Życie na wsi proste nie jest. Co rusz jakaś harpia, strzyga czy inna skwara zagnieżdża się w okolicy i terroryzuje biednych ludzi. Często jedynym rozwiązaniem okazuje się pomoc wiedźmy. Co prawda społeczeństwo ufa im niewiele bardziej niż wszelkim potworom (tym drugim przynajmniej nie trzeba płacić), ale skoro na inne wsparcie nie ma co liczyć... Znana już czytelnikom cyklu "Kroniki Belorskie" pogromczyni wszelakiej pomroki, równie bystra co złośliwa Wolha Redna wędruje więc od wsi do wsi, by uwolnić wieśniaków od utrapień i nadmiaru pieniędzy. Sześć nieprzesadnie długich opowiadań opowiada o jej kolejnych przygodach. Siódme zaś to swojego rodzaju bonus, jednak o tym w swoim czasie.
Olga Gromyko z charakterystycznym dla siebie humorem opisuje zmagania Wolhy – zarówno z pomroką, jak i nie mniej upierdliwymi ludźmi. Poszczególne opowiadania czyta się z przyjemnością głównie dzięki lekkiemu stylowi autorki. Jest zabawnie, momentami sarkastycznie. Główna bohaterka budzi sympatię. Gromyko chyba lubi tworzyć postaci z pazurem, nie tylko zaradne, lecz także pyskate, bo taka jest też Szelena, protagonistka innej powieści z serii. Sama Wolha wydaje się luźną wariacją na temat wiedźmina Geralta. Powiedziałabym – bez złośliwości – że to "Wiedźmin" w odrobinę grafomańskim wydaniu. Jak pisałam niedawno w recenzji "Wiernych wrogów", ten styl pisania nie każdemu przypadnie do gustu. Ja (zazwyczaj) go kupuję.
Zazwyczaj – słowo klucz. Lubię, gdy jest lekko i przyjemnie, ale do pełni szczęścia brakuje jeszcze ciekawej historii. A z tym w przypadku "Wiedźmich opowieści" jest ciut gorzej. Kolejne opowiadania są schematyczne, podobne do siebie i już po kilku dniach od lektury giną w mrokach niepamięci. Autorka starała się o urozmaicenie, niestety przy tak krótkich tekstach i powtarzających się motywach niespecjalnie jej się to udało. Chwilami miałam wrażenie, że Gromyko korzystała z gotowego wzoru, zmieniając tylko nieznacznie dekoracje. Chyba wolałabym, by zrezygnować z dwóch lub trzech tekstów, w zamian zaś minimalnie rozbudować pozostałe.
Odbiór całego zbioru ratuje ostatnie, siódme opowiadanie. A tak naprawdę siódme i ósme, bo w ramach jednego rozdziału mamy tu dwa lekko powiązane ze sobą teksty. Tym razem nie pojawia się w nich Wolha. Zamiast niej jest Wasylisa, Kościej i inne postacie znane z rosyjskiego folkloru. Olga Gromyko postanowiła wziąć na warsztat klasyczne bajki i opowiedzieć czytelnikom, jak to było "naprawdę". Nie jestem niestety znawczynią tematu, a ze względu na wariantywność bajek nie umiem też określić, w jakim stopniu znalezione przeze mnie w internecie utwory zgadzają się z tymi, które wzięła na warsztat pisarka. Bazując na mocno ograniczonej wiedzy, sądzę, że Gromyko dokonała dość znaczących przeróbek, a w rezultacie powstała opowieść atrakcyjna dla współczesnego odbiorcy. Jednocześnie jednak, co ciekawe, udało się jej zachować elementy bardzo charakterystyczne dla baśni, jak np. występowanie magicznych przedmiotów czy zasadę troistości. I najważniejsze – udało się stworzyć coś niebanalnego, interesującego i jak to u Olgi Gromyko bywa – zabawnego. Jak dobrze, że wydawnictwo Papierowy Księżyc zdecydowało się na zamieszczenie w tomie tego dodatkowego opowiadania.
"Wiedźmie opowieści" odrobinę rozczarowują. Opowiadania dotyczące Wolhy byłyby dobrym materiałem do umieszczenia na stronie internetowej jako darmowy bonus dla czytelników. Są przyjemne, ale nic nie wnoszą. Ostatni, zamieszczony niejako na doczepkę tekst "Bajka kłamie, poznajcie prawdę", pozytywnie wyróżnia się na tle pozostałych i znacząco wpływa na końcową ocenę.
Dziękujemy wydawnictwu Papierowy Księżyc za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz