W trakcie ostatnich sześciu lat, jakie minęły od premiery pierwszego "Metra", sławna i potężna dziś seria wykształciła kilka sztywnych zasad, w myśl których kolejni autorzy powieści z tego uniwersum kreowali swoje dzieła. Biorąc do ręki którekolwiek z nich, wiemy, że czeka nas kolejne spotkanie z krwiożerczą fauną i florą w rozmaitych (koniecznie koszmarnych) odmianach, dość jednolity sposób przedstawiania świata (zabójczo toksyczny, masowy grób cywilizacji o niejasnej genezie) czy wreszcie utarty schemat kreacji społeczności ocalałych, stanowiącej tło dla wymyślonej fabuły. Jak dotąd w każdej z nowych odsłon cyklu brakowało mi jednego – bohatera o kompletnej historii, opowiedzianej od samego jej początku (choć niekoniecznie do ostatecznego końca), czyniącej z protagonisty pełnokrwistego reprezentanta rzeczywistości, w której przyszło mu żyć. Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, gdy odkryłem, że Denis Szabałow w swym debiucie zaprezentował nam właśnie taką właśnie postać.
Daniła to nieodrodny syn swoich czasów – świetnie wyszkolony stalker, obrońca podziemnej społeczności swojego Schronu, urodzony w świecie po zagładzie (zwanej tu Początkiem), dotknięty niewielką, ale pożyteczną formą mutacji. "Prawo do użycia siły" przedstawia go nam w dwóch wymiarach. W czasie teraźniejszym, jako komandos wyprawiający się na powierzchnię wraz z partnerem, stara się zapewnić sobie, rodzinie i pozostałym ocalałym wszelkie środki niezbędne do przetrwania. Jako stalker jest absolutnie niezależny, niemniej regularnie pełni warty na umocnieniach z pozostałymi członkami Schronu oraz, gdy zachodzi potrzeba, wykonuje misje specjalne, zlecane mu przez jego mentora i lidera całej społeczności, pułkownika specnazu – Rodionycza. Bieżące poczynania Daniły regularnie przerywane są retardacjami, ukazującymi jego dzieciństwo, późniejsze szkolenie i pierwsze kroki na zniszczonej powierzchni, pełnej tajemnic i niebezpieczeństw. W tle tych wspominek dostrzegamy też kształtowanie się Schronu, rządzących nim zasad, tragicznej historii, kontaktów z innymi, sąsiednimi, acz niekoniecznie przyjaźnie nastawionymi grupami. Oczami Daniły oraz jego rówieśników patrzymy też po raz pierwszy na "nowy" świat, którego nie znali jako dzieci podziemnych korytarzy i betonowego nieba. Odkrywamy go takim, jakim jest, a nie przez kontrast między tym, czym był i tym, czym się stał.
Być może właśnie z tego powodu rzeczywistość przedstawiana nam w trakcie poczynań Daniły bywa do bólu prozaiczna, szara, niemalże nudna. Brak tu mrocznego mistycyzmu rodem z horroru, spektakularnych kataklizmów, które miałyby zagrozić resztkom dowolnie rozumianej ludzkości (jak miało to miejsce w "Metrze 2033", "Dzielnicy obiecanej" lub "Mrówańczy"), jedynie standardowe problemy ze sprzętem, zaopatrzeniem albo koegzystencją poszczególnych ludzkich zbiorowisk. To ciekawa i odważna konwencja, wsparta sporą dbałością o realizm jej poszczególnych elementów i – co najważniejsze – realizowana z całkiem niezłym skutkiem. "Prawo do użycia siły" to prawdziwa gratka dla fanów wojskowości oraz surwiwalu. Szabałow co chwila raczy nas obszernymi, szczegółowymi opisami kolejnych typów broni, amunicji i wszelkiego sprzętu, jakiego faktycznie należałoby używać w świecie po nuklearnej zagładzie. Widać tu ogromną staranność i rzetelność autora, szkoda więc, że prezentowana przezeń wiedza ma charakter głównie encyklopedyczny. Przypisy objaśniające zasady działania modelu karabinu wspomnianego przez którąś z postaci zajmują niekiedy pół strony, nie przekłada się to jednak bezpośrednio na opisywaną scenę. Nie mamy okazji doświadczyć wyższości L85A2 z celownikiem SUSAT nad AK-74M, bo pisarz nie pokusił się o zobrazowanie występujących między nimi różnic w walce lub sytuacji innej, niż pełen pasji dialog dwóch stalkerów porównujących swoje zabawki.
W tym kontekście lepiej wypada prezentacja taktyki walki w mieście, zwiadu, dywersji itp., do których Denis Szabałow również przywiązuje dużą wagę. Opisy poszczególnych działań Daniły lub kierowanej przezeń grupy, czy to w trakcie podchodów z mutantami, czy też podczas odbijania budynku z rąk wrogiego oddziału, są dynamiczne i wiarygodne. Co prawda parokrotnie uderzyła mnie łatwość, z którą okazjonalnie dołączający do stalkera nowicjusze przyswajali sobie zaawansowane techniki szturmowe i zasady walki jedynie za sprawą krótkiego dialogu z Daniłą, by bez większych problemów wcielać je w życie w najbliższym starciu, jednak główny cel, który postawił sobie autor – napisanie utworu realistycznego – został osiągnięty.
Co jeszcze wyróżnia "Prawo do użycia siły" na tle innych powieści z cyklu "Metro"? Ciekawa, acz nie wydumana konstrukcja społeczności Schronu, konsekwencja w nadawaniu powieści "rosyjskiego charakteru" poprzez podkreślanie najważniejszych elementów tej kultury. W większości wypadków sprawdza się to dobrze, dodając specyficznego kolorytu monotonnej rzeczywistości obserwowanej przez czytelnika. Jednakże parokrotnie zdarzyło się, że autor, ustami pułkownika Rodionycza lub innych bohaterów, wygłaszał patetyczne, bogoojczyźniane przemowy piętnujące zgniły kapitalizm, USA i szeroko pojęty świat zachodni jako główne czynniki prowadzące do upadku idyllicznego Związku Radzieckiego oraz całej (mniej istotnej) reszty. Początkowo odebrałem je jako karykaturę lub ironiczne przedstawienie stereotypu Rosjanina, lecz wobec braku jakiejkolwiek kontry ze strony innych postaci lub samego narratora nabrałem podejrzeń co do intencji pisarza. Gdy zaś podobne ekspiacje powtarzały się w sytuacjach takich, jak pierwsze wyjście na powierzchnię od samego Początku, pośród skrajnie wysokiego promieniowania i niezidentyfikowanych, wszechobecnych zagrożeń, poczułem wyraźny niesmak.
Na całe szczęście omawiane wyżej wstawki zdarzają się incydentalnie i nie przeszkadzają w odbiorze całej powieści. Tę czyta się dobrze, płynnie, choć styl Denisa Szabałowa wydał mi się zbyt wygładzony, operujący eufemizmami pokroju "A niech to dunder świśnie!", za które nie winiłbym odpowiadającego za przekład Pawła Podmiotko, który już nie raz pokazał, że zna się na swojej robocie. Niemniej Szabałow wie, jak przykuć uwagę czytelnika, zbudować napięcie, gwałtownie zmienić tempo akcji w sposób, który zmusi nas do szybszego przewracania kartek w pogoni za finałem opisywanej sceny. Również wspominane przeze mnie we wstępie, obowiązkowe elementy każdego "Metra" wypadają tu bardzo dobrze – różnorodne, oryginalne maszkarony pożerają kogo się da za pomocą wymyślnych technik łowieckich, raz lub drugi dane nam będzie obserwować kadry przyzwoitego horroru, a kilka trzecioplanowych, niewyjaśnionych zagadek jeszcze mocniej pobudzi nasze zainteresowanie wykreowanym światem.
"Prawo do użycia siły" to solidna powieść z uniwersum "Metra" i dobre "postapo" jako takie. Pisarz nie uchronił się od kilku błędów debiutanta, lecz całościowo jego warsztat nie budzi większych zastrzeżeń i rokuje spore nadzieje na jeszcze lepszą kontynuację, która niewątpliwie powstanie w przyszłości. Wszyscy fani serii mogą spokojnie sięgnąć po tę lekturę, bez obaw o bolesne rozczarowanie, a przy tym z dobrymi perspektywami na kilka pozytywnych zaskoczeń.
Dziękujemy wydawnictwu Insignis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Dodaj komentarz