W drugim tomie z serii „Superman/Batman” ponownie możemy obserwować szorstką relację pomiędzy dwoma ikonicznymi bohaterami DC. Tym razem jednak uwagę czytelnika skradnie również niejaka Kara Zor-El.
W zatoce nieopodal Gotham Batman znajduje tajemniczy wrak, nieprzypominający ludzkiego dzieła. Tymczasem po mieście hasa młoda i naga blondynka, posiadająca niezwykłą siłę i potrafiąca latać...
W następnych scenach przechodzimy już do właściwej kwestii, będącej osnową całego tomu. Dziewczyna ląduje w jaskini Batmana równie szybko, jak ten wcześniej obezwładnił ją dzięki kryptonitowi. Nie trzeba też długo czekać na pojawienie się Supermana – ten jest wręcz zachwycony mogąc poznać swą kuzynkę z Kryptonu i wierzy, że dzięki temu dowie się więcej o rodzimej planecie. Naturalnie Batman okazuje się mieć więcej zastrzeżeń do przybyszki i nie ufa jej w żadnym stopniu, traktując jak potencjalne zagrożenie. Z kolei inni widzą w niej gotową do wykorzystania broń.
Tak oto prezentuje się fabuła „Supergirl”. To niezbyt rozbudowana historia, w dużej mierze jednowątkowa i przewidywalna, ale potrafi na tyle wciągnąć czytelnika, by poznał ją do końca. Jeph Loeb dobrze poradził sobie z nakreśleniem celów obu herosów, przez co ich spory są nie tylko prawdziwe, ale też pomagają budować ich czasem niełatwą współpracę i znajomość. Łącząca ich więź została pokazana również poprzez krótkie monologi przeplatające się z głównymi wydarzeniami, prezentujące czytelnikowi punkty widzenia bohaterskiego duetu. To świetne rozwiązanie, pozwalające w większym stopniu zagłębić się nie tylko w ich relację, ale też historię jako całość. Paradoksalnie jednak najważniejsza postać w komiksie, o którą toczą się zażarte spory, jest tą najmniej ciekawą. Kara Zor-El to prosta dziewczyna, dobra i przyjazna, ale też niezwykle naiwna i zagubiona, przez co trudno traktować ją jako superbohaterkę, co jednak nie przeszkadza jej w sięgnięciu po niebieski strój. To najpoważniejszy zarzut względem scenariusza – zwyczajnie brakuje momentu, w którym czytelnik mógłby nie tylko poczuć moc Kary, lecz także uświadomić sobie, że oto pojawił się ktoś, kogo można postawić w jednym rzędzie z Supermanem i Batmanem. W późniejszej fazie powieści jej osobowość zyskuje na głębi, ale nie zaciera to słabego początku.
Mocną stroną są z pewnością rysunki autorstwa Michaela Turnera. Lekki styl prezentuje się bardzo dobrze, barwy są wyraziste, choć nie da się ukryć, że pewne aspekty mogą budzić wątpliwości. Wszystkie postacie zostały narysowane jako atrakcyjne, niezależnie od płci, ale to wśród mężczyzn można dostrzec bardziej wyraźny szablon pasujący do obu bohaterów. Mimo to oprawa prezentuje się lepiej niż solidnie i nietrudno ją docenić – kilka większych plansz robi świetne wrażenie, sceny walk są dynamiczne, a pozostałe rysunki nie spadają poniżej przyzwoitego poziomu.
Drugi tom przygód Batman i Supermana to pozycja solidna, lecz niewiele ponad to. Fabuła jest przewidywalna, w końcu z góry wiadomo, że mamy do czynienia z przyszłą Supergirl, ale droga, którą przemierzy, potrafi zaciekawić. Problem w tym, że przez większość komiksu sama bohaterka jest nam obojętna i nabiera głębi dopiero w końcówce. Niemniej warto przyjrzeć się tej pozycji. Nie jest to najwyższa półka, ale solidna klasa średnia jak najbardziej.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz