"Rat Queens" to komiks, który powinien wzbudzić szczególne zainteresowanie wielbicieli fantastyki i RPG-ów. Kurtis J. Wiebe, odpowiadający za scenariusz, przyznał, że stworzony przez niego tytuł jest listem miłosnym do lat spędzonych na "Dungeons & Dragons" (grał choćby w "Baldur's Gate") i fantasy.
Świat to tradycyjne erpegowe "średniowiecze" z elfami, krasnoludami, magią – jednym zdaniem: wszystkim tym, co kojarzy nam się z fantasy. Z tą różnicą, że jest on unowocześniony. Pierwsze skrzypce gra czwórka wulgarnych i mocno trzymających się przy życiu kobiet, dialogi zostały napisane w języku potocznym, a ponadto nie brakuje elementów nawiązujących do współczesności (cukierki czy artefakt przypominający telefon). Realia są traktowane z przymrużeniem oka, o czym świadczą również humorystyczne akcenty i luźne podejście do fabuły. Te pierwsze bardziej przerysowują całą akcję niż wywołują salwy śmiechu.
Za mankament można uznać niewielki rejon, w którym rozgrywają się wydarzenia. W pierwszym tomie bohaterki co prawda wychodzą poza miasto, ale to tylko jego okolice. Oglądamy małą przestrzeń, co powoduje, że nie doświadczymy prawdziwego rozmachu. Zresztą historia prezentuje się tak, jakby została wymyślona na potrzeby gry RPG z kumplami. Zadania do odhaczenia? Drużyna postaci o różnych profesjach (mag, wojownik, łotrzyk...)? To jednak celowe zagrania ze strony twórcy, a trzeba przyznać, że rozwój akcji śledzi się z zaciekawieniem, pomimo braku zaskoczeń.
Mimo to część czytelników może stwierdzić, że to nie usprawiedliwia autora, a komiks mógł być bardziej rozbudowany. I będą mieli rację. "Rat Queens: Magią i maskarą" nie aspiruje zbyt wysoko. Ma zapewnić przyzwoitą zabawę w świecie, który od razu wywołuje entuzjazm, bo opiera się na elementach nam znanych i przez nas lubianych. Ujęte jest to w na tyle prześmiewczym stylu, że bardzo łatwo kupuje się przygody awanturniczek, które potrafią wyjść nawet z najgorszych tarapatów, a po wykonaniu zadania muszą urządzić imprezę. Pod względem charakterów zostały dobrze wykreowane – wzajemnie się uzupełniają, tworząc zgraną i niebezpieczną ekipę.
Co prawda znalazło się miejsce na intrygę i wątek nieco kryminalny, ale to pozory nieobliczalnej opowieści. Nie nastawiajcie się na nic oryginalnego, choć postawienie na płeć piękną można odbierać jako odświeżający pomysł – to już pewne urozmaicenie standardowego fantasy. Kurtis J. Wiebe postarał się także o nakreślenie osobistych spraw bohaterek. Niestety, można mieć uzasadnione wątpliwości co do ich ciągu dalszego, ponieważ "Rat Queens" ma burzliwą historię. Zostały wydane zaledwie trzy tomy, po czym nastąpił reboot serii. Generalnie cykl zmagał się z różnymi problemami, a jego przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Możemy jednak spodziewać się, że w Polsce ukażą się następne dwie odsłony – zapowiedziano je na luty i maj przyszłego roku.
Ilustracje z pewnością oddają charakter scenariusza. Roc Upchurch nie szczędzi nam krwi i efektownych ataków podczas walk – zamaszystych cięć, wbijania broni w ciało wroga czy morderczych zaklęć. Każda postać wyróżnia się też wyglądem, w czym pomaga obecność różnych ras. Generalnie warstwa graficzna kojarzy mi się z serią gier "Dragon Age", m.in. ze względu na przemoc. Gorzej ma się sprawa ze szczegółami. Twarze osób znajdujących się w lekkim oddaleniu prezentują się sztucznie, a otoczenie cierpi na brak detali (często jest niewyraźne).
"Rat Queens: Magią i maskarą" to dobre fantasy z silnymi kobiecymi postaciami. Typ krwawej, humorystycznej rozrywki, która może nie zachwyci, ale na pewno zadowoli konkretną grupę czytelników. Jeśli więc lubicie fantastykę i gry RPG, a od historii nie oczekujecie niczego ambitnego (bo jest dość standardowa), to możecie sięgnąć po ten komiks. Królowe Szczurów – Hannah, Violet, Dee i Betty – to barwna drużyna, z którą można przyjemnie spędzić czas.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz