Artystyczność i artyzm to pojęcia właściwie niedefiniowalne. Szczególnie dzisiaj, kiedy namnożyła nam się masa pretendentów, chcących za artystów uchodzić. Z przykrością jednak konstatuję, że obecnie wystarczy zrobić coś zupełnie bezsensownego lub głupiego, aby owym artystą, przynajmniej w szerokim rozumieniu tego słowa, zostać. Nie wierzycie, posłuchajcie muzyki współczesnych gwiazd lub popatrzcie na dzieła w galeriach sztuki. To jest artyzm totalny, bowiem nietykalny. Ktoś krytykuje – prostak, burak lub głupiec (najczęściej trzy w jednym), nie rozumie wielkiej sztuki. Liczą się jedynie pochwały – no bo wówczas odbiorca oświecony, uświadomiony, taki, jaki być powinien. Wygodna postawa, nie powiem.
Skąd wzięły się moje rozważania? Boć „Wróżenie z wnętrzności” Wita Szostaka jest książką bardzo specyficzną. Trudną. Niejednoznaczną. Niby współczesną, a jednak uniwersalną. To druga pozycja tego autora, jaką mam przyjemność czytać i druga z serii „Kontrapunkty”. Może to mniej znany cykl, niż chociażby dwa flagowe MAGa, ale mnie osobiście zupełnie satysfakcjonuje pod względem poziomu literackiego.
Rozczaruję (lub ucieszę) was już na wstępie – fantastyka występuje tutaj jedynie jako subtelne porównania głównych bohaterów do istot nadprzyrodzonych. Są metaforycznymi bogami, zarządzającymi domeną, zatopioną pośród lasów i pagórków. Współczesność. Mateusz to światowej klasy rzeźbiarz, który pewnego dnia porzuca dotychczasowe życie i wyrusza do tajemniczego Poświatowa, gdzie zamieszkuje w opuszczonym dworcu kolejowym. Podążają wraz z nim żona Marta, dzieci oraz specyficzny brat Błażej. Piszę specyficzny, gdyż po pewnej wycieczce do Toskanii, Błażej całkowicie odciął się od świata zewnętrznego i przebywa jedynie w sobie. To właśnie on jest narratorem całej powieście, to z jego perspektywy, z jego wnętrza dowiadujemy się o wszystkim. Tylko Błażej, nasz Błażej.
Bardzo zaimponowała mi odważna decyzja Szostaka. Pierwszoosobowy styl narracji, w dodatku kiedy opowiadający jest człowiekiem, którego otoczenie ma za niepełnosprawnego, musiał być nie lada wyzwaniem. Autor poradził sobie iście po mistrzowsku, szczególnie zaś widać to w momentach, gdy omawiane są kwestie erotyzmu, seksualności, indywidualności. Błażej nie pojmuje ich jak przeciętny człowiek, ale nie mamy tutaj także świata dziecięcej naiwności, w jaki pewnie uciekłaby większość twórców, pragnąc pokazać umysł niepełnosprawnego. Zresztą wnętrze Błażeja jest tak trudne do jednoznacznej oceny, że ja sam, nawet sporo po lekturze, nie jestem do końca pewien, czy zatrzymał się on w rozwoju, czy wkroczył na wyższy stopień świadomości.
Z pewnością nie powinno się czytać „Wróżenia…” zbyt szybko. Objętościowo nie prezentują się zbyt imponująco, jednakże cechuje je kompletny brak dialogów, a także specyficzność przedstawionych sytuacji. Brak metafor, brak wyszukanych środków artystycznych, wszystko powiedziano niby wprost, ale jakby podskórnie można wyczuć, że Błażej wyglądałby zupełnie inaczej w naszej kulawej, niedoskonałej rzeczywistości. To skłania do własnych przemyśleń.
Szostak ma rzadki dar śmieszno-strasznego opisywania bohaterów, przez co wydają się oni jakby żywcem wyjęci z prawdziwego świata. Doskonale widać to na przykładzie matki Błażeja i Mateusza, kobiety, jakich tysiące można spotkać w swoim życiu. Rozchwiana emocjonalnie, przeświadczona o własnym złym losie, uwięziona w sidłach dziwacznej wstydliwości, żyjąca w królestwie namawiania (za czym kryje się niezdolność do podejmowania decyzji) i dobrych rad. Błażej jednak nie mówi nam tego wszystkiego wprost, jedynie opisuje dane sytuacje mocno bezosobowo, skupiając się na zewnętrzności. Nie krytykuje, ale właśnie ten brak krytyki jest najbardziej krytyczny.
Wydawnictwo wykonało kawał solidnej roboty. Twarda okładka z obrazkiem, nienachalnie nawiązującym do treści wygląda bardzo przyjemnie. Zdecydowano się na dużą czcionkę ze sporą interlinią, co znacznie ułatwia czytanie przy słabym oświetleniu, na przykład wieczorową porą w autobusie. Jest też bardzo wytrzymała – mimo wielokrotnego przewożenia jej w torbie czy plecaku wciąż wygląda, jakby ściągnięto ją ze sklepowej półki. Świetne połączenie estetyki z funkcjonalnością.
„Wróżenie z wnętrzności” jest tytułem, z którego wyziera pesymizm. A właściwie nie wyziera, tylko wylewa się całymi falami. Nieuchronne fatum, wiszące nad każdym człowiekiem, zawsze w końcu zwycięża, zaś my możemy zachowywać się co najwyżej jak bierni obserwatorzy, godnie przyjmujący dawno wydane wyroki, z których od zawsze zdawaliśmy sobie sprawę. Tylko czasem, w trudnych momentach, chociaż wiemy, że nic to nie da, próbujemy zawalczyć, połudzić się co do ludzkiej natury.
Recenzowany przeze mnie tytuł nie przypadnie do gustu każdemu. Większa część tekstu skupia się na codziennych wydarzeniach z życia opuszczonego dworca Poświatowa i na przemyśleniach Błażeja. Aby czerpać satysfakcję z czytania, musimy także dać coś od siebie, analizować i poddawać przemyśleniom. Osobiście wprost przepadam za książkami, zmuszającymi do intelektualnego wysiłku, zaś tych, wpędzających mnie w prawdziwą melancholię i zadumę, jest naprawdę niewiele.
Dziękujemy wydawnictwu Powergraph za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz