Wyspy Plugawe

3 minuty czytania

Wyspy Plugawe

Pirackie klimaty w powieści "Morza Wszeteczne" Marcina Mortki spotkały się z na tyle pozytywnym przyjęciem, że ich kontynuacja była rzeczą oczywistą. Zresztą przewidział ją sam autor, zapowiadając na ostatniej stronie powrót kapitana Rolanda zwanego Wywijasem i jego barwnej załogi w tomie drugim zatytułowanym "Wyspy Plugawe". Pisarz kazał czekać na jego premierę dwa lata, więc apetyty czytelników zdążyły nabrać pokaźnych rozmiarów. Czy zostały zaspokojone, a przygody pirackiej zgrai wciąż zapewniają masę niebywałej zabawy?

Kapitan Roland powraca z urlopu spędzonego w Piekle. Wiąże go jednak podpisana z diabłami umowa, na mocy której przez określony czas musi im służyć. Nietrudno się domyślić, że sprytnemu Wywijasowi nie w smak taki obrót spraw, lecz za złamanie cyrografu mogą grozić mu przykre konsekwencje. Na początku Roland musi ponownie zebrać swoich starych kompanów, którzy przydadzą się w wykonywanych dla Piekła misjach, a może i pomogą w wydostaniu się spod kontroli niewątpliwie coś knujących diabłów. Kompani kapitana zdążyli jednak ułożyć sobie wygodne życie na lądzie i nie palą się do powrotu na morze. Nakłonienie ich do zmiany zdania będzie pierwszym, lecz wcale nie ostatnim zadaniem koniecznym do odzyskania wolności i pokrzyżowania planów diabelskim biurokratom.

Ponownie Marcin Mortka z trudnościami rozpoczyna swoją historię, żeby po ponad kilkudziesięciu stronach złapać wiatr w żagle i kompletnie wciągnąć czytelnika w niesamowitą piracką przygodę. Podejrzewam zresztą, że na podobną przypadłość będzie cierpiał również tom trzeci. Autor, mając ledwie mierny pomysł na fabułę, który został w niewielkim stopniu zarysowany w "Morzach Wszetecznych”, zmuszony jest zaczynać z niskiego pułapu i budować fundamenty pod dalszą akcję przez kilka rozdziałów. Gdy jednak wreszcie się rozkręci, z miejsca raczy nas nieobliczalnym rozwojem wydarzeń, dzięki któremu można mówić o pełnym zatraceniu się w powieści. Zaskoczenia wynikają nie tylko z ciekawie prowadzonych intryg, ale także nieznajomości planów Rolanda. W obliczu nagłych kłopotów bohater zawsze ma szalone pomysły; ich realizację śledzi się z napięciem, ponieważ do ostatniej chwili nie znamy wszystkich aktów przyjętej strategii, ani tego, jaki będzie rezultat podjętych działań.

marcin mortka

Niewątpliwym sukcesem Marcina Mortki, dostrzegalnym już w "Morzach Wszetecznych", jest doskonale wykreowana piracka banda. Załoga Rolanda, czym jak czym, ale urodą ani kulturalnym językiem nie grzeszy. Przy okazji stanowi naprawdę zróżnicowaną plejadę postaci – od szybko mówiącego satyra, Grzmota, przez rozmawiającego z duchami przodków szamana, Baobaba, po lekarza, Berbelucha, z kanibalistycznymi upodobaniami. Każdy z nich pasuje do przerysowanego świata, który należy traktować ze sporym przymrużeniem oka, oraz łatwo zdobywa sympatię czytającego. Niestety, znajdzie się w tym wszystkim łyżka dziegciu. O ile w poprzednim tomie relacje na linii kapitan-załoga przedstawiały się należycie, o tyle teraz pisarz zbyt wyraźnie zwraca nam uwagę, że stosunki postaci można określić mianem przyjaźni. Oczywiście, Roland wciąż potrafi spuścić swoim podwładnym solidny łomot, ale... może lepszym wyjściem byłoby pozostawienie uczuciowości piratów w spokoju, bo trochę niszczy to ich wizerunek niecnych szui.

Chociaż pomysł na fabułę do najciekawszych nie należy, powieść wciąga. Jednak okazuje się, iż na tym niedoskonałości "Wysp Plugawych" się nie kończą, ponieważ autor czasami stosuje mało wiarygodne wyjścia z sytuacji. Roland wydaje się praktycznie niepokonany, zawsze znajdzie jakiś kruczek lub sposób na wroga. Bywają momenty, gdy czytelnik może podziwiać bohatera za jego intuicję i intelekt, bywa też, że zastanawia się, czy pisarz nie przesadził. Wątpliwości szczególnie pojawiają się pod koniec książki. Zakończenie brzmi absurdalnie nawet jak na niepoważną, rozrywkową fantastykę, a furtka do trzeciej części przedstawia się słabo (stąd prognozuję jej przeciętne otwarcie).

Mimo wszystko "Wyspy Plugawe" należą do udanych powieści. Przy atrakcyjnych postaciach, fantastycznym świecie i z werwą napisanych morskich przygodach, trudno nie czerpać z książki Marcina Mortki żadnej przyjemności. Autor nie ustrzegł się błędów, początkowo znowu rozczaruje, ale później nabiera rozpędu i dostarcza odprężającej rozrywki na odpowiednio wysokim poziomie. Wspaniale jest ponownie zanurzyć się w pirackie klimaty, pieprzne i wulgarne dialogi, szybką akcję oraz na własnej skórze sprawdzić, jak z kolejnymi tarapatami radzi sobie kapitan Roland. Jeśli podobała ci się poprzednia część – halsuj do księgarni!

Dziękujemy wydawnictwu Grupa Wydawnicza Foksal za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
7
Ocena użytkowników
-- Średnia z 0 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...