Neil Gaiman jest nie tylko autorem książek, ale i scenarzystą komiksów. Jego najpopularniejszy, ukończony już cykl to "Sandman". Dodano jednak do niego jeszcze jedną historię, która rozgrywa się przed wydarzeniami z głównej serii. "Uwertura" stanowi długo wyczekiwany powrót brytyjskiego twórcy do Władcy Snów w pełnowymiarowej opowieści.
Fabuła koncentruje się na nadchodzącym końcu wszechświata. Oznacza on śmierć mnóstwa światów oraz ludów. Do działania przystępuje Sen, który stara się odkryć przyczyny zbliżającej się zagłady i znaleźć sposób na zapobieżenie jej.
Cały komiks można uznać za oszałamiający popis wyobraźni jego twórców. Czytelnik wraz z bohaterem przemierza miejsca, których wydawałoby się nie sposób przedstawić – ulotną Krainę Snów, Miasto Gwiazd, przez chwilę nawet widzimy czarną dziurę... Enigmatyczność tych lokacji i inne ich cechy zostają znakomicie oddane dzięki wielu różnym zabiegom, niekoniecznie widocznym na pierwszy rzut oka. Część z nich jest przytaczana w umieszczonych na końcu tytułu wypowiedziach autorów, ale już wcześniej trudno nie podziwiać tak pięknej i różnorodnej szaty graficznej. Posiada ona nęcącą tajemniczość i różnorodność – barw czy w ogóle konceptów, ponieważ każde zwiedzane otoczenie (a jest ich sporo) wygląda inaczej. Przykładowo Miasto Gwiazd cechuje się dużą jasnością, natomiast świat Ojca Czasu zdaje się oderwany od i tak surrealistycznej, olśniewającej rzeczywistości, co wymagało wyjścia poza dotychczasowe ramy.
Jednak najważniejsze, że w tym wszystkim "Sandman – Uwertura" zachowuje swój charakter. Przez ulotność miejsc, kolorowość i niespotykany rozmach obawiałem się jeszcze przed lekturą, że autorzy przesadzą, zapominając o wrażeniu stałości i konkretności. Na szczęście tak się nie stało. Zręcznie przechodzimy z jednej lokacji do drugiej, ale wszystkie razem tworzą raczej spójny i fantazyjny świat. Szczegóły są podkreślane, po drodze przyjrzymy się kilku rasom, a rządzące tutaj prawa zostają zarysowane.
Od zbyt wielkiej epickości komiks odciągają postacie. Owszem, okazują się tajemnicze, lecz jednocześnie interesujące i do tego zostały obdarzone specyficzną osobowością. Nieskończeni – w tym Sen – nie są ludźmi, ale ich zachowania nieraz bywają ludzkie. To, że kierują potężnymi siłami, nie oznacza, iż nie mają uczuć i nie popełniają błędów. Zresztą tworzą rodzinę, w której nie brakuje waśni. Nawet bohatera spokojnie można lubić, a piszę to nie bez powodu – bo „Sandman: Uwertura” nie jest pozycją wyłącznie dla fanów serii. Neil Gaiman wspomina we wstępie o możliwości sięgnięcia po utwór przez nowego czytelnika, komentując to w zabawny sposób, że od czegoś trzeba zacząć.
Znający pozostałe albumy o Morfeuszu pewnie wyłapią więcej rzeczy i inaczej spojrzą na przyszłe (z perspektywy bohatera) wydarzenia. Pozostali dostają bardzo dobrą historię. Scenarzysta zapoznaje nas – choć pokrótce – z poszczególnymi postaciami, przedstawia świat i prowadzi przez sensowną fabułę. Podczas czytania wyjaśni się parę kwestii, pojawią się niespodziewanie zwroty akcji, a misja zatrzymania końca będzie trzymała w napięciu. Można jedynie zauważyć, że dało się jeszcze bardziej rozwinąć wątki. Poza tym nie mam nic do zarzucenia, trudno byłoby napisać coś lepszego o równie dużym rozmachu, który jednak narzuca pewne ograniczenia (np. główny charakter nie przebywa długo w jednym miejscu).
Komiks wizualnie prezentuje się świetnie także z powodu różnego podejścia do kadrów. Mogą być one tak monumentalne, że znajdują się aż na czterech stronach (wtedy trzeba rozłożyć kartki). Zazwyczaj nie przykładam do tego wagi, ale tutaj odmienne liternictwo i kolory chmurek w zależności od postaci są bardzo zauważalne. Niby drobiazg, jednak też odpowiadający za budowanie klimatu. Koniec końców ciekawa i podniosła opowieść doskonale łączy się z pięknymi ilustracjami, zapewniając rozrywkę na wysokim poziomie.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz