Transformers to dla wielu z nas nostalgiczne wspomnienia z dzieciństwa. Kto wtedy nie chciałby mieć tych fajnych figurek, które można było składać i rozkładać? Była też kreskówka, o której jakości nie chcę się wypowiadać, bo jej właściwie nie pamiętam. Tak czy siak, przemysł kinematograficzny postanowił zrobić z tej franczyzy serie filmów fabularnych. Jak zwykle, wielkie koncerny postanowiły zarobić na naszych sentymentach i naiwności, wciskając nas w maszynkę do robienia pieniędzy. W taki właśnie sposób powstała już trzecia część filmowych zmagań robotów, przez którą straciłem prawie trzy godziny życia.
Zacznijmy od fabuły – i tu od razu wszystkich przestrzegę – będzie trochę spoilerów. Jednak, od razu też Was uspokoję – powiedzenie że fabuła w tym filmie jest ważna, to jak stwierdzenie, że ogląda się boks dla sportu.
Tak więc, nasz główny bohater, który w poprzednich częściach pomógł ocalić ludzkość dwa razy, właśnie skończył studia i jest bezrobotny. Bardzo mnie to zastanawia, ponieważ skoro ten facet zna Autoboty jak nikt inny, to czemu rząd go nie wykorzysta?! Czy tylko ja widzę w tym brak sensu? Ale idźmy dalej – żyje on z dwoma małymi robotami (jeden z nich to Decepticon), które są objęte jakimś przedziwnym programem ochrony świadków (chyba, że to był żart, którego nie zrozumiałem). I teraz, niech mi ktoś odpowie na pytanie – skoro wszystkie duże Autoboty udają się na tajne misje, w ramach ochrony ludzkości, to czemu te małe, idealnie nadające się do zwiadu, czy sabotażu, siedzą u jakiegoś gościa w mieszkaniu na kanapie i oglądają telewizję? Ten film po prostu obraża inteligencję widza.
Zajmijmy się jednak szerszym obrazem, czyli główną osią fabularną. Dowiadujemy się, że w 1961 roku radary wykryły statek obcych, który rozbił się na Księżycu, co nie powinno nikogo dziwić, bo jak wszyscy wiemy, Księżyc w latach sześćdziesiątych był pod stałą obserwacją radarów. Zaczął się więc wyścig kosmiczny pomiędzy Rosją a USA, który zakończył się misją Apollo 11 (walory edukacyjne tego filmu będą zbawienne dla dzieci). Oczywiście, astronauci pod przykrywką zbierania skał do analizy, mają tak naprawdę zbadać miejsce katastrofy. Ponownie jednak wkraczamy w krainę bezsensu – kosmonauci poruszają się tak, jakby na księżycu panowała ziemska grawitacja, film każe nam uwierzyć, że w ciągu 21 minut mogą oni przeszukać ogromny statek kosmiczny i zdobyć pozaziemską technologię.
Przejdźmy teraz do samych robotów. Głównym złym, co pewnie Was nie zaskoczy, jest Megatron – postać, która została przerysowana do bólu. Zacznijmy od tego, że ma sporą dziurę w głowie (film nie wyjaśnia dlaczego), którą naprawiają małe roboty. Oczywiście, nikogo nie zdziwi również fakt, że zabija je dla rozrywki; pewnie nie chce być naprawiony. Jednak to jeszcze nic – jakim cudem kilkunastometrowy robot może sobie spędzać czas na pustyni, pozostając przez nikogo nie wykryty?! To przypomina amerykańskie polowanie na Bin Ladena. Dla mnie to naprawdę nie ma sensu; Autoboty mogłyby go po prostu znaleźć i bez problemu zabić, pozbywając się tym samym problemu na zawsze. Kolejnym niedociągnięciem jest wygląd Decepticonów – wszystkie są identyczne! Twórcy filmu nie wykreowali w zasadzie żadnej osobowości, oprócz samego Megatrona. W efekcie dostajemy dziesięć Autobotów, które zupełnie się różnią oraz armie klonów w postaci Decepticonów, co wprawia widza, który oglądał kreskówkę, w kompletną dezorientację.
Postacią, o której absolutnie muszę wspomnieć, jest Sentinel Prime – Autobot, który okazuję się geniuszem zła. Jego diaboliczny plan to zniewolenie całej ludzkości i wykorzystanie jej do odbudowania planety Cybertron, z której pochodzą wszystkie Transformersy. By tego dokonać, wykorzysta technologię filarów (metalowych kijków ze światłem w środku), której jest twórcą, by sprowadzić wspomniany Cybertron w atmosferę Ziemi. Jeśli do tej pory nikt z Was nie przeciera oczu ze zdziwienia, to jest z Wami coś nie tak. Autorzy scenariuszu uważają, że wprowadzenie innej planety w naszą atmosferę nie będzie miało żadnych konsekwencji dla Ziemi – ciekawe... Uznali również że możliwe jest, by ludzie pracowali niewolniczo w przestrzeni kosmicznej! Aż mnie głowa boli...
Nie jest to jednak koniec mojego narzekania. Film trwa aż 144 minuty, co od początku mnie zastanawiało. Tak więc, pierwsze 14 minut to wstęp, potem 40 minut to życiowe perypetie głównego bohatera, kolejna godzina to rozwój całej intrygi, a ostatnie 40 minut (zgaduj zgadula...) to walka. Na dodatek jest tak nudna i tak przesadzona, że z całego serca chcemy, by się wreszcie skończyła. Kolejna sprawa to fakt, że film jest nakręcony w technologi 3D – w mojej opinii jest to tani chwyt, by przyciągnąć widza, ponieważ około 60% tego filmu nie powinno być w ogóle w 3D, a reszta scen wcale na tej technologii nie zyskuje – roboty nie wyskakują z ekranu itd. Nie rozumiem również tej przyjemności, która polega na zakładaniu ubrudzonych tłuszczem od popcornu okularów i siedzenia w nich dwie i pół godziny. W dodatku są one bardzo niewygodne. Drążąc jeszcze głębiej, muszę powiedzieć, że jestem tolerancyjną osobą i wiele rzeczy bym wybaczył, oprócz jednej – kłamstwa. Ten trailer był pokazywany w kinach wiele razy:
Optimus mówi w nim – "Okłamaliście nas, popełniliście wielki błąd." – a kilka sekund później – "Teraz to wasza walka."
Czyli Autoboty poczuły się zdradzone i postanowiły opuścić ludzi – interesujący pomysł. Jednak nie! W filmie jest kompletnie odwrotnie; to jest po prostu oszustwo, a przynajmniej niemoralny marketing.
Pora na podsumowanie tego dzieła. Bardzo trudno jest mi znaleźć jego plusy – ładne animacje, fakt, że to Transformersi (czyli legenda) i co jakiś czas mniej lub bardziej śmieszny dowcip, nic więcej. Nawet efekty dźwiękowe nie spowodowały, że podskoczyłem z wrażenia w fotelu. Jeśli kiedyś będę miał dzieci i będą one niegrzeczne, to powiem im – uspokójcie się albo puszczę wam Transformers 3! Tylko do tego ten film się nadaje, do kary wychowawczej. Wady mógłbym długo wymieniać – nielogiczna i niespójna fabuła, kompletny brak realizmu, wiele zbędnych scen wydłużających długość filmu, niepotrzebne 3D – oszczędzę Wam wyliczanki.
Komentarze
Co do słynnej technologii 3D. Zauważyliście, że filmy niby wykonane w tej technologi nie są w 3D w całości tylko co któraś scena ? Ostatnio w kinie zdjąłem okulary by przetrzeć oczy a tu się okazało, że tylko czasami widzę rozdwojony obraz
Dodaj komentarz