Można się domyślić, iż duchy nie przez przypadek nie ukazują się każdemu. Wyobraźcie sobie, że spokojnie spacerują ulicami, opalają na ławkach i z zaciekawieniem na twarzy wpatrują w telewizor. Jednak dla Chloe Saunders, głównej bohaterki „Wezwania”, taka rzeczywistość jest jak najbardziej realna.
Zaczyna się jednak całkiem zwyczajnie. Piętnastoletnia dziewczyna uczęszcza do jednej ze szkół. Nie wyróżnia się niczym niezwykłym, nie cieszy zainteresowaniem koleżanek i chłopaków. Po kilku kolejnych stronach dowiadujemy się, że straciła matkę i mieszka z ciotką, podczas gdy ojciec w odległym od Buffalo Berlinie pracuje na dobrobyt rodziny. Nie może dopilnować córki, przez co nie jest świadom procesu dojrzewania Chloe. Główna bohaterka pragnie się wyróżniać, zyskać nieco śmiałości. Nie pamięta strasznej piwnicy z dzieciństwa aż do niewinnego z pozoru dnia, kiedy ostrzega wiozącego ją szofera o dziecku, które zaraz wyskoczy przed maskę samochodu. Okazuje się, że tak naprawdę nikogo tam nie było.
W szkole nie jest wcale lepiej, gdy Chloe nie tylko widzi, ale i słyszy zjawę dawnego woźnego, który uległ licznym poparzeniom. Przestraszona dziewczyna wpada w panikę i próbuje uciekać przez okno. Koniec końców powstrzymują ją przed tym nauczyciele i wspólnie z ciotką Lauren postanawiają umieścić w specjalnym ośrodku. Lyle House, bo takie nosi miano ta placówka, zajmuje się „trudną” młodzieżą. Dwa tygodnie podporządkowania się, przyjmowania leków i wolność – tak myślała Chloe, dopóki nie odkryła, że pozostali umieszczeni tu niepełnoletni posiadają niezwykłe umiejętności, zaś sam Lyle House nie jest tym, na co wygląda.
Zakreślona w ten sposób historia przekazywana jest nam w narracji pierwszoosobowej, dzięki czemu śledzimy wydarzenia oczami Chloe. W związku z tym Kelley Armstrong podjęła się roli nastolatki, która widzi świat w dość specyficzny sposób. Przede wszystkim pojawiają się nawiązania do kultury młodzieżowej, jak też odpowiedni dobór słów. Co prawda „cool” pojawia się dosyć często, niemniej autorka nie potrafiła wyzbyć się nawyków językowych, których przecież nabiera się właśnie z wiekiem. Przez to niektóre dialogi brzmią sztucznie i zbyt wysublimowanie. Nie są to częste sytuacje, ale niekiedy aż prosi się o uproszczenie wypowiedzi, jak też ja to czyniłem, gdy miało się to naście lat.
Niemniej Kelley Armstrong należy oddać, iż postacie pierwszoplanowe przygotowała bardzo dobrze. To nie tylko imiona i manekiny potrzebne do rozmowy, ale osobowości, z których każda otrzymała nieco inny zestaw cech. Szkoda tylko, że tak mało poznajemy ich historii, ale pewnie stanie się to udziałem kolejnych części, w tym zapowiadanego już „Przebudzenia”. Gorzej ma się sytuacja z bohaterami drugoplanowymi, jak ciotka Lauren czy ojciec Chloe – ci są przedstawieni bardzo pobieżnie, wciśnięci w z góry określone ramy i pozbawieni jakiejś indywidualności. Mówiąc krócej – są, bo ktoś się musiał Chloe zająć.
Najważniejsza jest jednak historia. Widać, że Kelley Armstrong nie chciała eksperymentować i do świata książki wprowadziła wiedźmy, wilkołaki czy nekromantów. Wątki nadprzyrodzone odgrywają tu niepoślednią rolę, ale chodziło o pokazanie zmagań Chloe z prawdą o własnych możliwościach, które próbowała tłumić czy też ignorować. Niestety, główna bohaterka w tej walce zachowuje się niejednorodnie – raz czytamy, iż jest przerażona, nieco dalej rozmawia spokojnie ze zmarłymi, zadając im konkretne pytania. A skoro o nich mowa – na początku są zdolne mówić tylko monosylabami, potem nagle zdolne są do dłuższych wypowiedzi. Czyżby nagle moc Chloe wzrosła w jakiś magiczny sposób?
Nim zdecyduję się na ostateczną ocenę, wspomnę jeszcze o kwestiach związanych z polskim wydaniem „Wezwania”. Mamy tutaj klasyczną okładkę, na której widnieje główna bohaterka i jej naszyjnik. Z początku skłaniałem się ku ganieniu wykorzystywania oklepanego motywu graficznego, ale doszedłem do wniosku, iż prezentuje klasyczne piękno, które spodobać się powinno każdemu. W środku nie natknąłem się na żadną literówkę, choć przyznaję się, że szukałem takowej z dużym zaangażowaniem. Mógłbym ponarzekać jeszcze na krótkie rozdziały, które są moim zdaniem wprowadzone nieco na siłę, ale wina za ten stan rzeczy niekoniecznie musi leżeć po stronie polskiego wydawcy.
Nadeszła pora na podsumowanie. Książkę czytało mi się przyjemnie, choć końcówka mogła momentami nieco nużyć. Akcja poprowadzona konsekwentnie i szybko, bez nadmiernego rozdmuchania wcale niepotrzebnymi opisami. Główna bohaterka wyrazista, opisana jednak nieco nieumiejętnie, przez co wydaje się, że wcale nie ma tych 15 lat. Uważam jednak, że przeczytać warto i po kolejną część sięgnę, gdyż zaczynając skromniej jest szansa na to, by osiągnąć wyższy poziom, czego też Kelley Armstrong życzę. Wierzę, że się uda tak, jak wierzę w duchy.
Dziękujemy wydawnictwu Zysk i S-ka za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz