Przyczajony tygrys, ukryty smok

3 minuty czytania

W porównaniu z naszym kręgiem kulturowym Daleki Wschód jest uosobieniem subtelności. Kung fu jest dla Chin tym, czym dla nas zakuci w zbroje rycerze okładający się półtorametrowymi mieczyskami. Tamtejsi filmowcy świetnie rozumieją, że dla nas wschodnie sztuki walki są diablo imponujące i promują swoje tradycje za pomocą wysokobudżetowych produkcji. Jednym z ambasadorów tej kultury jest na pewno Ang Lee, zresztą bardzo wszechstronny reżyser. Serwował nam takie filmy jak „Rozważna i romantyczna” czy „Tajemnica Brokeback Mountain”, ale także „Hulka” (z 2003, z Erikiem Bana). Ale chyba jego najbardziej znanym osiągnięciem jest „Przyczajony tygrys, ukryty smok” z 2000 roku.

przyczajony tygrys, ukryty smok

Kłębek włóczki

Historia w nim opowiedziana bazuje na powieści chińskiego pisarza Wang Dulu o tym samym tytule. Utwór jest czwartą częścią pięcioksięgu „Iron Crane” (niestety, żaden tom z tej serii nie został przetłumaczony na język angielski). Głównym bohaterem jest Li Mu Bai (w tej roli Chow Yun-Fat), mistrz miecza, który po latach przygód postanawia zostawić bohaterskie czyny innym, a samemu w końcu znaleźć spokój u boku Yu Shu Lien (Michelle Yeoh). Niestety, okazuje się to trudniejszym zadaniem, niż mógł podejrzewać. By ostatecznie zerwać z przeszłością, wojownik oddaje swój legendarny miecz, Zielone Fatum, swemu przyjacielowi Panu Te. Wtedy na scenę wkracza młoda arystokratka Jen Yu (Zhang Ziyi), która kradnie ostrze i pomimo wysiłków Yu Shu Lien, ucieka. Wtedy jeszcze nikt nie wie, że dziewczyna jest uczennicą Nefrytowej Lisicy, kobiety odpowiedzialnej za śmierć mistrza Li Mu Baia. A to dopiero początek.

Lecę, bo chcę…

przyczajony tygrys, ukryty smok

Fabuła jest, oczywiście, mocną stroną tej produkcji (choć pełna patosu i frazesów, które jednakże pasują jak ulał do „baśniowej ponadczasowości”), ale to nie ona gra pierwsze skrzypce. Tym, co naprawdę wciska w fotel, jest klimat, na który składają się świetna choreografia walk i ogólna estetyka: kostiumy, scenografia, muzyka. Wszystkie elementy zgrywają się w niesamowitą kompozycję. Przed oczami rozgrywa nam się baśń. Za choreografię walk odpowiada ten sam człowiek, którego Wachowscy zatrudnili do „Matrixa”, przyczajony tygrys, ukryty smokYuen Wo Ping. Samo to nazwisko jest gwarancją oszałamiających sekwencji, gdzie granice pomiędzy walką a tańcem nikną daleko za wschodnim horyzontem. Wisienką na torcie jest fakt, że grawitacja nie ma zbyt dużej władzy nad walczącymi. Bez trudu odrywają się od ziemi i mkną na wiele metrów w górę, atakując wroga w powietrzu jak jastrzębie. Wielu ludzi krytykuje ten obraz właśnie za bezsensowne latanie, co oznacza, że po prostu nie rozumieją przekazu. Walki nie mają być sensowne czy realistyczne. Mają być przyjemne w odbiorze. Jeżeli nie zgodzimy się na taką konwencję, możemy sobie spokojnie odpuścić.

Niech Moc… Niech Chi będzie z Tobą

przyczajony tygrys, ukryty smok przyczajony tygrys, ukryty smok

Oglądając „Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka”, ciężko oprzeć się wrażeniu, że George Lucas czerpał inspirację właśnie z tego kręgu kulturowego przy tworzeniu Zakonu Jedi. Li Mu Bai i Yu Shu Lien to wypisz, wymaluj dobrzy rycerze Jedi, Nefrytowa Lisica – niegodziwy Sith, a młoda Jen Yu – rozdarty padawan, błąkający się na granicy Jasnej i Ciemnej Strony. Sama fabuła nie zmieniłaby się znacząco, gdyby standardowy stalowy oręż zastąpić mieczami świetlnymi. Bynajmniej nie uważam tego za wadę. Lucasowi trzeba przyznać, że wybrał idealną bazę dla swego uniwersum, a Angowi Lee, że opowiedział historię o ogromnej uniwersalności, która nie tylko zawiera wartości istotne w tradycji Chin, ale i podaje je w formie imponującej zachodniemu widzowi. Co zresztą potwierdziła Akademia Filmowa, nominując film do nagród w 10 kategoriach (otrzymał 4, za najlepszy film nieanglojęzyczny, scenografię, zdjęcia, muzykę).

przyczajony tygrys, ukryty smok

„Przyczajony tygrys, ukryty smok” zabiera nas w barwną podróż, w czasie której na naszych oczach rodzi się legenda. Jest to jedna z tych historii, które zawsze są warte opowiedzenia, bo zawsze znajdą one słuchaczy, jako że idee, jakie promują, nie ulegają przedawnieniu. To baśń dla dużych dzieci, czyli dla każdego z nas. Odrobina magii, młodzieńczej beztroski. Bo czy nie właśnie tego chcemy, chociaż czasami tak trudno nam się do tego przyznać?

Ocena Game Exe
8.5
Ocena użytkowników
8.38 Średnia z 4 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Film bardzo przyjemnie się ogląda Najbardziej ujęło mnie świetne wyważenie między specyficznym humorem a chińskimi mądrościami. Czuć ten charakterystyczny klimat, którego samemu można doświadczyć chociażby w "Jade Empire". Celne porównanie do Zakonu Jedi!

Jedyny zarzut mam do podejścia do śmierci - chociażby scena, w której Lisica zabija policjanta. No w sumie gość umarł, ale poza córką jakoś nie za bardzo ktoś się tym przejął, włącznie z widzem. I tak jest z każdym zgonem w tej produkcji. Niemniej jednak poza tym - polecam!

8/10
0
·
Krótkie, zwięzłe, trafne scharakteryzowanie tematu. Wybitny obraz, przybliżający "zachodowi" nastrój, przekaz i charakter "wschodnich" spektakli, zdejmujący z nich brzemię (również świetnych skądinąd, choć na innym poziomie analizy) produkcji marki Hong-Kong z lat 80tych.

Ze wszystkich głośniejszych tytułów tego gatunku zdecydowanie najbardziej przypadł mi do gustu "Hero". To inna opowieść od recenzowanej wyżej, mniej baśniowa, bardziej trzymająca w napięciu, zahaczająca tu i ówdzie o kryminał czy thriller, na swój sposób również bardziej realna (przynajmniej w takim stopniu, na jaki pozwala konwencja), stąd też bardziej trafia w me serce swoim dramatyzmem i powagą. Niemniej "Smokowi i Tygrysowi" również wystawię gorące 8/10 i równie gorąco zachęcę wszystkich do obejrzenia.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...