„Inny świat: Przymierze trojga” to pierwsza część trylogii. Fabuła, której część została opisana na tylnej okładce powieści, zapowiadała się świetnie, więc liczyłem, że książka będzie co najmniej niezła. Cena, jak prawie każdej nowej książki, wynosiła trzydzieści parę złotych. Czy warto wydać je na tę pozycję? Dowiecie się czytając tę recenzję.
Jak sam tytuł wskazuje, przedstawiona akcja będzie się rozgrywała w innym świecie charakteryzującym się bujną roślinnością, która obrosła dosłownie wszystko. Zniknęły wszystkie zaawansowane technologicznie przedmioty – od samochodu aż po zwykłą żarówkę. Zwierzęta, łącznie z tymi hodowlanymi, stały się agresywne i podróżują w dużych grupach, co utrudnia ich ominięcie czy pokonanie. A wszystko to stało się podczas burzy i kolosalnej (słowo pochodzi z książki) śnieżnej zamieci, która odmieniła na zawsze życie naszych bohaterów – Matta, Tobiasa i Amber.
Matt to chłopak o bujnej wyobraźni, uwielbiający grać w RPG-i. Jego rodzice rozwodzą się, co jest dla niego bardzo stresujące. Próbują rozstać się w pokoju, lecz każde z nich chce, aby syn z nim zamieszkał. Podczas ich ostatnich wspólnych Świąt Bożego Narodzenia, Matt dostaje najlepsze prezenty, m.in. wierną kopię miecza Aragorna z „Władcy Pierścieni”. Nawet nie wie, jak bardzo mu się w przyszłości przyda. Jego najwierniejszym przyjacielem jest Tobias, czarnoskóry chłopak, którego zna już od podstawówki, kiedy matka jednej z koleżanek z klasy zabroniła się jej z nim bawić z powodu innego koloru skóry. Matt pocieszył kolegę i tak stali się nierozłączni. W późniejszym czasie, po tym jak świat się zmienił, poznali też Amber, która bardzo spodobała się Mattowi. Jest zarówno inteligentna, jak i piękna. Wpadła na pomysł, aby stworzyć Przymierze trojga i razem rozwikłać tajemnicę dotyczącą, kim jest zdrajca (więcej o tym dowiecie się z lektury).
Matt i jego przyjaciele wiedzieli, że coś jest nie tak. Dziwny sklepikarz z wężami w szlafroku i z rozwidlonym językiem kobry czy przechodnie znikający po porażeniu błyskawicą, po których jedyną pozostałością są ubrania. A zapowiedziana w telewizji zamieć wkrótce nadchodzi, szybciej niż wszyscy myśleli. Po niej, następnego dnia, pojawiła się burza, podczas której błyskawice dostają się do mieszkań przez okna. Porażeni nimi ludzie wyparowali. Matt zostaje jednym z ocalałych. Jest bliski rozpaczy, gdyż jego rodzina i sąsiedzi zniknęli. Nie wiedząc co robić, postanawia najpierw pójść do najlepszego przyjaciela, Tobiasa. Bierze swój miecz i wychodzi... To dopiero początek tej fascynującej historii. Nie będę zdradzał więcej, gdyż grzechem byłoby podanie większej informacji o fabule, bo przez to zostalibyście pozbawieni niepewności towarzyszącej głównemu bohaterowi od samego początku aż do końca. Rada: nie czytajcie tekstu na okładce, który zobaczycie po otwarciu książki, gdyż zbyt wiele podali tam informacji o fabule.
W trakcie czytania tej książki będziemy stopniowo dostawali odpowiedzi na dręczące nas pytania, co spowoduje, że trudno będzie się od niej oderwać. Na niektóre zagadki możemy sami rozwikłać, lecz tylko najlepsi będą mieli rację, o ile to w ogóle możliwe, gdyż autor postarał się, aby na twarzy czytelników często malowało się zdziwienie. Książka jest też zaopatrzona w liczne i nieoczekiwane zwroty akcji, które będą towarzyszyć nam do ostatniej strony, nie słabnąc ani trochę. Główni bohaterowie będą m.in. prowadzili prywatne śledztwo, które zostało tak bardzo dobrze przeprowadzone, że niejednokrotnie wpadniemy w zachwyt lub będziemy odczuwali lekki strach, np. podczas zwiedzania nawiedzonego zamku... Jako dodatek pojawia się również wątek romantyczny, choć w pierwszej części między Mattem a Amber nic szczególnego się nie zdarzyło. Pewnie po to, by czytelnicy sprawdzili, co się im przydarzy w kontynuacji powieści.
Niestety autor czasami niezbyt dokładnie opisuje miejsca akcji, więc zajmie nam trochę czasu zanim w pełni je sobie wyobrazimy lub część sobie dopowiemy. W dodatku niektóre zdarzenia można byłoby pominąć, bo zwiększają tylko objętość książki (łącznie stron jest 357). Przykładowo, ucieczka pontonem przez zalany Tunel Lincolna jest opisana na kilka stron, przez które jakiś potwór pojawi się raz na jakiś czas pod wodą, robiąc tylko małe zamieszanie i więcej nic się nie dzieje. Takich sytuacji jest niestety więcej, prawie wszystkie dotyczą próby przetrwania zaraz po zmianie świata i, gdyby nie niepewność bohatera, zrezygnowałbym z przeczytania tej książki już na początku. Na szczęście sytuacja w miarę szybko się poprawia. Dużym minusem są też niektóre wybory Matta, których nigdy chyba nie zrozumiem. Przykładowo, zamiast iść do przyjaciela, ja na miejscu głównego bohatera poszedłbym do tego dziwnego sklepikarza, który ma rozwidlony język węża. Kto wie, co by powiedział na temat tych dziwnych zdarzeń, a tymczasem po nich w ogóle o nim nie wspomniano. Brakuje też choć szczypty humoru, a niektóre zdania trzeba przeczytać kilka razy, aby w pełni je zrozumieć.
Mimo tych wad, jeszcze żadnej książki nie czytałem w takim napięciu i dlatego bardzo gorąco ją polecam tym, którzy lubią książki fantasy i chociaż trochę detektywistyczne. Jest to pierwsza część, więc bardzo dużo tutaj wprowadzeń nawiązujących do przedstawionego świata oraz wrogów, podobnie jak w "Harrym Potterze". Dla mnie czytanie tej książki było ogromną przyjemnością. Z chęcią przeczytam też inne tytuły tego autora, których, nie licząc tej i reszty, mającej się dopiero ukazać w polskim wydaniu, jest sześć. Z niecierpliwością będę czekał również na kontynuację recenzowanej tu powieści, która ukaże się w październiku tego roku.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz