Superman: Amerykański obcy

2 minuty czytania

superman: amerykański obcy

Czy po kilkudziesięciu latach od powołania do życia najpotężniejszego z superherosów, na dodatek obdarzonego nieskazitelnym charakterem, da się opisać jego początki w świeży sposób? Max Landis ("Holistyczna agencja detektywistyczna Dirka Gently'ego", "Bright") udowadnia, że jak najbardziej.

"Superman. Amerykański obcy" składa się z siedmiu rozdziałów, traktujących o różnych okresach życia tytułowego herosa – ułożonych chronologicznie, acz niejednokrotnie przedzielonych miesiącami lub latami. Pierwszy z nich przenosi nas do Smallville, gdzie młody Clark dopiero odkrywa moce, potem obserwujemy, jak przypadkowo trafia na imprezę organizowaną przez Bruce'a Wayne'a oraz rozpoczyna pracę w redakcji Daily Planet. Przewodnim tematem wszystkich części jest zaś adaptacja Kal–Ela – niewiedzącego jeszcze o Kryptonie i losie rodzimej planety – na Ziemi.

Landis, podobnie jak Frank Miller w niedawno wydanym komiksie "Superman. Rok pierwszy", cofa się do początków Kryptonijczyka, lecz podchodzi do jego genezy zupełnie inaczej. W wersji Millera to półbóg już za dziecięcych lat, doskonale zdający sobie sprawę z własnych umiejętności i możliwości. Scenarzysta "Amerykańskiego obcego" obiera inną drogę i pokazuje Clarka jako najpierw wystraszonego, a potem aż do przesady rozentuzjazmowanego niespodziewanym unoszeniem się w powietrzu, które po latach ma wykiełkować w swobodny lot z ogromną prędkością. Na naszych oczach Kal–El podejmuje pierwsze próby pomocy innym przy użyciu dopiero odkrywanych zdolności, przeżywa miłosne uniesienia, rozpoczyna pracę dla Daily Planet, nawiązuje więź z Lois Lane i spotyka Luthora oraz… Lobo. Wiele z tego mogliśmy widzieć już w innych komiksach o Człowieku ze Stali, jednak Landis doprawił znajome motywy kilkoma fajnymi pomysłami.

superman: amerykański obcysuperman: amerykański obcy

Po pierwsze – każdy z rozdziałów prowadzony jest w nieco innym nastroju i choć kwestia odnalezienia się wśród ludzi dominuje, to scenarzysta dotyka też innych sfer. Raz przeważają relacje z rodzicami i rówieśnikami, kiedy indziej odbiór raczkującego bohatera przez mieszkańców Metropolis. Po drugie – Superman dopiero rodzi się na kartach tego komiksu, jeszcze nie można o nim mówić jako o niepowstrzymanej sile, co przejawia się choćby w najzwyklejszych pod słońcem docinkach ze strony znajomych. I tu dochodzimy do "po trzecie" – w opowieści Landisa mieszkańcy Smallville zdają sobie sprawę z mocy Clarka, z zaniepokojeniem oglądają jego wyczyny w telewizji, a paru przyjaciół nawet odwiedza go w Metropolis niczym kumpla z miasta. Co oczywiście nie kończy się zwykłym wypadem do pubu.

Od strony rysunkowej to też ciekawy, choć już znacznie mniej równy album. Nad poszczególnymi rozdziałami pracowali inni artyści, wśród których znaleźli się m.in. Francis Manapul, Jock i Jae Lee. Poziom jest różny, ale na ogół nie ma się do czego przyczepić, a też w albumie znalazło się kilka bardzo fajnych kadrów oraz ładnych okładek. Z dodatków warto wspomnieć o pierwotnej propozycji wydawniczej, jaką Landis wystosował do wydawcy – dobrze obrazuje, jak od początku autor postrzegał swoją opowieść i co chciał przekazać w kolejnych rozdziałach.

"Superman. Amerykański obcy" to komiks spełniony. Landis nie rości sobie pretensji do zrewolucjonizowania Człowieka ze Stali, ale na nowo – i ze świetnym efektem – opowiada genezę oraz pierwsze podrygi Clarka w Metropolis i w roli Supermana. Niezwykle przyjemny komiks tak dla nowych czytelników, jak i znużonych doskonałością Kal–Ela.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
8.5
Ocena użytkowników
-- Średnia z 0 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...