- Z tobą tak nie będzie.
Odwróciłam się od okna saloniku i zobaczyłam wchodzącą Rae.
- Ciebie nie przeniosą tak jak jej. – Usiadła na sofie. – Bo tego się boisz, prawda? To dlatego przez cały dzień wypowiedziałaś może dziesięć słów.
- Przepraszam, jestem cała...
- Roztrzęsiona?
Przytaknęłam. Miała rację, chociaż wszystko wyglądało inaczej, niż przypuszczała.
- Posłuchaj, Chloe, żeby się stąd wydostać, trzeba grać – mówiła półgłosem. – Cokolwiek myślisz o nich, o ich etykietkach, kiwaj głową i uśmiechaj się. "Tak, doktor Gill. Z pewnością ma pani rację. Chcę wyzdrowieć i tylko to się liczy, pani doktor". Trzymaj się tego, a niedługo w ślad za Peterem wyjdziesz frontowymi drzwiami i zostawisz za sobą Lyle House. Obie wyjdziemy. A wtedy przyślę ci rachunek za poradę.
Zmusiłam się do uśmiechu. Z tego, co widziałam, Rae była wzorową pacjentką, więc czemu ciągle tutaj była?
- Ile to trwa przeciętnie? – spytałam.
Wygodnie rozparła się na sofie.
- Myślę, że kilka miesięcy.
- M-mmiesięcy?
- Tyle był tutaj Peter. Tori odrobinę dłużej. Derek i Simon są tutaj od trzech miesięcy.
- Trzy miesiące?
- Tak mi się wydaje, ale mogę się mylić. Przed tobą ja i Liz byłyśmy nowe. Trzy tygodnie, ja kilka dni wcześniej.
- Ale mnie... mnie mówili, że to tylko na dwa tygodnie.
Wzruszyła ramieniem.
- No więc z tobą sprawa jest inna; masz szczęście.
- A może chodziło o to, że minimum dwa tygodnie?
Wyprostowała nogę i trąciła mnie w kolano.
- Nie bądź taka ponura. Przecież towarzystwo nie jest takie najgorsze, co?
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz