Makoto Yukimura w drugim tomie "Sagi Winlandzkiej" zemstę Thorfinna chwilowo odsunął na bok, żeby rozbudować świat i postacie oraz dodać nowe wątki. Zrobił to tak dobrze, że seria nie opiera się już na jednym bohaterze – zyskuje m.in. Askeladd.
Podziw budzi zwłaszcza przemyślane przenoszenie ciężaru historii z jednostki na większą grupę, nawet cały kraj. To czuć już od pierwszych retrospekcyjnych stron, które chwytają za serce losami pojedynczych ludzi, a z drugiej strony obrazują zaledwie jeden z ataków Wikingów na angielskie wioski. Dalej jest podobnie – bitewne starcia czy oblężenia mają duży rozmach, ale w tłumie walczących wyróżniają się pewne postacie, a i nieraz przysłuchujemy się zwykłej, humorystycznej rozmowie wojowników, którzy przykładowo głowią się nad tym, co to miłość.
W efekcie o fabule można mówić jako epickiej, a z postaciami bardzo łatwo się wiążemy, nawet jeśli ich zachowanie nie jest godne pochwały. I to kolejna przyczyna świetności "Sagi Winlandzkiej" – świat XI wieku został przedstawiony realistycznie, bez niepotrzebnego ułagadzania nordyckich wojowników. Dokonują oni grabieży, gwałtów, mordów, zabijają nawet dzieci. Takie sceny poruszają i zapadają w pamięć. To rzeczywistość, w której silniejsi wygrywają, a wśród głównych bohaterów trudno wskazać kogoś dobrego. Nawet gdy ktoś nie bierze udziału w bestialskich czynach, to jednak bezczynnie się temu przygląda, nie okazując sprzeciwu.
Nowe wątki i odkryte tajemnice kierują historię na inne tory. Po pierwszym tomie mogłoby się wydawać, że opowieść będzie koncentrowała się głównie na zemście Thorfinna, ale ona z perspektywy czytającego traci na znaczeniu (dla samego Thorfinna jest inaczej, co pokazuje, jak bardzo owładnęła go żądza pomsty). Druga odsłona serii w większym stopniu przedstawia ekspansję Wikingów w Anglii. Dodatkowo stawia przed bohaterami mocnego rywala, dzięki czemu z większym zainteresowaniem śledzi się wojenną rywalizację, w której liczy się nie tylko siła armii, lecz także zmysł taktyczny przywódców obu stron. Wynik wcale nie wydaje się oczywisty.
Autor zadbał również o kilka zwrotów akcji, które napędzają wydarzenia i rysują coraz mniej jasną przyszłość. Bardzo trudno określić, kiedy postacie mówią prawdę, a kiedy kłamią na potrzeby swojego rzeczywistego planu, skrywanego przed innymi. Relacje też nie są jednoznaczne, różnie może się zakończyć wątek zemsty. W końcu Thorfinn spędził wiele lat u boku Askeladda. Czy w takim przypadku zdoła go zabić, gdy nadejdzie właściwy moment? Czy wróg nie stał się dla niego kimś na wzór ojca? Łączy ich bardzo specyficzna więź.
Pomimo krwawych scen i motywu brutalnych Wikingów w "Sadze Winlandzkiej" wciąż znajduje się miejsce na humor. Żartują sobie żołnierze, inne postacie też bywają przedstawiane z zabawnej strony, zarówno za pomocą dialogów, jak i rysunku (przesadzone reakcje). Warto dodać, że na fabule piętno odciskają również motywy religijne – nordyckie wierzenia kontra chrześcijaństwo, które w oczach nordyckich wojowników może wydawać się dziwne. Twórca zadbał jednak o inne spojrzenie na ten temat, spojrzenie samych chrześcijan. W przypadku ilustracji nie ma żadnych zmian. Chwilami są krwawe, ale innym razem działają rozluźniająco, starcia zaś zawsze mają właściwy rozmach.
"Saga Winlandzka" staje się coraz lepszą serią. To doprawdy świetna rozrywka (tylko dla dorosłych), która wciąga i cały czas emocjonuje. Na ponad czterystu stronach dzieje się niemało, autor nadaje fabule nowy kierunek, prezentuje następne postacie, ale nie zapomina o "starych". Jeśli jesteście głodni wikińskiej sagi, w której nie dochodzi do upiększania bohaterów, koniecznie sięgnijcie po tę serię. Nic dziwnego, że okazała się hitem, skoro na warsztat wzięto chwytliwy temat (Wikingów) i zajęto się nim wprost wyśmienicie.
Dziękujemy wydawnictwu Hanami za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz