RoboCop

5 minut czytania

robocop

Wiktul: To miał być piękny, niedzielny wieczór. Idąc za absolutny frajer na seans tego filmu, zamierzałem rozsiąść się wygodnie w kinowej sali, przygotowany na produkt dostarczający mi sporo masochistycznej przyjemności. Przez około półtorej godziny ponabijam się z debilnego slashera, który dokonuje zbrodni na wizerunku swego pierwowzoru w sposób tak obraźliwy dla mej inteligencji, że mimochodem dostarcza mi przy tym sporo rozrywki. Następnie, do spółki z fundatorem tego spektaklu w teatrze absurdu – Rangerem, będę mógł z sadystyczną radością ukarać twórców za popełnioną zbrodnię. Przed wasze oczy trafi tekst pełen spektakularnych one-linerów, pisanych przez niedoścignionych mistrzów złośliwości.

Nie udało się.

Ranger: Lepiej bym tego nie ujął. Dostaliśmy, owszem, film akcji ze spektakularnymi strzelaninami, ale wydaje się, że to niejako przy okazji. Dokładnie – "przy okazji". Treść filmu skupia się wokół klasycznych cyberpunkowych motywów, jak manipulacja, mechanizmy zniewolenia i granice człowieczeństwa.

robocop

W: Zabrzmiało, jakby ktoś znowu kopnął w zwłoki Hamleta. A jednak zaraz po wyjściu z kina odbyliśmy burzliwą, trójstronną debatę do spółki z Jedi Masterem, dotyczącą przekazu filmu, jakości przedstawienia wewnętrznych konfliktów przez odtwórcę głównej roli i tym podobnych spraw. Wewnętrzne konflikty głównego bohatera. Po obejrzeniu remake'u „Robocopa”. Wyobrażacie sobie?

robocop

Ja nie wyobrażałem, zamierzałem za to przybić wysoką piątkę z ekipą „Honest Trailers”, która pięknie strolowała film jeszcze przed jego powstaniem. Szybko mi się odechciało, gdyż już na samym wstępie otrzymujemy jasny sygnał, że twórcy filmu – znani mi z absolutnie niczego José Padilha (reżyser) oraz Joshua Zetumer (ponoć scenarzysta) – z powodzeniem zachowali ironiczny, czarny humor tworzący świat w wersji z 1987 roku. Samuel L. Jackson to klasa sama w sobie, ale tutaj stanowił gwarancję, że przynajmniej w tym elemencie nie będzie się czego obawiać.

R: Od show prezentera Novaka (wspominany wyżej Samuel L. Jackson) rozpoczyna się seans i już na początku możemy zakosztować gorzko-ironicznego humoru „Robocopa”. Rzecz jasna, nie wyczerpuje to tematyki filmu, która w dużej mierze jest zdecydowanie „serio serio”. Media jako narzędzie manipulacji tłumem pozbawionym własnego zdania, kierowanym opiniami nadmuchanych autorytetów, to aż nazbyt dobrze znany obraz popkultury. Film, rzecz jasna, nie zajmuje się analizą tego zjawiska, jedynie w kilku zgrabnych uwagach pokazuje, jak poprzez media korporacje (jakżeby inaczej w cyberpunkowym filmie!) kreują rzeczywistość.

W: Istotnie, czułem się, jakbym oglądał kolejny odcinek „Kropki nad i”, choć w tym wydaniu było to naprawdę śmieszne. Niemniej, nie to było największym z mych pozytywnych zaskoczeń. Pierwsze stanowiło początkowe tempo akcji, geneza postaci Alexa Murphy'ego, który pozostaje sobą (osobą) przez większość filmu, gdyż nawet jako Robocop nazywany jest zwykle po imieniu. Oglądamy więc ponad pół godziny dobrego kryminału, w którym Joel Kinnaman (znany z wcześniejszych ról w niczym) pokazuje się nam jako Murphy, by następnie próbować pozostać nim mimo przemiany w automat. Scenarzyści nie stworzyli zbyt wiele miejsca dla tej aktorskiej kreacji, choć w moim odczuciu Kinnaman spisał się na miarę konwencji herosa z wbudowanym paraliżem twarzy (czego pozazdrościć mógłby mu na przykład Karl Urban).

robocop

Głównym atutem fabuły okazuje się za to największa zaleta pierwszego „TerminatoraJamesa Camerona: ukazanie problemów postępu technologii w relacji człowiek – maszyna. Sam parokrotnie dziwiłem się, że nowy „Robocop” przedstawia tę kwestię tak sensownie. OmniCorp to nie mroczna rada stetryczałych nikczemników, zajmująca się wszystkim oprócz sprzedaży swoich produktów. Świetny w roli jej prezesa Michael Keaton oraz jego sztab to zespół chłodnych profesjonalistów, chcących zwiększyć zysk przez stworzenie produktu najwyższej jakości. Manipulacja, kłamstwa, ubezwłasnowolnienie wychodzą im przy tym niejako przez przypadek. Zło konieczne jest tu urealnione i pozbawione groteskowej banalności znanej z pierwowzoru. A dzięki takiemu zabiegowi, pozbawiony zostaje jej również Robocop.

R: Postać grana przez Gary'ego Oldmana – Dr Dennett Norton – dobrze oddaje to, o czym piszesz. Ten w sumie przyzwoity człowiek, który za cel życia postawił sobie pomoc innym w walce z ich niepełnosprawnością, wraz z postępem wydarzeń fabularnych idzie na coraz większy kompromis pomiędzy uczciwością a sukcesem tego coraz bardziej wątpliwego moralnie projektu. Tak, chodzi tu oczywiście o tytułowego "Robocopa", za którego skuteczność płaci człowiek w maszynie, ubezwłasnowolniony i tracący człowieczeństwo Murphy. Jak na ironię, to, co miało być jego atutem, tym, co odróżnia go od robota – sumienie oraz uczucia – coraz bardziej ciąży na "sukcesie" projektu. Ale cóż robić? Akurat tak wykazały testy, statystyki mówią same za siebie. Trudno, trzeba pozbawić go wolnej woli, będzie za to skuteczniejszy i szybszy o te 3,54 sekundy niż przedtem!.

robocop

Amoralne, tak? Cały świat Robocopa jest amoralny – amoralni są pracownicy korporacji, pracownicy mediów, ba! nawet sami stróże prawa i porządku. A szarzy ludzie są głupi i naiwni, gotowi uwierzyć w największy kit, jeśli banda cwaniaków (inaczej "pijarowców") opakuje go w slogan "dla waszego bezpieczeństwa". Owszem, gdzieś tam są jeszcze przyzwoici i myślący ludzie – a to polityk, któremu bardziej chodzi o wierność wyborcom i przekonaniom niż słupkom sondażowym, a to dwójka policjantów, którym jednak zależy – ale, jak to mówią, "siła złego na jednego"...

W ten czy w inny sposób system da sobie z nimi radę, będzie też chciał zniszczyć po drodze bliskich Alexa Murphy'ego – żonę oraz syna. Ojciec i mąż robot, w coraz mniejszym stopniu człowiek, to prawdziwy dramat dla Clary Murphy, w dodatku nie jedyny. Musi sobie radzić również z synem, dzieciakiem, który widział śmierć swojego ojca, zarówno tę pierwszą, jak i tę drugą, wolniejszą, która zmieniła go w maszynę. Uff, film, jak sami czytacie, porusza niejeden wątek cyberpunkowy, dobrze je miesza i daje całkiem sporo do myślenia, jak na opowieść o robocie, który rozwala bandytów strzałami z wielkiego pistoletu.

W: Wreszcie konkrety – wielkie pistolety! Pościgi, strzelaniny, sceny gore'u, rąbaniny! Wszystko to, co ewentualnie mogło interesować kogokolwiek w remake'u najkrwawszego filmu w historii. Cóż, nowy "Robocop" zdecydowanie nie nawiązuje do genialnej tradycji swego protoplasty. I dobrze, bo inna oprawa i konwencja wymagały innej sensacyjności. Sceny walki wyglądają dobrze, są dynamiczne, nie przeciążają seansu nadmierną ilością lub długością. Nie robią tego również efekty specjalne, pozwalające zespolić historię z jej zobrazowaniem, co bynajmniej nie szkodzi futurystycznej otoczce. Owszem, trafia nam się trochę pseudonaukowego mambo-jambo, ale jak mogłoby być inaczej, zwłaszcza w kinie tego gatunku?

robocop robocop

Wbrew pierwszemu sceptycyzmowi, również sam RoboGlina prezentuje się całkiem nieźle. "Niech wygląda bardziej... taktycznie" mówi prezes Michael Keaton i pakuje swój produkt w całkiem estetyczne pancer-pudło. Mieliśmy szczęście oglądać film w 2D i słusznie, bo nie było w nim nic, co wymagałoby doświadczania w trzech wymiarach. Całość przyzwoitej oprawy uzupełnia ścieżka dźwiękowa, z jednej strony nawiązująca do klasycznych kompozycji pierwowzoru, z drugiej zaś nadająca niektórym scenom nutkę czarnego humoru.

R: Bez dwóch zdań – udał się ten film. Ma kilka baboli – ot, jedna scena gdzie odsiecz zjawia się na modłę deus ex machina, klisze i takie tam pierdoły – ogólnie jednak nie rzutuje to jakoś strasznie na moją ocenę filmu. "Robocop" jest dobry. Czy lepszy od legendarnego już pierwowzoru? Może lepiej nie odpowiadać na to pytanie, bo to po prostu inny film. Warty obejrzenia film. Cóż, Wiktulu – pora na Twoje podsumowanie. I werdykt – ja dam 8/10, a Ty?

W: Jak to się stało? Dlaczego Gary Oldman, Michael Keaton i Samuel L. Jackson zniszczyli mój idylliczny wieczór nienawiści swoim aktorstwem, do spółki z ludźmi, których nazwisk nie umiem nawet odmienić? Remake "Robocopa" miał być kolejnym trofeum z upolowanego gniota, którego trupa wypcham sobie i powieszę na stronie głównej GE ku uciesze gawiedzi. Zamiast tego jakiś Zetumer, Miner i Neumeier zrobili z kultowego sensacyjnego slapsticku film, którego nie powstydziłby się mistrz kinowej reanimacji pokroju Nolana. Mimo wszystko, mogę być im za to tylko wdzięczny, bo lubię, gdy w sposób tak sensowny, spójny i estetyczny przypomina mi się, że wcale nie wszystko widziałem, nie zawsze muszę mieć rację i zostało mi jeszcze parę rozumów do zjedzenia. Zobaczyliśmy wysokiej klasy produkcję o autonomicznej, oryginalnej jakości. Tytuł i tytułowy bohater to w tym wypadku tylko zapożyczenie na rzecz bardzo dobrej wizji twórców, w żadnym razie nie kradzież dziedzictwa popularnej kultury. Skończmy więc truć, krzywić się i wydziwiać – żywi lub martwi, ruszajcie do kin. 8/10.

robocop
Ocena Game Exe
8
Ocena użytkowników
7.31 Średnia z 8 ocen
Twoja ocena

Komentarze

3
·
"miał być kolejnym trofeum z upolowanego gniota, którego trupa wypcham sobie i powieszę na stronie głównej".
Ludzie, zacznijcie pisać jakieś opowiadania lub powieści i publikować je, bo naprawdę szkoda, żeby się taki styl marnował))
0
·
Taki jest plan!
0
·
Michael Keaton był świetny, Samuel L. Jackson... był po prostu Samuelem L. Jacksonem, więc tez wiecie jaki był , ale to Gary Oldman kradł każdą scenę w której się pojawił... Szkoda, że nie mogę tego powiedzieć o Joelu Kinnamanie, ale tutaj już nic nie dodam, bo Wiktul usunie mój koment Muzyka nie zawsze była dobra, momentami tendencyjna, brakowało mi naprawdę spektakularnych ujęć gdzie można by było poczuć duch miasta, jak np w początkowych scenach Akiry czy Blade Runnera, choć pewnie jeśli chodzi o styl w dzisiejszym kinie musiałoby to przypominać bardziej Tron Legacy... i czemu nie, ale ogólnie wciąż dobry pomysł na film i sensowny doń scenariusz, stanowią tak duży bufor sukcesu, że i w tym wypadku niedosyt jaki może pozostać po tym filmie w wyżej wymienionych aspektach (choć to pewnie zależy od tego kto jaką przykłada wagę do estetyki filmu- dla mnie jest to aspekt nie do przecenienia) nie zmienia mojego osobistego 7/10 - przy czym na chłodno odjąłem punkty które należałyby się za sam fakt, że film jest lepszy niż miał być (wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały, że będzie zjeba*y)
0
·
Kinnaman grał w "The Killing". I to grał całkiem nieźle, moim skromnym zdaniem. W "Snabba Cash" też jako tako.

Co do scen gore'u - nie widziałem filmu, ale skoro ma PG-13, to jaki tam może być gore? Plama krwi pod bandażem?;p
0
·
No właśnie o tym pisałem, że nie ma tam żadnych
0
·
Kurcze chyba wiem na co wyciągnę znajomych do kina.
0
·

Cytat

znani mi z absolutnie niczego José Padilha (reżyser)


O, to polecam obejrzenie "Elitarnych". Ten tytuł idealnie pokazuje, o ile bardziej niepoprawny, realistyczny i mocniejszy mógłby być nowy "RoboCop", gdyby nie ślepi hollywoodzcy produceni, którzy wtykają nos w ogólny koncept, oraz ich debilny wymóg PG-13. Szczerze pisząc, trzymam mocno kciuki za to, aby film się sprzedał, bo dzięki temu Padilha będzie miał większe możliwości wolności artystycznej, a to jeno pożytek dla kinematografii.

Cieszy mnie jednak, że facet jakoś wybrnął. Dzięki za rekomendację, na film się z pewnością wybiorę
0
·
I cóż, Tokarro? Obejrzałeś? Oceniłeś? Ocenisz naszą ocenę?
0
·
Czy Tokarro to zrobił nie wiem, wiem, że obejrzałem ja i z Waszą oceną całym sercem się zgadzam. Urósł do poziomu pierwowzoru, a nawet go miejscami przerósł. Jedyne do czego mam nieodżałowany sentyment to brak Reda z Różowych Lat 70. (w oryg. Robocopie dosłownie wsadza buta w dupy), nawet jako cameo.
0
·
Ja też zgadzam się z oceną. Bawiłem się na "RoboCopie" bardzo dobrze, historia nieźle mnie emocjonowała, czego dowodem jest obrzucanie podczas filmu kilku bohaterów niezbyt przychylnymi określeniami, a do tego dochodzi poruszanie interesujących tematów jak manipulacja społeczeństwem czy kwestia tego, kim w końcu jest wytwór Dr Nortona - robotem czy jednak nadal człowiekiem. W ogóle doktorek jest jednym z najciekawszych bohaterów, prezentujący się jako jeden z tych dobrych, ale jak się okazało nawet ci dobrzy robią czasami złe rzeczy... Popis Samuela L. Jacksona stanowi zaś doskonałą klamrę dla filmu. "Ósemka" jak najbardziej zasłużona.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...