony, nie należy do osób emanujących testosteronem i przypomina niezbyt rozgarniętego nastolatka, irytującego swym zachowaniem. Spotyka na drodze wiele kobiet, dla których z przyczyn oczywistych i tych bardziej skomplikowanych stanowi łakomy kąsek lub budzi nadzieję na zmianę świata. Niestety niemal wszystkie panie są całkowicie egoistyczne, wulgarne i pragną rozstrzygać wszelkie spory metodą siłową. Bardzo słabe rozwiązanie, przekładające się też na spotęgowanie największej wady albumu, czyli nudy. Trzeci tom zajmuje ponad 300 stron i nietrudno oprzeć się wrażeniu, że został strasznie rozwleczony, przez co w natłoku mało frapujących wydarzeń i dialogów giną również te warte uwagi czytelnika. Niestety bohaterowie i fabuła są po prostu nijakie. Autorzy próbowali dodać odrobinę dowcipu do niektórych scen, ale nie jest to humor wysokich lotów i tylko sporadycznie wywołuje uśmiech na twarzy. Nie poskąpiono też kadrów epatujących przemocą, ale są one często bezsensowne i nie mają wiarygodnych korzeni w fabule.
Albumu przed zapomnieniem nie ratują również sterylne plansze. Drugi plan nie istnieje, zaś pierwszy jest co najwyżej poprawny. Bywają komiksy, w których puste tło nie przeszkadza i jest ciekawym konceptem, ale to niestety nie ta bajka. Warto wyróżnić jedynie mimikę bohaterów, pozwalającą dostrzec ich emocje i właściwie na tym pochwały możemy zakończyć, bo oprócz wspomnianych „pustych” ilustracji ciężko tu o efektowne scenerie, ciekawą zabawę cieniowaniem czy dynamiczne sceny, nawet kiedy scenariusz dawał ku nim preteksty.
Trzeci tom „Ostatniego z mężczyzn” to lektura przereklamowana i nużąca nie tyle samymi wydarzeniami, co ich rozwleczoną narracją i nieciekawymi personami. Doprawdy, trudno mi sobie wyobrazić, by album zachwycił kogoś spoza fanów dwóch poprzednich tomów.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz