Trzy stygmaty Palmera Eldritcha

4 minuty czytania

trzy stygmaty palmera eldritcha, okładka

"Trzy stygmaty Palmera Eldritcha" to jedno z najbardziej znanych dzieł Philipa K. Dicka. Jeżeli ktoś nie miał styczności z powieściami tego pisarza, na pewno nie powinien zaczynać swojej przygody z Dickiem od recenzowanej przeze mnie książki, jako że jest to jedna z najtrudniejszych pozycji z jego biblioteki. Ponadto wprawiony "dickomaniak" wyłapie z niej o wiele więcej smaczków niż ktoś, kto pierwszy raz ma styczność z tym autorem. O czym więc jest to dzieło i co wyróżnia je np. od "Ubika" czy "Blade Runnera"?

Akcja rozgrywa się w bliżej nieokreślonej przyszłości. Technologia rozwinęła się tak dalece, że możliwy stał się podbój kosmosu. Ziemia stopniowo staje się coraz bardziej przeludniona, więc poszczególni obywatele dostają przymusowe karty powołania do kolonii na Marsie. Tak też dzieje się z głównym bohaterem powieści, Barneyem Mayersonem, pracującym jako jasnowidz-prognosta w firmie P. P. Layouts, zajmującej się produkcją zestawów Perky Pat. Przedmioty te można porównać do znanych wszystkim zestawów lalek Barbie. Nie są to jednak zwykłe kukiełki, mieszkające w plastikowych domkach. Tak naprawdę, jest to jedyna droga ucieczki kolonistów od ponurej rzeczywistości Marsa – gdzie nie ma praktycznie nic, rośliny bardzo ciężko się uprawia, a ludzie mieszkają w barakach. Dzięki zażyciu nielegalnego narkotyku Can-D (nota bene rozprowadzanego również nielegalnie przez P. P. Layouts), koloniści na określony czas mogą stać się Pat oraz jej chłopakiem Waltem.

Skąd więc w tytule powieści wziął się Palmer Eldritch? Swego czasu był to prężny biznesmen, który wyruszył do układu Proximy, aby zmodernizować autofabryki kosmitów na sposób ziemski. Teraz, po wielu latach, mężczyzna ten wraca na Ziemię, przywożąc ze sobą specjalny porost, zwany Chew-Z. Jest to zarazem narkotyk, który jednakże nie wymaga do działania jakichkolwiek zestawów. Zgodnie z hasłem reklamowym – "Bóg obiecuje życie wieczne, my je dajemy" – po zażyciu rośliny można przenieść się w inną rzeczywistość, kontrolowaną przez spożywającego porost. Brzmi pięknie i powoli Chew-Z, całkowicie legalny, zaczyna wypierać z rynku Can-D. Jednakże Leo Bulero, właściciel P. P. Layouts, oraz Barney poznają mroczną stronę narkotyku, pozwalającą im przypuszczać, że to nie Palmer Eldritch wrócił z Proximy...

Tak właśnie można bardzo pobieżnie zreferować fabułę "Trzech stygmatów Palmera Eldritcha". Jest to opis bardzo powierzchowny, odbierający książce głębię, jednakże nie można go inaczej przedstawić nie zdradzając zbyt wiele, co skutecznie neutralizowałoby zabawę płynącą z powieści. Równie krzywdząca jest powierzchowna interpretacja książki. Spokojnie można powiedzieć, że Can-D (ang. cukierek) oraz Chew-Z (ang. można naciągnąć do: mordoklejka) służą za ostrzeżenie przeciwko narkotykom. Jak powszechnie wiadomo, Dick był koneserem różnorakich środków halucyno- i psychogennych, także nic dziwnego, że postanowił fabułę tego dzieła zawiązać właśnie wokół używek. Przymusowe przesiedlenie do kolonii również można interpretować jako protest przeciwko powołaniom do walki w Wietnamie.

trzy stygmaty palmera eldritcha

Pod wieloma względami powieść ta jest klasycznym s-f. Mamy świat przyszłości, w którym ludzkość osiągnęła już stan podróży międzyplanetarnych, a wręcz kolonizacji innych planet; jest rozwój eugeniczny (tak zwana Terapia E, powodująca rozrost kory mózgowej); globalne ocieplenie, sprawiające, że wszyscy muszą nieustannie kryć się przed nim w budynkach; w końcu są kosmici. Zetknięcie z obcą cywilizacją zawsze fascynowało człowieka. Zdarzenie to przedstawiano różnorodnie: jako najazd obcych na Ziemię, potwory grasujące w kosmosie czy mniej lub bardziej humanoidalne istoty. Dick poszedł o krok dalej, kompletnie zostawiając za sobą stereotypowy pogląd na tę sprawę. Kto w końcu powiedział, że musimy wiedzieć, kiedy zetkniemy się z obcą cywilizacją? Może wiedza ta dostępna będzie tylko nielicznym i to oni będą musieli się zmierzyć z jej konsekwencjami, do końca nigdy nie wiedząc, z czym walczą.

Jak w większości pozycji tego pisarza, mamy tu zaprzeczenie rzeczywistości. Nie jest może ono aż tak drastyczne, jak w "Ubiku", ale Philip K. Dick dba o to, abyśmy z pewnością w pewnym momencie kompletnie zagubili się na kartach powieści, nie wiedząc, co jest prawdziwe. Nie pomaga w tym również Palmer Eldritch i jego Chew-Z. O ile w przypadku narkotyku Can-D cały czas wiemy, że obserwujemy tylko miraż bycia Pat i Waltem, o tyle w przypadku konkurencyjnego produktu już takiej pewności nie mamy. Co więcej, sami zażywający jej nie posiadają... Czytanie tego dzieła można spokojnie porównać do szalonego tripa z bohaterami "Las Vegas Parano". Autor książki również we wspaniały sposób bawi się rzeczywistością. Przykładowo, Barney nosi ze sobą przenośnego mechanicznego psychiatrę, który zamiast poprawić jego kondycję psychiczną, ma ją kompletnie zszargać. Dzięki temu protagonista może zdoła uciec przed przymusowym wysiedleniem do kolonii na Marsie.

No i na koniec zostawiłem chyba najważniejszy aspekt książki – teologiczny. Właśnie przez niego tak ciężko zrozumieć tę powieść. Przebicie się do sedna sprawy przez wszystkie metafory Dicka wymaga niezłego główkowania. Poszukuje on odpowiedzi na wiele fundamentalnych pytań: sens religii, istnienia Boga czy Szatana. Gdzie jest w końcu On przy kolonistach w obliczu niesłychanej krzywdy, jaka została im wyrządzona. Czy chwilowa ucieczka do świata Perky Pat czy tego oferowanego przez Chew-Z to oddanie się w ręce Szatana? I kim, do cholery, jest ten Eldritch, skoro "Bóg obiecuje życie wieczne, my je dajemy"...?

Jeżeli chodzi jeszcze o techniczny aspekt wydania – jest ono bez zarzutu. Wystarczy powiedzieć: doskonałe tłumaczenie w genialnej twardej oprawie, wzbogacanej rysunkami Wojciecha Siudmaka. Ponadto zostałem zaskoczony wręcz rewelacyjną przedmową Jerzego Sosnowskiego. Służy on niesamowitą pomocą we właściwej interpretacji tej powieści, odkrywając największe tajemnice prozy Dicka. Wspaniała lektura, zarówno przed przystąpieniem do samej książki, jak i tuż po jej skończeniu.

Podsumowując, "Trzy Stygmaty Palmera Eldritcha" nie każdemu przypadną do gustu. Zawoalowane treści teologiczne wzbogacone o zaprzeczanie rzeczywistości mogą stanowić dla wielu mało strawny kąsek. Jednakże polecam tę powieść wszystkim odważnym – nie zawiedziecie się! Dla "Dickomaniaków" i fanów s-f pozycja obowiązkowa.

Dziękujemy wydawnictwu Rebis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
9
Ocena użytkowników
7.5 Średnia z 4 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Gdybym nie czytał wspomnianej przedmowy wspomnianego Sosnowskiego, być może sam dałbym się nabrać na to, że autor recenzji był w stanie wymyślić co rzekomo rozcyfrował z faktycznie mocno skomplikowanej fabuły "Eldritcha". Ale nieborak sam o niej wspomniał - a jest tam niemal słowo w słowo to samo co w powyższej recenzji, tak więc... No cóż, to może ja teraz wezmę sobie na kolanko pana Jarzębskiego i napiszę coś mądrego o Lemie?

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...