Jeden z bohaterów "Cyklu demonicznego" Petera V. Bretta jest znakomitym skrzypkiem, który swoją grą urzeka publikę oraz potrafi zachwycić nawet demony. Autor omawianej serii ma z nim coś wspólnego. Czaruje on swego odbiorcę równie skutecznie, choć za pomocą słowa pisanego.
Wznowiona właśnie przez Fabrykę Słów "Pustynna Włócznia" jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z "Malowanego Człowieka". Sięgając po nią podjąłem się pewnego ryzyka i wyzwania zarazem – pierwszy tom oczekiwał na przeczytanie od lat na "stosie wstydu"... Nadrobienie zaległości przyszło sprawnie nie tylko za sprawą presji czasu na oddanie recenzji. Ona właściwie nie odegrała żadnej roli! Tę książkę czytało się po prostu jednym tchem, a każda przerwa od lektury wywoływała w duszy prawdziwy ból rozstania. Z marszu ukończywszy "Malowanego Człowieka" sięgnąłem po "Pustynną Włócznię".
Połowa pierwszej części to opowieść o Jardirze, który został Shar'Dama Ka Krasji. Krasja... W pierwszym tomie świat rozrastał się w zatrważającym tempie. Poznawaliśmy go od niewielkiego Potoku Tibbeta, gdzie karczmarz zdołał wyprzeć lokalny handel wymienny "płacidłami" pełniącymi funkcję lokalnego pieniądza, a ludzie lękali się demonów. Wkrótce zaznajomiliśmy się z wielkimi miastami dawnego królestwa Thesy. Na końcu – z odległą i tajemniczą Krasją.
"Pustynna Włócznia" w znacznej mierze opowiada właśnie o Krasji i Jardirze, który jako Shar'Dama Ka wyruszył na Północ, chcąc podbić tamte ziemie i zaciągnąć ujarzmioną ludność do swej armii, która ma stawić czoło demonom. Wątkom teraźniejszym towarzyszą liczne retrospekcje, pozwalające poznać krasjańskie obyczaje i kulturę oraz przeszłość Jardira. Nie jest on tajemniczym antagonistą, lecz postacią z krwi i kości mającą tak wady, jak i zalety oraz targaną wątpliwościami. Autor podjął się również udanej próby ponownego ukazania w nich niektórych zdarzeń z "Malowanego Człowieka", tym razem z perspektywy nowego przywódcy Krasjan.
Obraz jego ludu budzi mieszane uczucia. Jest on w jakimś stopniu inspirowany muzułmanami, lecz byłoby to duże uproszczenie. Sama konieczność śmierci w walce z bronią w ręku i lęk przed odejściem z innego powodu kojarzy się nieco z wikingami i "drogą" wiodącą do Walhalli. Surowe i skłonne do okrucieństwa plemiona żyjące kultem wojny i śmierci w niej nie są jednak mrocznym ani orientalnym złem, lecz bytem w pełni podmiotowym, tak jak kulturowo "bardziej europejska" Północ. Na ten moment historii być może nawet bardziej, gdyż Krasja została o wiele lepiej scharakteryzowana. Cześć oddawana wojnie i wojownikom jest przeciwieństwem zachowania ich sąsiadów skrytych w nocy za runami, niezdolnych do regularnego stawiania oporu, co niegdyś budziło taką złość młodego Arlena.
Skoro o tym mowa, to i w Arlenie nie ginie wojowniczy duch. Zakątek Drwali, czy też już raczej może Zakątek Wybawiciela, staje się względem Thesańskiej normy wyjątkiem: tam ludzie chcą walczyć. Arlen oraz Rojer i Leesha stają się ważnymi filarami społeczności w jej oporze. Wydaje się uwidaczniać ważna cecha cyklu, jedna z wartości, którą on zdaje się nieść: postawa gotowości do walki, lecz walki sprawiedliwej. Wydaje się, że pogardę w odbiorcy ma budzić ucieczka przed demonami, której symbolem może być ojciec Arlena. Zarazem wojna Jardira już takową nie jest i jako taka ma nie budzić sympatii. Czy względem nastrojów trwożliwej Północy ma być formą przestrogi przed zbyt dalekim pacyfizmem?
Powracamy również do, wydawać się mogło, epizodycznej w "Malowanym Człowieku" historii Harla i jego córek. Wciąż jest to opowieść kameralna, osadzona w pewnej izolacji od szerszego świata, acz ponowne spotkanie z nią jest pewnego rodzaju obietnicą i zagadką. Kim będzie Renna i jak jej losy złączą się z pozostałymi bohaterami? W tym momencie znów widzimy prawdziwy talent Bretta: on po prostu umie opowiadać. Nieważne, czy mówimy o drodze do władzy w Krasji, walce z demonami, czy opowiastce o ojcu gwałcącym swoje córki, nie wspominając obyczajowych perypetii Leeshy, Rojera i Arlena. Wszystkie te wątki zostały zaplanowane i zmierzać będą ku temu, by coraz ściślej się ze sobą wiązać.
Nowe wydanie cechuje znakomity poziom strony estetycznej. Piękna twarda oprawa i znakomite ilustracje Dominika Brońka to już polski wkład w dzieło amerykańskiego autora. Należy również wspomnieć o niebagatelnej roli Marcina Mortki, który z prawdziwym profesjonalizmem przełożył tekst, a bez którego talent Bretta nie mógłby się polskojęzycznemu czytelnikowi w pełni ujawnić. Miłym dodatkiem była tasiemka introligatorska, zdecydowanie ułatwiająca oznaczenie miejsca przerwania lektury.
Co warto nadmienić, "Pustynna Włócznia", choć jest drugim tomem cyklu, została napisana w sposób, który powinien być zrozumiały dla czytelnika nieznającego "Malowanego Człowieka" lub gdy odstęp między lekturą jednego a drugiego tomu był zbyt długi. Większości rzeczy da się domyślić, zaś inne kwestie były przypominane jednym bądź dwoma zdaniami. Książka ta, jak i cały cykl, powinny przypaść do gustu zarówno "weteranom" literatury fantasy, jak i osobom dopiero chcącym zapoznać się z gatunkiem.
Daję tej książce najwyższą notę, skoro zwyczaj recenzencki do tego obliguje. Właściwie pod żadnym względem nie jest to wybitna książka, jeśli liczyć kreację świata czy postaci, bądź poruszane problemy. Jest jeden wyjątek... Brett umie opowiadać wciągającą historię, o czymkolwiek by ona nie była. Opowieść pochłonęła mnie bez reszty.
Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz