Więzień labiryntu

4 minuty czytania

Boom na młodzieżowe produkcje fantastyczne nie słabnie. Zazwyczaj ścieżka postępowania wygląda tak, że najpierw pojawia się książka, odnosząca większy bądź mniejszy sukces, a następnie w punkcie kulminacyjnym popularności kręcony jest film. Efekt jest bardzo różnorodny. "Dawca pamięci" kompletnie mnie rozczarował. "Igrzyska śmierci" miały swoje wzloty i upadki, jednak po obejrzeniu czterech części stwierdzam, że zdecydowanie warto poświęcić na nie swój czas. "Niezgodna" również wypadła ciekawie, jednakże jej kontynuacja, "Zbuntowana", to kompletnie niepotrzebna, chybiona produkcja. Książki Jamesa Dashnera nie czytałem, więc nie miałem praktycznie żadnych oczekiwań w stosunku do ekranizacji... No, może delikatnie nastawiony byłem pozytywnie dzięki dobrej ocenie powieści przez krzyslewego – zrównało się to jednak prędko, gdy dowiedziałem się, iż "Więzień labiryntu" jest pełnometrażowym debiutem reżysera, Wesa Balla. Co koniec końców ukazało się na ekranie?

więzień labiryntu

Film od razu zaczyna się tajemniczo. W windzie-klatce wyjeżdża na polanę pełną młodych chłopców inny nastolatek. Nie wie, jak się nazywa, dlaczego się tam znalazł czy w ogóle co jest grane. Śmiejące się dzieci wrzucają protagonistę do strzeżonego dołu, aby się uspokoił, po czym zapoznają go z sytuacją – aż tyle do opowiadania nie ma. Tak naprawdę nikt nie ma pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Wiadomo jedynie, że co miesiąc razem z zapasami do Strefy wjeżdża również chłopiec. Dzieci zorganizowały sobie tam życie całkiem zgrabnie i podzieliły role między siebie, aby każdy był przydatny dla społeczności. Najważniejsi są Zwiadowcy, którzy codziennie wbiegają do otaczającego polanę labiryntu w poszukiwaniu wyjścia. Zadanie jest wielce niebezpieczne, bowiem za murami grasują bóldożercy, zabijający każdego, kto się do nich zbliży. Przywódca grupy szybko zauważa, że Thomas (w końcu protagoniście udaje się przypomnieć swoje imię) jest inny od reszty nastolatków. Fakt, że coś się zmieni w życiu Strefowców, potwierdza przybycie w klatce Teresy, pierwszej dziewczyny przysłanej na polanę.

więzień labiryntu

Zaciekawienie widza od samego początku było świetnym ruchem reżysera. Nic tak nie wciąga, jak porządnie zrealizowana atmosfera tajemnicy. Nie ma tu miejsca na nudę, co chwilę dzieje się coś ciekawego. Jak to w takim gatunku również bywa, Thomas prędko nawiązuje mocne przyjaźnie, jak i z niewiadomego względu zyskuje potężnego wroga. Zazwyczaj nagromadzenie tylu nastoletnich aktorów w jednym miejscu sprawia, że zaczynam zaniżać ich wspólną ocenę gry aktorskiej, ponieważ większość zwyczajnie nie ma talentu, a warsztat ma okropnie drewniany. Tymczasem tutaj nic takiego nie miało miejsca. Dzieciaki wcielają się w swoje role dobrze i przekonująco. Spora w tym zasługa scenografa, który zadbał o najdrobniejsze szczegóły wyglądu Strefy. Chłopcy ubrani są w ręcznie wykonane stroje, posiadają prymitywną broń, śpią w hamakach i mieszkają w drewniano-bambusowych chatkach. Mimo że ułożyli sobie życie i są względnie zadowoleni z tego, jak sobie radzą, czuć bijący od nich strach oraz pewnego rodzaju rezygnację, że nigdy już nie uciekną i nie zobaczą swoich rodziców, których nawet nie pamiętają.

więzień labiryntu

W odróżnieniu od innych chłopców, którzy w większości boją się labiryntu, protagonistę strasznie do niego ciągnie. Nie potrafi zrozumieć, jak przez 3 lata nastolatkom nie udało się znaleźć żadnego wyjścia ze Strefy. Jako że chcemy poznać zagadkę labiryntu, kibicujemy głównemu bohaterowi, aby udało mu się tam wejść, co oczywiście następuje bardzo szybko. To właśnie wydarzenia rozgrywające się poza polaną napędzają akcję. Wszystko szłoby gładko, gdyby nie fakt, iż wejście do labiryntu zamyka się wieczorem i otwiera dopiero rano. A nikt jeszcze nie przeżył nocy wewnątrz... Surowe, obrośnięte bluszczem mury dodatkowo potęgują atmosferę napięcia. Całkiem nieźle wykonano także bóldożerców. Potwory budzą grozę i nie dziwimy się już, dlaczego nikt nie przeżywa spotkania z nimi.

Nikogo nie zaskoczy na pewno fakt, że między Thomasem a pierwszą dziewczyną Strefy, Teresą, czuć chemię. Na szczęście wątek miłosny jest nienachalny i między bohaterami praktycznie nic nie zachodzi. Świetny ruch ze strony Wesa Balla – widać, że postanowił, aby uczucie między bohaterami dojrzało i rozwinęło się w kolejnych częściach. Widocznie podziela pogląd, iż źle rozegrany wątek miłosny, czyli nagłe, zupełne od czapy obściskiwanie się protagonistów, źle wpływa na odbiór produkcji przez nieco starszych widzów. Co więcej, scenarzyści nie boją pozbywać się ważnych dla fabuły nastolatków, z którymi już zdążyliśmy się związać. Wiadomo, że trzecioplanowe postacie ledwo zapadające w pamięć zawsze będą ginąć, ale śmierć pierwszoplanowego bohatera jest poważnym ciosem dla widza. Sprawia to, iż wydarzenia śledzimy z niesłabnącą ciekawością, bo nie wiemy, kto dotrwa do końca seansu.

więzień labiryntu więzień labiryntu

O bohaterach już nieco powiedziałem, pora rozwinąć ten wątek. Jeżeli chodzi o dwójkę protagonistów – Thomasa i Teresę – nie jestem do końca z nich zadowolony. Nie denerwują, ale także nie pokazują niczego wyjątkowego. Właściwie dziewczyna jest najgorszym punktem obsady. Odgrywająca ją Kaya Scodelario ma prawie cały czas minę zbitego psa i nie wiadomo, o co jej chodzi. Dylan O'Brien, czyli Thomas, powinien zwyczajnie nieco podszkolić swój warsztat, a będzie naprawdę miodzio. Najmocniejszym punktem "Więźnia labiryntu" są Ki Hong Lee (Minho) i Thomas Brodie-Sangster (Newt) – chłopaki świetnie oddają wielowymiarowość swoich postaci, a w ich grze aktorskiej czuć ciężar lat spędzonych w Strefie. Blake Cooper (Chuck) trochę nieporadnie radzi sobie ze swoją rolą, niemniej i tak jest dosyć przekonujący jako najmłodszy dzieciak na polanie i przyjaciel Thomasa. Will Poulter (Gally) doskonale wcielił się we wroga protagonisty, również pokazując różne twarze, a nie jednowymiarową nienawiść, bo ktoś musi być antagonistą.

więzień labiryntu

Podsumowując, "Więzień labiryntu" to naprawdę dobry film młodzieżowy. Świetna atmosfera tajemnicy oraz nieustanne zwroty akcji solidnie przykuwają do fotela. Sam labirynt robi największe wrażenie i ulokowanie w nim sporej ilości wydarzeń było doskonałym posunięciem. Gra aktorska stoi na niezłym poziomie, dzięki czemu bohaterowie nie irytują, a przekonują swoją prawdziwością. Zakończenie jest mocne i jednocześnie satysfakcjonuje, lecz również rodzi obawy dotyczące kontynuacji produkcji o podtytule "Próby ognia". Mam nadzieję, że są one płonne, gdyż bardzo bym nie chciał, aby film podzielił losy "Zbuntowanej". Niemniej jednak odsuwając od siebie te rozważania, póki co polecam obejrzeć "Więźnia labiryntu", bo to fajna, solidna produkcja! Udany debiut, panie Ball.

Ocena Game Exe
8
Ocena użytkowników
8.17 Średnia z 3 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Najlepszy film jaki kiedykolwiek obejrzalam (ogladam go juz z 15raz)

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...