Po czterech około 600-stronicowych wydaniach zbiorczych przygód Miyamoto Usagiego przyszedł czas na cofnięcie się do jego początków lub na rozpoczęcie niezwykłej wędrówki po feudalnej Japonii.
Bez wchodzenia w licencyjne szczegóły – Stan Sakai stworzył dla Fantagraphics kilka części o króliku roninie, nim ten na dobre zagościł w Dark Horse Comics, i to właśnie od historyjek wydanych w tym drugim wydawnictwie rozpoczął Egmont. W marcu ukazał się pierwszy z dwóch tomiszczy "Usagiego Yojimbo" opatrzonych podtytułem "Początek", które uzupełniają lukę spowodowaną zamieszaniem z prawami autorskimi. Jakością wydania nowy tom nie ustępuje poprzednikom, lecz niestety lista dodatków w "Usagi Yojimbo Początek. Księga #01" kończy się na galerii okładek. Tym razem zabrakło notatek samego Stana Sakaia, opowiadającego o inspiracjach do poszczególnych opowieści.
Czas i miejsce akcji oczywiście pozostają bez zmian. Śledzimy losy Usagiego, królika wiodącego żywot wędrownego ronina odkąd zginął jego dotychczasowy pan. Pierwsza księga zbiera zarówno krótsze historyjki, jak i złożone z kilku części rozpisanych łącznie na kilkadziesiąt stron. Kto miał do czynienia z dziełem Sakaiego, ten wie, że autor tworzy też większe wątki, powracające niekiedy po dobrych kilku rozdziałach przerwy, jak chociażby spisek wymierzony w szoguna.
W skrócie:, nowi czytelnicy otrzymują idealną okazję, żeby rzucić się w wir przygody i dołączyć do uszatego ronina na szlaku pełnym niebezpieczeństw, ale także pięknych chwil i znajomości. Sakai po mistrzowsku wyciąga esencję z samurajskich opowieści, czerpie garściami z historii, legend i mitów Japonii oraz wrzuca je do kociołka z wyrazistymi bohaterami. Lektura obowiązkowa.
Z kolei osoby znające królika ronina mogą dzięki temu tomowi dowiedzieć się wielu rzeczy, np. jak poznał on Gena i Tomoe, a doszło do tego w burzliwych okolicznościach. Ciekawostką jest też nieco odmienne przedstawienie Usagiego w pierwszych rozdziałach. Różnił się bowiem nie tylko wyglądem, lecz także charakterem – odnosił się do innych z mniejszym szacunkiem, bardziej wskazywał na swój status społeczny, był twardszy i mniej pobłażliwy. Na szczęście Sakai później wygładził charakter postaci.
Poznanie pierwszych historii z Usagim uświadamia, że na przestrzeni lat styl autora ewoluował jedynie w nikłym stopniu. Wprawdzie w pierwszych rozdziałach główny bohater wyglądał nieco inaczej (grubiej/hardziej), jednak artysta szybko przestawił się na dobrze znany wizerunek króliczego ronina. Większe zmiany zaszły w prezentowaniu walk. W nowszych historiach Sakai wielokrotnie przedstawia pojedyncze postacie mierzące się z całym tłumem albo serwuje czytelnikom rozstrzygające się w paru kadrach pojedynki dwóch szermierzy. Tymczasem w początkowych rozdziałach autor – prócz scen zbiorowych – nie stronił od dłuższych wymian ciosów, precyzyjnie prezentujących uderzenia stali, i trzeba przyznać, że wychodziły mu całkiem nieźle.
Już początkowe przygody Usagiego pokazywały to, czym w kolejnych pracach zachwycał i do dziś zachwyca Sakai. Proste, ale miłe dla oka rysunki uzupełniają niesamowicie wciągające historie o króliku roninie. Równocześnie autor dba, aby w otoczeniu głównego bohatera pojawiały się inne, nie mniej ciekawe postacie, sam Usagi zaś wplątywał się w coraz to nowe tarapaty. Koniecznie trzeba przetestować tę serię na własnej skórze, nawet jeśli na ogół nie po drodze wam z antropomorficznymi zwierzętami.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz