Nacisnął klamkę. Znalazł się w eleganckim holu. Drzwi do salonu, sypialni i gabinetu pozostawiono otwarte. Przestronne, jasne wnętrza, urządzone z gustem, sprawiały pogodne wrażenie. Kontrastowały boleśnie z ponurym wyrazem twarzy właściciela.
— Daimon? — zdziwił się Anioł Objawień — nie spodziewałem się ciebie. Wejdź. Usiądźmy w salonie. Tam będzie najwygodniej.
Przepuścił go do środka. Frey rozejrzał się po pokoju. Eleganckie meble, stonowane dodatki, za szkłem barek z pokaźną kolekcją flaszek. Nieźle.
Minął niski stolik, zajął miejsce na szerokiej sofie, założył nogę na nogę i sięgnął po papierosa. Regent Królestwa przysiadł na brzegu fotela, ale zaraz zerwał się, zaczął nerwowo krążyć po pokoju. Wyraźnie był wściekły, zgnębiony i sfrustrowany. Wyłamywał palce, z trudem zachowując spokój.
— Co w Królestwie? — pytanie zabrzmiało niczym trzaśnięcie bicza.
Daimon zdjął okulary, wsunął do kieszeni.
— Wszędzie wrze. Zbrojne bandy pustoszą Limbo. W niskich kręgach co chwila wybuchają zamieszki. Arystokraci żrą się z urzędnikami, Teratel ogłosił powrót do wieku niewinności i nasprowadzał zakazanych mord z całego Wszechświata. Swoją drogą, żałosna postać. Nowi regenci Och, Dubiel i Nitael tracą popularność jak dziurawa dętka powietrze. Lada chwila wylecą.
Jednym słowem, burdel. Razjel radzi sobie lepiej, niż mogłeś przypuszczać, ale i jemu cugle wysuwają się z rąk. Walczy jak lew. Michała trzeba było niemal ogłuszyć, żeby nie zerwał się z Zastępami przywracać ci tron.
Mielibyśmy wtedy wojnę domową nie do opanowania. Jeszcze trochę, ale już nie długo, Gabrysiu. Prości aniołowie widzą w tobie odnowiciela Królestwa, gwarant spokoju i prawa. Niedługo wrócisz, Dżibril, ale nie spodoba ci się to, co zastaniesz.
Gabriel przesunął ręką po twarzy.
— Spodziewam się — mruknął.
Daimon odłożył papierosa do popielniczki, musnął palcami policzek z wizerunkiem salamandry.
— Sophia nasłała na mnie pożeracza — odezwał się cicho.
Gabriel drgnął.
— Co?!
Frey westchnął.
— Pożeracza. Taką magiczną larwę...
— Na Głębię, wiem co to jest! — syknął archanioł — Oszalała, czy jak? Jesteś pewien? Wiesz, o czym mówisz?
Anioł Zagłady przymknął powieki. Poczuł jak ogarnia go zmęczenie i odrobina irytacji.
— Rany, Dżibril, jestem poczytalny.
Zielone oczy archanioła w zmizerniałej, bladej twarzy lśniły gorączkowo.
— Nie do wiary, nie do wiary — mamrotał biegając wokół dywanu — Jak do tego doszło?
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz