Recenzując "Wiernych wrogów", wspomniałam, że książki autorstwa Olgi Gromyko znacząco przyczyniły się do zainteresowania literaturą zza wschodniej granicy. Nie bez powodu zresztą – cykl o wiedźmie podbił moje serce, a późniejsze zapoznanie się z Szeleną jedynie potwierdziło wyrobioną już opinię o autorce. Nic więc dziwnego, że sięgając po kolejną pozycję, miałam naprawdę wielką nadzieję na fantastycznie spędzony czas. Niestety, srodze się zawiodłam. Kochana autorko: przykro mi, nie tędy droga, zawróć!
O jakości "Widzącej" wiele mówi fakt, iż często-gęsto miewam problemy z przypomnieniem sobie imienia głównej bohaterki. Ryska. Proste, nieskomplikowane, w sam raz dla kogoś, kto zamieszkuje w wiosce, gdzie psy szczekają nie tym końcem, co trzeba, i bieda wygląda z każdego kąta. Dziewczynka – bo dla odmiany mamy do czynienia z dzieckiem niebędącym świadomym swych talentów – łatwego życia zdecydowanie nie miała, choćby z tego względu, że nie przyszła na świat z miłości. A jak wiele znaczyła dla swej rodziny pięknie określa fakt, że właściwie została sprzedana do majątku brata ojczyma, by pracować jako służąca. W zamian za umorzenie długów...
Do połowy książki tak naprawdę nie dzieje się nic. Bo i jakież przygody może przeżywać dziecko? Ot, krowa się wystraszy i ucieknie, modlik (czyli kapłan) odstawi swój obowiązkowy teatrzyk, chłopcy pogonią... Typowa wiejska rzeczywistość. Nie przeczę, pojawia się kilka istotniejszych dla fabuły wydarzeń, ale to po prostu nie to. Na szczęście autorka nie zamroziła wieku bohaterki, w efekcie czego wreszcie naprawdę zaczyna się coś dziać. Nastolatka – choć patrząc na realia, należałoby ją zaklasyfikować już jako osobę dorosłą, zwłaszcza że nie ma żadnych przeciwwskazań do wydania jej za mąż – wykrada krowę (tak, dobrze czytacie – krowę! W tym świecie jeździ się na poczciwych krasulach) i rusza w świat, gdzie ratuje życie pewnego gadającego szczura...
Nie da się ukryć, że "Widząca" jest zgoła odmiennym światem od znanej już Belorii. Tu jeździ się na krowach, zamiast leszego w przekleństwach wzywa się saszego, a kapłani są ochrzczeni mianem modlika. Wiedźmy, wampiry, wilkołaki? A gdzie tam! Ale czy to znaczy, że magii tu nie ma? Skądże znowu – jak najbardziej jest. Tylko zamiast ciskania bojowych zaklęć, uświadczymy tu raczej zaglądania w przyszłość i zmiany jej torów. Adekwatne do tytułu, prawda? Niemniej świat ten jest przykładnie wypełniony bohaterami, którzy papierowi nie są, co się chwali.
Główna bohaterka – Ryska – jest niemalże całkowitym przeciwieństwem swoich poprzedniczek. Troszkę niezgrabna, płochliwa, wstydliwa, nieśmiała, ale pełna dobroci. I jak stereotypowa kobieta z tej klasy społecznej marzy o założeniu własnej rodziny. Na szczęście w tej pozornej bezbarwności pojawiają się kolory; dziewczę potrafi wystawić pazur. To jednak nie czyni z niej mojej ulubionej postaci. Już bardziej cenię sobie Żara – chłopaka właściwie dobrego, lecz zwichrowanego, który podążył nie w tę stronę, co trzeba. A najbardziej... szczura. Peany na cześć Alka – bo tak się zwie ów gryzoń – mogłabym pisać w nieskończoność. Jest cudownie złośliwy, rozkosznie paskudny, wspaniale charakterny. Prawdę powiedziawszy, z chęcią zobaczyłabym go na miejscu Ryski, nie zaś obok niej...
Nie da się odmówić autorce umiejętności wykreowania ciekawego świata, bohaterów i – w ostatecznym rozrachunku – dobrej historii, choć mającej mankamenty w sposobie jej prowadzenia. Niemniej wszystkie wymienione usterki jeszcze byłabym w stanie przełknąć, gdyby nie jedna rzecz – styl pisania. Zapłakałam rzewnie, bo choć wciąż pozostał lekki, to zabrakło mu tak uwielbianej przeze mnie ostrości i dowcipu. Momenty, które naprawdę mnie rozbawiły, można policzyć na palcach jednej ręki. No, niech będzie, że dwóch.
Od strony technicznej książka prezentuje się naprawdę solidnie. Grzbiet nie wieszczy szybkiego udania się w zaświaty, a na okładce z przyjemnością można zawiesić oko. Trochę gorzej, gdy zerknie się do środka – korekta niestety nie stanęła na wysokości zadania, zastanawia też identyczna jak w przypadku "Wiernych wrogów" oprawa graficzna w postaci ozdobników na rogach i runicznych zastępców niezbędnych w każdej powieści trzech gwiazdek. Zrozumiałabym, gdyby "Widząca" była kontynuacją cyklu beloryjskiego, ale tak nie jest, a co za tym idzie – raczej wypadałoby podkreślić jej odrębność, prawda?
Wystawienie końcowej oceny w tym przypadku jest niezwykle trudne. Z jednej strony zawiedzione nadzieje, z drugiej wciąż lektura, którą można przeczytać z przyjemnością (a skłamałabym, gdybym stwierdziła, iż to była katorga). Myślę jednak, że z czystym sumieniem mogę polecić ją zarówno zagorzałym fanom Olgi, jak i tym, co dopiero rozpoczynają przygodę z dziełami tej autorki. Mimo wszystko przestrzegam przed ustawianiem wysokiej poprzeczki, bo być może nawet nie uda się jej dotknąć, radośnie przefruwając pod spodem, zamiast nad. I choć mocno kręcę nosem na pierwszy tom "Roku Szczura", nie zaprzeczę: potencjał jest. I oby został rozwinięty.
Dziękujemy wydawnictwu Papierowy Księżyc za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz