Pyrkon 2008 (28-30.03, Poznań)

5 minut czytania

Logo

Tegoroczny Pyrkon odbył się, zgodnie z tradycją, w pierwszy weekend wiosny. A że ten pierwszy wolny i jak najbardziej świecki weekend wypadał na 28-30 marca, tak cała zabawa rozpoczęła się właśnie dwudziestego ósmego. Niebotyczne kolejki sięgające chyba Podziemi, a na jej szarym końcu zjawił się wasz Randal. Całe szczęście wszystko przebiegało dość sprawnie i w znakomitej atmosferze. Głosu tego pana z recepcji, który groził śmiercią za przepychanie, nie mogę do tej pory zapomnieć.

Przedarłem się jakoś, wywijając wszystkimi kończynami, jakimi w chwili narodzin mnie obdarzono. Jednakże dość skrycie, aby zabójczego recepcjonisty nie rozzłościć. Aula, powitanie dość króciutkie, ale o czym tu mówić, skoro w tym samym czasie rozpoczęły się już prelekcje? No właśnie. Ogólnie rzecz biorąc, cały „cyrk” miał miejsce w Szkole Podstawowej nr 21 przy ulicy Łozowej 77. Obok, w Gimnazjum nr 43, mieściła się cytadela konwentowiczów. Mogli tam jeść, myć się i robić inne rzeczy. A wieczorem pogrywać sobie w to, co kochają najbardziej… czyli w LARP’a snu. Każdy to chyba lubi, szczególnie, jak jest się zmęczonym po wszelkiego rodzaju konkursach. Ale o tym trochę później.

Gmach był bardzo duży. Jak to szkoła. Brakowało być może trochę dekoracji oraz plakatów. Jak na mój gust, mogło wyglądać nieco lepiej. Klimat, całe szczęście wielce radosny, utrzymywali ludzie, którzy wybrali się na konwent. Wielu było skorych do rozmowy oraz żartów. Można by rzec, że spotkała się jedna, wielka rodzina fantastyki.

Krótkie powitanie w auli, wyrazy nadziei na dobrą pogodę i świetną zabawę. Albowiem o to chodziło. W tym samym pomieszczeniu odbyło się spotkanie z Jackiem Komudą, który opowiadał o swojej nowej książce pt. „Czarna Bandera”. Dość burzliwa dyskusja, parę dociekliwych pytań, trochę humoru. Spotkanie ogólnie rzecz biorąc było bardzo ciekawe. Najlepsza w tym wszystkim była dostępność autora. Rozmawiało się z nim niczym z kumplem, nie uciekał od żadnej rozmowy, żaden temat nie był dla niego niewygodny.

Pyrkon 2008
Bitwa zakończona. Tyle tortu poszło na zmarnowanie...
Zdjęcie by Ulalume

Rozwodzenie się nad każdym spotkaniem autorskim byłoby zajęciem godnym Syzyfa, dlatego też pozwolę sobie opisać jedno, które zapadło mi najbardziej w pamięć. Mowa tu o spotkaniu z autorką „Nocarza”, bardzo popularnej opowieści o losach Vespera – Magdaleną Kozak. Kto nie czytał, niech żałuje! Pisarka przyjechała na konwent ze swoimi fanami, którzy nazywali się Nocarze. Niesamowici ludzie, przebrani w stroje komandosów, w dłoniach dzierżący potężne gnaty, którymi, gdyby były prawdziwe (choć kto ich tam wie…) przestrzeliliby każdego renegata, który chciałby podejść choć na metr do ich mentora. Tematem jednak rozmowa odbiegała od najważniejszego, czyli książek. Jako że premiery jeszcze nie miało jej najnowsze dzieło, czyli „Nikt”, trochę nie na miejscu były pytania związane z wątpliwościami nasuwającymi się po lekturze. Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni… Autorka opowiadała o sobie oraz o swych zainteresowaniach (zresztą jak każdy).

Kolejnym bardzo zabawnym zdarzeniem była prelekcja na temat źródeł zła. Mówiąc prościej, o szatanie. Poszedłem tam głównie z ciekawości. Kiedy po raz pierwszy z ust prowadzącego padło słowo „szatan”, cała sala zatonęła w ciemnościach. Otóż, co się okazało, problemy techniczne. Ale czy na pewno? Było to co najmniej dziwne. Zło jest wszędzie! Prelekcja była ciekawa, a już z pewnością towarzyszyła jej najbardziej burzliwa dyskusja, na jaką miałem zaszczyt dotrzeć. Niedomówienia, łapanie się wzajemnie za słówka no i to magiczne „ A wtedy nadszedłem ja, znaczy się szatan, przepraszam!”

Sami zapewne doskonale wiecie, jak bogatym wydawał się Pyrkon, biorąc pod uwagę informacje zamieszczone na stronie. Jednakże dopiero na miejscu okazało się to przytłaczające! Nie mogąc wybrać między kilkoma ze spotkań, najzwyczajniej w świecie wolałem się gdzieś przejść, albowiem nie możliwym było dotarcie wszędzie. Ot, spacery po Poznaniu i odwiedziny naszych znajomych z Faerun Game były także ważną częścią mego pobytu.

Co zaś do atrakcji nie związanych z gośćmi – bardzo ciekawy był konkurs piosenki krasnoludzkiej. Mocne gardła, pomysł na pieśń i zabawa gwarantowały zwycięstwo. Nie namawiając do złego uważam, że jak najbardziej kufel z piwem, na tego typu konkursie, byłby wskazany. Poryczeli, pokrzyczeli, a potem wszyscy poszli w swoją stronę. Konkursów było co niemiara. Naprawdę! Od Star Wars, przez Wiedźmina, Delirium i Włatców Móch aż do Tolkiena. A i w środku znalazło się parę innych, równie ciekawych. Jak chociażby konkursy o grach cRPG, konkurs Karaoke, czy też konkurs o Warhammerze. Gdzieś tam na końcu był jeszcze South Park. Każdy z graczy ponadto mógł się sprawdzić we wszelkiego rodzaju LARP’ach oraz sesjach. Mistrzowie Gry walczyli o Puchar Mistrza Mistrzów.

Największym jednak wydarzeniem, rzucającym się w oczy tuż po przyjeździe, był zorganizowany przez Zakazaną Planetę konkurs strojów. Kreatywność oraz różnorodność uczestników była godna podziwu. W pamięć zapadła mi pewna urocza brunetka, która z tyłu głowy miała więcej neonów niż całe Las Vegas! Serio. Brawa dla tej pani, może to przeczyta. Mail jest na stronie GameExe.

Pyrkon 2008
Fire Show. Niezłe.
Zdjęcie by Ulalume

Na świeżym powietrzu zorganizowano bitwę na torty. Ileż tam się słodyczy porozsypywało. Współczuję panom, którzy musieli to sprzątać przed pokazami walk. A nóż jeden ze średniowiecznych mężów poślizgnąłby się na torcie. Czar rzucony na niewiasty swą zbroją i doskonałym wyszkoleniem w walce prysłby w mgnieniu oka. Świetny efekt uzyskano poprzez Fire Show. Niesamowite, co też Ci ludzie potrafią wyczyniać z ogniem. Aż strach się bać, co by było, gdybym to ja musiał robić coś takiego. Pokaz miał swoją magię… To trzeba przyznać.

Bardzo wesoło było także podczas konkursu łuczniczego. Współczucia dla kolegi redakcyjnego, Matthiasa. Biedak stał na deszczu, walcząc dzielnie z uderzającym także w jego stronę gradem tylko po to, aby chwycić łuk i choć przez chwilę poczuć się jak ten wielki, legendarny łucznik w rajtuzach z Lasu Sherwood. Nie wiem jak mu poszło, bo czekała na mnie Magdalena Kozak, jednakże chyba nie wygrał… No cóż, może za rok.

Pyrkon 2008
No i gdzie jest Matthias?
Zdjęcie by Randal

Jednakże nie mogę nie powiedzieć o pewnych dość nieprzyjemnych sprawach… Przede wszystkim samo umiejscowienie całego zdarzenia w szkole moim zdaniem było błędem. Dlaczego? Otóż… Przeludnione sale lekcyjne. Z całym szacunkiem, ale nominalnie mogąca pomieścić maksymalnie 30 osób sala, nie nadaje się na spotkania chociażby z autorami. Wiele osób nie miało miejsc, aby usiąść, więc stało bądź siedziało na podłodze. Gdzieniegdzie nie było w ogóle przestrzeni, ażeby się wcisnąć! Chyba, że cała sala podniosłaby ręce do góry. Wtedy upchnęłoby się może ze dwie, trzy osoby. Krzesła także były malutkie... Pamiętam, podobne miałem w 3 klasie szkoły podstawowej.

Co do warunków, w jakich przyszło mieszkać ludziom w szkole – mimo, że nie spodziewałem się luksusów, tak organizatorzy chyba nie przewidzieli takiej liczby chętnych! A powinni mieć to na uwadze, bo było ciężko. Współczuję trochę naszej Fae-drużynie. Choć zapewne mieli wygodę, to lepsze warunki by nie zaszkodziły. Błędem, moim zdaniem, było także nadmierne bogactwo programowe. Pomimo tego, że opcji opracowano bardzo wiele (i to bardzo ciekawych), tak nie można było tego wszystkiego ogarnąć. Rozumiem, że każdy mógł wybrać najciekawszą dla siebie „ofertę”, jednakże widzę tutaj pewne niedopracowanie ze strony organizatorów. Wydaje mi się, że chęci przerosły możliwości organizatorów. Podsumowując jednak było to świetne doświadczenie. Warto tam pojechać, zobaczyć, poczuć to wszystko, co tam ma miejsce. Poznać wspaniałych ludzi i się świetnie z nimi bawić. Mam nadzieję, że będę tam także za rok i was, moi drodzy, serdecznie do tego namawiam.

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...