Kiedy ludzkość rozproszyła się w kosmosie, ostatnią ostoją arystokratycznej tradycji polowania została Trawa. Tylko tej planety nie kontroluje Świętość, organizacja sprawująca duchową władzę na niemal całej, choć zrujnowanej, Terrze. Jednak nie tylko dlatego Trawa staje się centrum zainteresowania Hierarchów Świętości. Jest to jedyny świat, w którym nie zarejestrowano jeszcze żadnego przypadku Zarazy, dziesiątkującej ludzi na wszystkich innych zamieszkanych globach. I właśnie dlatego zostają tam wysłani Marjorie oraz Roderigo Yarier – starokatolicy, a więc w oczach Świętości plugawi heretycy. Na szczęście dzięki swoim jeździeckim umiejętnościom okazują się być najlepszymi kandydatami do zbadania, dlaczego tajemniczy wirus nie pojawił się na Trawie. Co więcej, Trawiańczycy są ogromnie uprzedzeni do Świętości i jej sposobów na kontrolowanie ludzi. Tolerują ją wyłącznie pod postacią Zielonych Braci. Dzieje się tak głównie dlatego, że wydają się nieszkodliwymi zakonnikami, którzy nie tylko badają najróżniejsze gatunki traw, występujące na... Trawie, ale także dlatego, że eksplorują i odkopują nikogo nie interesujące Arbaiskie ruiny.
To zaledwie wierzchołek skomplikowanego świata, w jaki wprowadza nas Sheri Tepper. I chociaż na początku miałam ogromne trudności z ogarnięciem umysłem wszystkiego, żałuję, że pisarka nie stworzyła więcej powieści w tym niesamowitym świecie. "Trawa" jest bowiem pierwszą z trzech części "Trylogii Arbaiów" i jedyną, jak dotąd, wydaną w Polsce. Co prawda nie czuć ani trochę, że historia jest urwana – żadnych niezamkniętych wątków czy zagubionych postaci. Po prostu wykreowany świat wydaje się zbyt obszerny jak na pojedynczą, zamkniętą historię. Sprawia wrażenie, jakby był przygotowywany pod dużo większą ilość wątków. Mam ogromną nadzieję, że Mag wyda także pozostałe części.
Trzeba jednak przyznać, że jest to nie byle jaka historia! Od dawna żadna książka nie przykuła mnie do siebie na tak długo. W żadnym momencie nie mogłam się domyśleć, co wydarzy się dalej czy tym bardziej na końcu. Nic dziwnego, że została obdarowana nagrodą Hugo i Locus. Chociaż dzisiaj poruszane w niej tematy mogą wydać się nieco patetyczne poprzez to, jak często są omawiane i analizowane, ciężko nie przyznać pewnej świeżości sposobowi, w jaki ujęła je autorka. Mówię tu głównie o wątkach religijnych, takich jak grzech, pokuta i odkupienie. Co więcej, nie czułam się przez nie ani osaczona, ani tym bardziej, że ktoś wciera mi swoje religijne przemyślenia w twarz, jak to często ma miejsce przy takiej tematyce. Mimo tego, że wiara jest tutaj główną problematyką, zarówno przemyślenia bohaterów, jak i wydarzenia są tak opisane, że każdy może interpretować je według swoich preferencji. Potrzeba niebagatelnego talentu, aby tak wyważyć powieść. Znalazłam tutaj nawet wątek dla siebie – element kobiecej mitologii. Niestety, żeby go dokładniej opisać, musiałabym nieco zaspoilerować fabułę, dlatego napiszę tylko, że warto dokładnie obserwować Marjorie i jej przemianę.
Równie niesamowite jest to, jak skrupulatnie kreowane były postacie. Czy to wspominana już Marjorie, Roderigo, Sylvan, bonowie czy księża – nikt nie jest w niej umieszczony bez potrzeby. Każdy ma swoje małe zadanie do wykonania i swój wkład w historię oraz jej przebieg. Wszyscy bohaterowie mają dzięki temu różnorodne oraz wyraźne charaktery i stają się kimś więcej niż papierową lalką, zadającą głównej bohaterce pytania, aby ta mogła dokładnie wyjaśnić, co się właśnie wydarzyło czy też co autorka miała na myśli. Szkoda tylko, że niejednokrotnie miałam wrażenie, iż w toku fabuły jedna lub dwie postaci gdzieś się zawieruszyły.
Książka jest też pełna plastycznych opisów piękna trawiańskich widoków, gdzie rośnie... tylko trawa. Miliony gatunków i odmian, w pełnej palecie barw. Od małych łodyg, aż po ogromne, twarde i wysokie niczym drzewa. Żałuję tylko, że tak mało było opisów stosowanej przez ludzi technologii. Jednak nawet to wydaje mi się dość typowe dla s-f z czasów "Trawy" (książka po raz pierwszy ukazała się w 1989 roku!). Wtedy coś po prostu było, bez konieczności udowadniania istnienia każdego urządzenia prawami fizyki, chemii czy biologii. Dodatkowo opisywane przez Tepper niewiarygodne stwory, zamieszkujące planetę, momentami kojarzyły mi się z tymi, które opisywał Lovecraft. Nawet mimo tego, że oba światy leżą na dwóch kompletnie odmiennych pisarskich biegunach.
"Trawa" jest powieścią niebagatelną i napisaną z ogromnym rozmachem. Nie brak jej przepychu, a czyste, pełnokrwiste science fiction z lat 80. i 90. miesza się z klimatem nadętej brytyjskiej arystokracji. To mało spotykana mieszanka, dobrana z niezwykłą skrupulatnością. Nic zatem dziwnego, że trafiła do serii nazwanej "Artefakty", która już może poszczycić się dwiema pełnymi pochwał recenzjami ("Wszyscy na Zanzibarze" oraz "Trylogia ciągu"). Podobnie jak one, "Trawa" jest zdecydowanie warta uwagi. Mało tego – mam wrażenie, że jest to jedna z tych pozycji, którą za każdym razem można zrozumieć inaczej.
Dziękujemy wydawnictwu MAG za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz