Sok z żuka

3 minuty czytania

Tim Burton stał się marką samą w sobie i w tej chwili to on dyktuje innym warunki. Trzeba jednak przyznać, że mimo pozycji, jaką niewątpliwie zdobył, nigdy nie będzie twórcą dla każdego. Dlaczego? Jest jakiś, szalenie charakterystyczny, wybitnie oryginalny, niesamowicie ekstrawagancki. Jego dzieła albo się kocha, albo ich szczerze nie znosi, a "Sok z żuka" z 1988 roku na pewno nie pozostawi widza obojętnym.

sok z żuka

Wszyscy kojarzą przynajmniej jedną opowieść o duchach, które straszą oraz męczą niewinnych ludzi, a w konsekwencji trzeba zatrudnić specjalistę, aby się ich pozbyć. Co by się jednak stało, gdyby tę oczywistą i sztampową sytuację odwrócić? Barbara i Adam Maitland są młodym, kochającym się małżeństwem, któremu do szczęścia brakuje tylko dziecka. Niestety nie będą mieli okazji zrealizować tego marzenia, gdyż niespodziewanie giną w wypadku samochodowym. Wracają do swojego ukochanego domu i dopiero po jakimś czasie orientują się, że coś się zmieniło, a tym wspomnianym czymś są oni, bo hmm... nie żyją i stali się duchami. Dostają nawet specjalny podręcznik, ale chyba nie są miłośnikami edukacji, bo nieszczególnie przykładają się do nauki, a wiadomość, że ich dom został sprzedany i zamieszkają w nim ludzie, totalnie ich zaskakuje. Potrzebują pomocy specjalisty i to nie byle jakiego, lecz takiego, który potrafi egzorcyzmować ludzi i właśnie w tym momencie do akcji wkracza niezrównany i przy okazji niezrównoważony Beetlejuice.

sok z żuka

Filmy Burtona to zwykle mieszanka wybuchowa, gdzie kotłują się elementy wzięte rodem z najlepszych horrorów Edgara Allana Poe, Stephena Kinga czy Alfreda Hitchcocka przez okrucieństwo na miarę Hannibala Lectera aż do kiczowatych efektów specjalnych tandetnych filmów klasy B bądź C. Napięcie jest więc w pewnych momentach rozładowane absurdem i groteską, a w efekcie produkcje bardziej przypominają dziecięce wyobrażenie potwora spod łóżka niż przerażającą wizję realnie istniejącego świata. Jednakże tym razem widz dostał coś zgoła innego, gdyż Burton zaprezentował odbiorcy czarną komedię, w której rozmowa na temat śmierci, przemijania czy przywiązania do doczesności osiągnęła wyższy poziom. Jak bowiem poważnie traktować rozterki Barbary i Adama, skoro dookoła nich roi się od delikatnie rzecz ujmując specyficznie wyglądających bohaterów drugoplanowych oraz dziwacznych efektów specjalnych. Całość została przerysowana, wyolbrzymiona oraz pokazana w krzywym zwierciadle, więc trudno sprowadzić obraz do tego, czy jest ładny, brzydki bądź estetyczny. On jest burtonowski, jakiś, zapadający w pamięć, a to, czy taka stylistyka nam odpowiada, czy też odrzuca, stanowi kwestię całkowicie indywidualną. Jedno jest pewne – nie zapomnimy tego filmu zbyt szybko, no i nie przyjdzie nam to łatwo, a to chyba największy komplement, jaki można powiedzieć twórcy.

sok z żuka

Wrażenie przypadkowego trafienia do jakiegoś wynaturzonego, surrealistycznego świata podkreśla muzyka Danny'ego Elfmana. Proste, wpadające w ucho melodie tym bardziej sprawią, że historia zostanie w naszych umysłach na dłużej.

Co ciekawe, postać tytułowego Beetlejuice'a nie pojawia się na ekranie zbyt często, a mimo wszystko całkowicie zagarnia uwagę widza. Brawurowy Michael Keaton świetnie oddaje wariacki charakter niesfornego bioegzorcysty. Na ekranie dorównuje mu tylko wówczas zaledwie czternastoletnia Winona Ryder jako Lydia, która jako jedyna od razu wyczuwa istoty z zaświatów, a co więcej potrafi się z nimi porozumieć. Reszta aktorów tworzy jedynie tło dla tej dwójki i choć całość wypada bardzo zgrabnie, to nie ma żadnej kreacji, która potrafiłaby bardziej zainteresować widza.

sok z żuka sok z żuka

Burton nie stworzył horroru, lecz mimo to widz musi zmierzyć się z poważnymi tematami, takimi jak śmierć, przemijanie, wyobcowanie czy samotność. Wszystko podane w smacznej, zabawnej kompozycji z przerysowanymi potworami w tle. Oczywiście efekty specjalne nie wyglądają szczególnie imponująco, kiedy porównamy je z dokonaniami współczesnej techniki, ale nie należy zapominać, że film powstał w 1988 roku i ma swój urok. Poza tym Burton zdobył się na rzadką wtedy odwagę przełamania granic i w jednej produkcji połączył groteskową, czarną komedię oraz fantastyczny horror z wątkami obyczajowymi w tle i to wszystko w zaledwie półtorej godziny. Warto ten film obejrzeć chociażby po to, żeby zobaczyć, jak kształtował się styl znanego reżysera, a mimo że efekty specjalne współcześnie nie wbiją widza w fotel, to przynajmniej będzie się z czego pośmiać.

Ocena Game Exe
8.5
Ocena użytkowników
-- Średnia z 0 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Lata temu oglądałem w telewizji, ale wspominam mile. Dobrze, że mi o nim przypomniałaś, bo to okazja, by jednak zmierzyć się z nim już jako doroślejszy widz.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...