Wstęp
Pytanie, jakie ludzie zadają mi najczęście brzmi: „Skąd czerpiesz pomysły?”
Opowiadam wtedy wiele fantastycznych historii. Na przykład o tym, jak będąc małym chłopcem znalazłem w jednym z antykwiariatów gdzieś w Niemczech stare blaszane pudełko, które, jak się później okazało, zawierało setki pomysłów na moje kolejne powieści. Albo o tym, jak innego razu uratowałem kocura pewnej starej kobiety, który jeszcze trochę i zostałby rozjechany przez pędzący motocykl – staruszka dała mi wtedy swój numer telefonu i obiecała, że za każdym razem, gdy do niej zadzwonię, ona da mi rewelacyjny pomysł na nową książkę.
Prawda jest jednak nieco inna. Jako siedemnastolatek dołączyłem do redakcji jednej z lokalnych gazet i tam, pracując na stanowisku młodszego reportera, miałem okazję wyszkolić się w pisaniu. Przez bite cztery lata miałem okazję wiele się nauczyć, a niesamowite historie dosłownie mnie otaczały.
Pomysły i niespisane historie są wszędzie. Są wszędzie tam, gdzie są ludzie. Niektóre historie są mniej porywające i interesujące od innych, ale są. Można z nich czerpać. Ja sam dostrzegam ich tak ogromnie wiele, że do końca życia nie zdołam ich wszystkich wykorzystać.
Pisanie powieści to tak naprawdę to samo co pisanie kolejnego artykułu. Jako ich autor – jako reporter – nauczyłem się odpowiadać sobie na pytanie: dlaczego coś się wydarzyło? Swoim czytelnikom staram się to potem wyjaśnić. Pisarz Julian Barnes powiedział kiedyś: „Życie mówi: ona to zrobiła. Książka mówi: ona to zrobiła, ponieważ... Książki są po to, by wyjaśniać wam pewne rzeczy. Książki nadają życiu sens”.
Podczas pisania swoich powieści stosuję określone zasady, aby pokazać moim czytelnikom, dlaczego dane rzeczy się wydarzyły. Zestawiam dwa odmienne pomysły w tej samej historii, co powoduje, że powstaje jedna, intrygująca opowieść. W horrorach kreuję bohaterów, którzy są zwykłymi ludźmi, jakich na co dzień spotykamy na ulicy. Ze zwykłymi problemami i pragnieniami. Następnie konfrontuję ich z przerażającymi nadnaturalnymi wydarzeniami, demonami, duchami... jak na przykład z odradzającym się indiańskim szamanem Misquamacusem w powieści „Manitou”, albo azteckim władcą krainy umarłych, demonem śmierci o imieniu Mictlantecutli w powieści „Wyklęty”, który usiłuje powrócić do życia w świecie współczesnym. Czy też z duchami Druidów w powieści „Dom kości”.
W te wszystkie pradawne zagrożenia wierzono w czasach, kiedy ludzie nie mieli pojęcia, że śmierć powodują rozmaite wirusy – nie diabły czy demony. I że obłęd to wynik choroby psychicznej lub uwarunkowania genetycznego, a nie opętania przez złego ducha. Wspomniane starożytne zagrożenia zostały stworzone z wielkiej niewiedzy i dręczącego przepotężnego strachu – dlatego są do bólu rzeczywiste i tak bardzo przerażające. Zdecydowanie sprawdzają moich bohaterów w całej rozpiętości. Boheterowie moich historii muszą zrozumieć, dlaczego niektóre rzeczy tak bardzo ich przerażają. I tylko wtedy, kiedy to pojmą, są w stanie stanąć z nimi do walki.
Znany psychiatra R.D. Laing powiedział kiedyś: „Nie zrozumie szaleństwa ten, kto choć raz w życiu nie doświadczył rozpaczy”.
Pomysł na niniejszą powieść – „Sissy Sawyer. Przepowiednia” – zrodziła się po lekturze artykułu o serii ataków snajperskich w Waszyngtonie w Stanach Zjednoczonych oraz w okolicach Interstate 95 w Virginii, do których doszło w październiku 2002 roku. Zginęło wtedy dziesieć osób, trzy zostały poważnie ranne. Zdawać by się mogło, że do tragedii doszło bez wyraźnych powodów. Jak się okazało, sprawcami byli John Allen Muhammad i Lee Boyd Malvo – ten drugi miał wtedy siedemnaście lat. Jeździli razem niebieskim Chevroletem Caprice w wersji sedan z 1990 roku. Strzelali do losowo wybranych osób.
Ostatecznie zostali złapani. Muhammad został skazany na śmierć poprzez wstrzyknięcie trucizny. Ekzekucja miała miejsce w listopadzie 2009 roku w Greensville Correctional Center niedaleko miasta Jarratt w Virginii. Malvo dostał sześć wyroków dożywocia bez możliwości zwolnienia warunkowego.
Byłem mocno zafascynowany tą historią. Wciąż zadawałem sobie pytanie, co siedziało w głowie tych facetów? W dodatku sam jeździłem wtedy Chevroletem Caprice z 1990 roku w wersji sedan! Sądzę, że takie było przeznaczenie tych wszystkich ludzi. Kto wie, może niektórzy z nich wiedzieli, co ich spotka, bo na przykład wcześniej wskazały im to karty tarota?
Dwie rzeczy – dramatyczna historia wspomnianych snajperów, a także moja nieokiełznana chęć opowiadania historii – przyczyniły się do tego, że stworzyłem bohaterów, jakich spotkacie za moment w mojej książce. Zobaczycie w jaki sposób wykorzystałem jeden pomysł, by rozwinąć kolejne i ostatecznie doprowadzić opowieść do finału.
Mam też nadzieję, że lektura mojej powieści doprowadzi Was do wniosku, że nie jest ważne, że coś się dzieje, ale dlaczego to się dzieje.
Na koniec ostrzeżenie – miejscie oczy szeroko otwarte i uważajcie na każdego, komu oczy świecą się na czerwono, a oddech cuchnie siarką. Nie jestem bowiem przekonany, że wszystkie demony są zmyślone.
I jeszcze jedno! Trzymajcie się z dala od każdego, kto jeździ Chevroletem Caprice z 1990 roku w wersji sedan.
Graham Masterton, 2015
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz